czwartek, 15 października 2015

Rozdział VII


Część II

IX. Lipiec 1979, Londyn

- Jamesie Potterze, zabiję cię!
Donośny krzyk wyrwał Jamesa ze snu. Usiadł na łóżku, rozglądając się w popłochu dookoła i wydał z siebie przeciągły jęk, kiedy nawoływanie uświadomiło mu w jakiej sytuacji właśnie się znalazł.
- Jesteś trupem, słyszysz!?
Z kuchni dobiegał go wściekły głos Allison Green – wkrótce Lupin, jak dumnie podkreślała co krok. James przywykł do tego, że  co dzień rano budził go jej pełen złości wrzask. Nie mógł jej za to winić, mieszkała w końcu z trzema dorosłymi facetami, z których aż dwóch było kawalerami i chociaż próbowała ich wychować, szło jej trudniej niż z Remusem.
James zerknął na zegarek. W pracy powinien być za niecałe pół godziny, powinien więc w sumie wstawać, nie zamierzał być jednak tym, którego dopadnie jako pierwszego. James wiedział, że lada moment Allie przejdzie do innego pomieszczenia i przeniesie swoją złość na Syriusza lub Remusa.
James Potter mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że był szczęśliwy. Mimo, że naraził się Allie.
- Syriusz, ty cholerny bałaganiarzu! Ile razy mówiłam, żebyś zabierał swoje gacie z łazienki!?
James natychmiast poderwał się z łóżka. Gniew dziewczyny przeniósł się teraz na Syriusza, miał więc on trochę czasu żeby zejść śniadanie bez ryzyka śmierci. James współczuł Syriuszowi tego co go czeka, ale cóż – wczoraj to on ewakuował się z mieszkania głodny po dwudziesto minutowym wykładzie na temat zmywania naczyń.
Wymknął się na palcach z pokoju i pobiegł do kuchni, gdzie siedział już rozbawiony Remus.
- Nie ma jej? – spytał cicho James, rozglądając się ukradkiem. Remus roześmiał się.
- Dopadła Łapę akurat kiedy wychodził z sypialni, chyba wydawało mu się, że dziś znowu tobie się dostanie. Nie byłoby łatwiej po prostu po sobie sprzątać?
- Może i by było – wzruszył ramionami James. – Ale mi się nie…
- To proste jak drut – do kuchni wszedł Syriusz, a za nim wmaszerowała Allie. – Bierzesz swoje gacie – zamachała bielizną przed nosem Syriusza, który przewrócił oczami. – I wrzucasz je do kosza na bieliznę! Czy to cię przerasta!?
- Zapomniałem – wzruszył ramionami Syriusz, zabierając swoją własność z jej dłoni. – Zaraz je wrzucę do kosza na bieliznę…
- Proszę was tylko o odrobinę ogarnięcia, jesteście bałaganiarzami, niechlujami…
- Nie cierpię jak masz wahania nastroju – westchnął Syriusz a James zakrztusił się owsianką. Remus zagwizdał cicho, a Allie zamrugała patrząc na Syriusza z uchylonymi ustami.
- Łapo, uważaj na słowa… - wymamrotał przestraszony James, patrząc na Allie która robiła się czerwona na twarzy to na uśmiechniętego Syriusza.
- Odszczekaj to – wycedziła przez zaciśnięte usta, mierząc w niego palcem. – Albo gorzko pożałujesz…
- No dobra, jak chcesz - rzucił od niechcenia Syriusz. Allie chciała coś powiedzieć, ale nagle Syriusz zniknął a na jego miejscu pojawił się wielki, czarny pies. – Wow wow.
Zapadła krótka cisza. Remus i James patrzyli wyczekująco na Allie, która oniemiała. Przez chwilę milczała a potem westchnęła.
- Ostatni raz daję się na to złapać – powiedziała w końcu zrezygnowana. – Sprzątnij po sobie.
Wyszła z kuchni.
- Ej, to nie w porządku! – zaprotestował energicznie James. – U mnie by to nie przeszło!
- Taka dola – Syriusz wyszczerzył zęby ale szybko przestał się uśmiechać, widząc ostrzegawcze spojrzenie. Pochylił się więc przez stół do Remusa. – Jesteś absolutnie pewny, że chcesz się  z nią żenić?
- Grabisz sobie, Black. Widzę, że masz wyjątkowo dobry humor, mogę ci go szybko popsuć, jeśli zechcesz – powiedziała Allie, zerkając na niego z ukosa.
- Przepraszam – westchnął Syriusz a Remus przewrócił oczami znad Proroka Codziennego, powstrzymując się od stosownego komentarza. James zerkał szybko to na jedno, to znów na drugie cisząc się jak dziecko, które patrzy jak matka karze jego rodzeństwo. – Więcej nie będę.
- Jesteście jak dzieci, słowo honoru… - jęknęła Allie. – Ale wiem, jak możecie mi to wynagrodzić. Potrzebuję  wolnego domu na weekend….
- Oczywiście, wy we dwoje będziecie się dobrze bawić a my biedni mamy się szlajać po jakiś melinach… - westchnął James, a Remus się wyszczerzył.
- Mnie się podoba taki układ – powiedział i po chwili namysłu zwrócił się do Allie. – A właściwie to o co chodzi?
- Ty też wychodzisz – poinformowała go łagodnie Allie, a Lupinowi natychmiast zrzedła mina. – Umówiłam się.
- Z kim? – zainteresowali się niemal równocześnie Remus i Syriusz. Lupin zerknął na Syriusza, który przewrócił oczami i Lupin szybko pojął, że mają zupełnie inny rodzaj  towarzystwa w kręgu swojego zainteresowania. Jamesa nie interesowało to wcale, więc zajął się swoją owsianką.
- Nie twój interes – odpowiedziała do Syriusza. – Z dziewczynami – wyjaśniła Remusowi i zwróciła się ponownie do Syriusza, który już otwierał usta. – Będziemy dyskutować na babskie tematy i tak, wszystkie są zajęte.
Syriusz usatysfakcjonowany pokiwał głową i do tematu nie wrócił.
Allie pokręciła rozbawiona głową. Miała wielkie wątpliwości, kiedy niecały rok temu zdecydowali się wspólnie wynająć mieszkanie. Perspektywa mieszkania z trójką mężczyzn, wydawała jej się dość przerażająca. Szybko okazało się jednak, że prócz ciągłych awantur o kawalerskie bałaganienie całej trójki, Huncwoci dostarczają jej też nieustającej rozrywki. Po prostu nie szło się z nimi nudzić.
Rzadko kiedy zapraszała znajomych do siebie. Grono jej przyjaciół składało się niemal w całości z dziewczyn. Szybko okazało się, że towarzystwo Remusa, Jamesa i Syriusza nie sprzyja plotkom przy winie.
Allie czasem próbowała rozgryźć, który z nich był wtedy bardziej nieznośny. Ogólnie rzecz ujmując cała trójka nie opuściła ich przez większość wieczora. Remus próbował być uprzejmy i co chwilę przynosił coś do jedzenia lub picia, Jamesowi wyjątkowo nudziło się tego wieczora, postanowił więc, że to idealna okazja by zrozumieć kobiety natomiast Syriusz… No cóż, Syriusz jak to Syriusz, kręcił się rozpraszając swoją obecnością wszystkie dziewczyny prócz samej Allie i Molly, które zdołały się uodpornić na jego urok osobisty. Koniec końców wieczór skończył się wielką awanturą a Allie postanowiła, że nigdy nie pozwoli by byli w tym samym czasie w domu co jej znajome.
Tym razem jednak nie tylko ich towarzyskość była problemem. Allie po raz pierwszy od ponad roku miała spotkać się z Lily, która przyjechała na wakacje do domu. Przez cały ten czas ich kontakt ograniczał się tylko do kilku listów a raz, kilka dni temu, przeprowadziły krótką rozmowę przez kominek. Allie nie przemyślawszy sprawy, zaproponowała przyjaciółce, że spotkają się u niej.
Nie musiała nawet poruszać tego tematu by wiedzieć, że to zły pomysł aby doprowadzić do spotkania Lily z Syriuszem lub Jamesem. Chociaż minęło sporo czasu, doskonale zdawała sobie sprawę, że to temat objęty tabu i pod żadnym pozorem nie powinna nawet o przyjaciółce wspominać.

Allie skończyła rozstawiać talerze, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek.
- Idę! – zawołała i pobiegła do przedpokoju, potykając się po drodze o kilka rzeczy rozstawionych na podłodze.
Otworzyła drzwi i wtedy ruda czupryna przesłoniła jej świat a ktoś mocno zawiesił się na szyi.
- Nic a nic się nie zmieniłaś! – powiedziała Lily, odsuwając się od niej i oglądając ją z uwagą. – Ależ ja się stęskniłam!
- Ja za tobą też. Nie wiesz jak się cieszę, że jesteś – Allie przyjrzała się przyjaciółce. – Obcięłaś włosy.
Evans przeczesała dłonią sięgające ramion kręcone kosmyki i wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekko.
- Jak mogłaś! – skarciła ją ostro. – Miałaś takie piękne, długie włosy!
- Przeszkadzały mi – wyjaśniła Lily, kiedy Allie popchnęła ją do salonu i posadziła na sofie, wciskając w dłoń kieliszek białego wina. – Nie mam czasu, żeby bawić się z ich układaniem i pielęgnacją, wyglądały strasznie. A takie są praktyczne… Molly jedna nie będzie?
- Pracuje, mam cię od niej uściskać i wymusić, żebyście się spotkały jak najszybciej… To teraz opowiadaj – zarządziła Allie, wpatrując się w rudowłosą z uwagą. – No, co u ciebie!? – zachęciła ją kiedy Lily przewróciła oczami.
- Nie ma co opowiadać, ostatni rok spędziłam w bibliotece, niemal tam zamieszkałam. Lepiej opowiadajcie, co u was.
- Molly się zakochała! – wypaliła uradowana Allie.
I tak oto zagłębiły się w szczegółową historię jak to Molly poznała Jareda. Kiedy Lily zadała już szereg szczegółowych pytań, spojrzała wyczekująco na Allie.
- No więc…. Zaręczyłam się – oznajmiła z dumą. Lily zakrztusiła się winem, kiedy wydała z siebie głośny pisk.
- I… Ty to mówisz tak spokojnie? Dopiero teraz?!
- W ciągu ostatnich czterech miesięcy entuzjazmowałam się tym tyle razy, że już troszeczkę ochłonęłam…
Lily spojrzała na nią tak, jakby właśnie oznajmiła, że jest mężczyzną. Wybuchła głośnym śmiechem.
- Żartuję! Nie mogę się doczekać! Molly mówi, że puszczę się jak paw, a chłopaki ledwo czasem ze mną wytrzymują.
- Kiedy ślub?
- Pierwszego grudnia – oznajmiła z dumą dziewczyna. – Masz być, bo jak nie…
- Będę, słowo – obiecała szybko Lily. – Nigdy bym tego nie przegapiła! Masz już sukienkę?
- Nie – powiedziała spokojnie Allie. – Założę szatę mamy, jest piękna i…
- Nie mogę uwierzyć, że bierzecie ślub… Jeszcze niedawno kręciliście się obok siebie i twierdziliście, że nie jesteście parą!
- No tak, nie zapomnisz mi tego nigdy… No ale mów, coś się musiało dziać!
- Więc… Jak ci mówiłam, w zasadzie mieszkamy w bibliotece… W życiu się tyle nie uczyłam… No i jeden raz byłam na randce.
- O i takich informacji oczekiwałam – ucieszyła się Allie. – Kontynuuj.
- Porażka. Facet okazał się być kompletnym sztywnikiem, jakby chodził z kijem od miotły w tyłku…. Napuszony, ulizany bałwan… Ten ciasno zawiązany krawat chyba odcina mu dopływ powietrza.
- Umówiłaś się z facetem który chodzi w krawacie?
- Nie chodzi, on w nim chyba śpi! – zaśmiała się Lily, a Allie ukryła twarz w dłoniach. – Kompletny palant.
- Następnym razem…
- Ona nas zabije. A kiedy zabije nas, ja zabiję ciebie. Będziesz podwójnie martwy. Podwójnie.
- Nie dramatyzuj tak, złość piękności szkodzi, a uroda to twój jedyny atut – dobiegł ich rozbawiony głos Jamesa. – Wezmę tylko… Allie! Jak ci mija wieczór?
- Co wy tu robicie? – wycedziła przez zęby, stając w drzwiach prowadzących do salonu. – Miało was tu nie być.
- Ten idiota – oznajmił Syriusz, szturchając Jamesa w ramię. – I twój umiłowany narzeczony, zdecydowali, że wolą ślęczeć nad robotą niż dobrze się bawić… Nudziarze.
- Jeden wieczór, czy to tak dużo!? Prosiłam was…
- Spokojnie – odezwał się uspokajająco James. – Wezmę tylko z salonu swoje papiery, zamykamy się u siebie i nie zobaczysz nas do jutra, sł… Ej, za co?
- Won od salonu – wycedziła Allie, patrząc na nich ostrzegawczo. – Accio dokumenty! A teraz wynocha do siebie, niech no zobaczę was chociaż na moment…
- A łazienka? – spytał szybko Syriusz.
- Skołuj sobie nocnik – wymamrotała Allie i nie czekając na odpowiedź wróciła do salonu, zatrzaskując drzwi nim zdołali cokolwiek zobaczyć. Lily siedziała skulona w fotelu w wyraźnie pogorszonym nastroju. – Przepraszam. Miało ich nie być…. Nie mówiłam ci, że mieszkamy razem bo… No, to nie ważne. Wynajęcie mieszkania we czworo bardziej się opłacało i…
- Nie szkodzi – powiedziała szybko Lily. – Nie musisz się mi tłumaczyć… Co u nich?
- Jak zawsze – uśmiechnęła się Allie. – Są tak samo nieznośni jak w szkole, może nawet gorsi… Wiesz, na samym początku – podjęła po chwili wahania widząc, że Lily nie o to pyta – wydawało się, że nic z tego nie będzie. Zaraz po tym jak Syriusz.. była tam jakaś awantura. Nie wiem, co sobie powiedzieli, żaden nie chce o tym mówić, ale na pewno nie było to nic miłego i… Potem James przez prawie miesiąc nie odzywał się do nikogo aż pewnego dnia… Wszystko wróciło do normy. Syriusz starał się to jakoś wyjaśnić…
Urwała, obserwując twarz Lily. Dziewczyna zbladła, jakby zapadła się w sobie i Allie doznała okrutnego wrażenia, że dla przyjaciółki to nie jest do końca zamknięta sprawa. Kiedy podniosła na nią wzrok, westchnęła ciężko i podjęła.
- Nie chciał nic słuchać, oznajmił, że sprawy nigdy nie było i mają do niej więcej nie wracać i… Tak zostało. Było trochę niezręcznie, zwłaszcza na początku ale teraz… No, wiesz jacy oni są.
- To… dobrze – powiedziała po chwili milczenia Lily. – Cieszę się, że… To dobrze… Jest sam?
- Jesteś zainteresowana? – kąciki ust lekko zadrżały Allie z rozbawienia. Jedno spojrzenie Lily wystarczyło jednak, żeby oceniła że jej ten dowcip nie bawi. – Trudno powiedzieć. Umówił się kilka razy z koleżanką z pracy, ale ostatnio sprawa jakoś tak przycichła… Mają dużo roboty, sama słyszałaś…  No dobra, opowiedz o tym Oxfordzie! – zmieniła szybko temat.  - Jest tak niesamowicie, jak mówią?
- No… W sumie, to nie wiem – powiedziała po chwili wahania Lily. – W tym semestrze zajęcia mieliśmy tylko w bloku magicznym a ten znajduje się właściwie poza samym terenem uczelni… Hugh mówi, że w nowym semestrze…
- Moment, zaraz, wróć – przerwała jej natychmiast Allie. – Hugh? Jaki Hugh? Nic nie wspominałaś…
- Kolega zajęć, Hugh Harper – wyjaśniła niecierpliwie Lily. – W każdy razie mówił, że drugi roczniacy…
- Naprawdę, chcesz mi opowiadać o uczelni? – spytała zszokowana Allie.
- No… Pytałaś o uczelnię…
- Wyczerpały nam się tematy a ty nie wspomniałaś, że jest jakiś Hugh! Mówiłaś tylko o sztywniaku w gajerku! No, chyba, że to ten sam to wtedy…
- Nie no, skąd! – Lily roześmiała się głośno. – Nigdy nie widziałam, żeby założył chociaż marynarkę od mundurku…
Zachichotała na samą myśl.
- Do rzeczy – przerwała jej Allie – Co to za Hugh?
- No… Hugh, po prostu – wzruszyła ramionami Lily. – Siedzi obok mnie na zajęciach.
- Jak się poznaliście? – zapytała od razu Allie.
- No… Był na kursie przygotowawczym jak ja i… Ściągał ode mnie na teście z eliksirów… Co?
Allie wydała z siebie długie, niskie „Uu…” co bardzo Lily zdenerwowało bo zazwyczaj oznaczało iż dziewczyna prędzej czy później oznajmi, iż coś między nią a Hugh jest.
- Pozwoliłaś mu od siebie ściągać? Ty, ta prawa Lily Evans?
- Oh, bo on doszedł później niż ja, a tego egzaminu nie dało się poprawić i by go wylali a po za tym… On potem pomógł mi z anatomią! – wyrzuciła z siebie na wydechu Lily czym jeszcze bardziej spotęgowała sugestywne dźwięki.
- Poczekaj, nim coś powiem, chcę się upewnić – powiedziała szybko Allie. – Uczyliście się we dwoje anatomii?
- No… Tak – powiedziała Lily nieświadoma zagrożenia. Allie z trudem panowała nad rozbawieniem.
- We dwoje? I pewnie zdaliście śpiewająco, co?
- No tak… Co cię tak do diabła bawi, co?!
- Lily – powiedziała rozbawiona Allie. – Anatomia człowieka, co?
Evans oblała się rumieńcem.
- Jesteś… Okropna! – oznajmiła urażonym tonem. – To nie było nic z tych rzeczy! To naprawdę tylko mój kolega!
- Dobra, wierzę ci – zachichotała Allie i dodała. – Przyjdź z nim na wesele.
- Proszę?
- No jako koledzy! – usprawiedliwiła się.– Posłuchaj, każdy kogoś przyprowadzi. Molly ma Jareda, James pewnie przyprowadzi Camille, Syriusz… No, to Syriusz – wzruszyła ramionami a Lily zachichotała. – Będziesz się lepiej czuć z kimś.
- Sama nie wiem…
- Uwierz mi – zapewniła ją Allie, na chwilę poważniejąc. – Nie będziesz się czuła dobrze, jeśli będziesz sama.
- Porozmawiam z nim – powiedziała po chwili wahania Lily, podczas gdy Allie rozlała szybko wina do kieliszków. – Za spotkanie?
- Za spotkanie!

Kiedy skończyły drugą butelkę, tematom nie było końca. Dyskutowały o czasach szkolnych, wspominały wszystkie swoje wpadki i niepowodzenia, obgadywały szkolnych kolegów i koleżanki. Gdy trzecia butelka została opróżniona, a Lily i Allie były już całkiem dobrze pijane, Lily podniosła i się i oznajmiła.
- Muszę… do łazienki.
- Na końcu korytarza – wymamrotała Allie, układając twarz do poduszki. – Tylko cicho…
Lily pokiwała głową i ta chwila nieuwagi kosztowała ją zderzeniem z krzesłem. Chichocząc jak głupia ruszyła go drzwiom salonu, kracząc niepewnym slalomem i robiąc w około siebie wielkie zamieszanie.
Odbijając się od ścian pokonała spory kawałek dzielącej ją drogi, kiedy niespodziewanie zderzyła się  z czymś i poleciała do tyłu. Coś zdołało ją jednak złapać za nadgarstek i uchronić pośladki od bolesnego stłuczenia. Lily podniosła nieprzytomne spojrzenie i nieco otrzeźwiała, widząc oszołomionego jej widokiem Syriusza.
- Ups… - wyrwało się jej i szybko wyszarpała swoją ręką z jego uścisku. – Szłam do łazienki.
Nie czekając na jego reakcje uciekła do toalety, zamykając za sobą drzwi. Syriusz przez chwilę wpatrywał się oszołomiony w miejsce gdzie zniknęła rudowłosa a potem odwrócił się i pobiegł do salonu.
- Jesteś, bałam się… Syriusz, oszalałeś?
- To ty oszalałaś! Musiałaś ją tu sprowadzać?
- Miało was nie być – oznajmiła spokojnie Allie. – Lily to moja przyjaciółka, zorganizowałam to tak, żeby wszystko było w porządku. To wy nie dotrzymaliście umowy.
- Masz pojęcie, co się może stać, jeśli…
- Po prostu trzymaj go od nas z daleka – wymamrotała Allie. – Lily z samego rana ma pociąg, chyba jesteście w stanie się nie wychylać przez kilka godzin, co?
Black zamachał rękami, nie mogąc zebrać słów aż w końcu wyszedł z salonu, mijając się w drzwiach z zawstydzoną i niemal trzeźwą już Lily.
- To był zły pomysł, żebym tu przyszła…
- To był zły pomysł, żeby im zaufać, że nie wrócą na noc.

- Allie… Allie, wstań – Lily szarpnęła przyjaciółką, która otworzyła leniwie oko i spojrzała na przyjaciółkę zaspana.
- He?
- Muszę się zbierać – powiedziała łagodnie Lily. Allie usiadła, zerknęła za zegarek, ziewnęła przeciągle i powiedziała.
- Jest jeszcze sporo czasu…
- Wolałabym nie wpaść na któregoś z chłopaków – wymamrotała rudowłosa a widząc spojrzenie przyjaciółki, dodała. – Wczoraj było wystarczająco niezręcznie.
- Nie wydurniaj się… Zjedz coś chociaż – Allie wstała, przetarła oczy i ziewnęła przeciągle. – Obmyję się, a ty zrób kawę, dobra? To śpiochy, nie obudzisz ich, nawet gdyby było trzęsienie ziemi.
Lily pokiwała głową. Allie poszła do łazienki a Lily zajrzała do kuchni. Od razu znalazła czajnik i wstawiła wodę i zaczęła się rozglądać za kawą.
- Gdzie do licha jest ta kawa…
- Druga szafka od okna.
Podskoczyła i odwróciła się szybko, stając twarzą w twarz z Syriuszem. Wpatrywał się w nią natarczywie i Lily nie musiała być Sherlockiem, żeby odkryć, że nie jest zadowolony.
- Co ty sobie myślałaś? – zaatakował ją od razu. Była pewna, że to zrobi nie przypuszczała jednak, że w tak bezpośredni sposób.
- Próbowałam zachować  rozsądek – powiedziała spokojnie. Ogrywała tą rozmowę tysiące razy sama z sobą i wiedziała, co powinna powiedzieć. Tak jej się przynajmniej zdawało. – Tobie go najwyraźniej zabrakło. Co ci strzeliło do głowy, po co mu mówiłeś?
- Czy aby przez chwilę pomyślałaś, w jakiej sytuacji mnie stawiasz? Nie przyszło ci do głowy, że wypadałoby mnie chociaż uprzedzić?
- Myślałam, że nie będziesz tak głupi, żeby polecieć do niego od razu i wszystko wypaplać!
- Naprawdę sądziłaś, że nic powiem?
- Wydawało mi się, że pokierujesz się jego dobrem a nie czystością swojego sumienia…
- Ej!
Głos Allie natychmiast sprowadził ich na ziemię. Spojrzeli na nią lekko nieprzytomnym spojrzeniem.
- James wstał. Uprzedziłam go, że jesteś. Koniec z tym cyrkiem.
- Pójdę…
- Siedź – warknęła Allie, wchodząc do kuchni. – Zachowaj resztkę honoru i nie uciekaj, kiedyś i tak do tego dojdzie.
Lily otwierała już usta, by powiedzieć, że jej się nie spieszy, ale usłyszała szuranie odsuwanego krzesła. Zerknęła na Syriusza, który z obrażoną  miną rozsiadł się, wpatrując w sufit.
- Grzeczna dziewczynka – pochwaliła ją Allie, kiedy już usiadła naburmuszona. – A może by tak trochę mniej nadąsania? Nie, no dobra, próbowałam… To zrobię tą kawę.
Wyciągnęła dzbanek do którego szybko nasypała kawy i zalała wodą. Jednym ruchem różdżki posłała dzbanek, cukiernicę i kubki na stół i przeszła do lodówki, z której wyjęła mleko. Potrząsnęła kartonem, wypuściła powietrze z ust i wydarła się tak gwałtownie, że Lily rozlała trochę kawy na stolik.
- POTTER TY BEZMÓZGI GUMOŁCHNIE ZNOWU WYCHLAŁEŚ MLEKO I NIE WYRZUCIŁEŚ KARTONU!
Zapadła głucha cisza. Lily patrzyła na sapiącą z wściekłości Allie, Syriusz skulił się trochę w sobie i zajął szybko robieniem kanapki, za to Allie cisnęła kartonem w zlew. Lily zerknęła na Syriusza akurat kiedy przyspieszył ze śniadaniem, wpychając do ust łapczywie suchy chleb i wypychając kieszenie żółtym serem i kiełbasą. Allie przez chwilę milczała a kiedy już odetchnęła, odwróciła się zrezygnowana w stronę zlewu. Wciągnęła rękę po karton i zamarła w pół ruchu. Syriusz wymykał się już z kuchni cichaczem.
- Syriusz ty cholerny niechluju! Ile razy mówiłam, żebyś nie wrzucał fusów do odpływu zlewu! Czy ja ci wyglądam na wróżkę!? Gdybym chciała sobie powróżyć użyłabym własnej herbaty!
Lily patrzyła oniemiała jak Allie ruga Syriusza a do kuchni ukradkiem wkrada się James. Nawet nie zwrócił na rudowłosą uwagi, zajął się tylko pospiesznie tym, co przed chwilą robił Syriusz – upychaniem jedzenia gdzie tylko się da. Evans rozdziawiła zszokowana usta.
- Przysięgam ci, że jeszcze jeden raz a wrzucę ci te cholerne fusy do łóżka!
Syriusz słuchał, pokornie kiwając głową. James złapał szybko za kubek, nalał do niego kawy, wypił wszystko jednym łykiem i zwrócił się do wyjścia z kuchni, kiedy go zauważyła.
- A ty – wycedziła, a Syriusz szybko czmychnął z kuchni. – Naucz się, że jak wypijesz mleko o zapierdalasz do sklepu po nowe, a nie łaskawie zostawiasz puste opakowanie!
- Nobe est w bobówce – wymamrotał James, który miał wypchane usta ogórkami kiszonymi.
- Co?
- Nowe jest w lodówce – powiedział Potter a ogórki wypadły mu z ust na podłogę. Widząc minę Allie rzucił do sprzątania z kieszeni powypadały mu kiełbaski. Allie zakryła twarz dłonią, pokręciła głową i odwróciła się, siadając obok Lily.
- I tak jest codziennie – poinformowała przyjaciółkę. – Nie śmiej się, nie wytrzymałabyś z nimi nawet tygodnia, to niechluje, bałaganiarze…
- Faceci – poprawiła ją Lily na krótki moment zapominając o obecności zbierającego z podłogi śniadanie Jamesa.
- Nic z tego nie będzie – oznajmił nagle zrezygnowany James, podnosząc się z podłogi. Zebrał jedzenie, przeniósł je do zlewu z którego wyjął brudny talerz i ułożył resztki nienadającego się do spożycia jedzenia. Potem odwrócił się do nich, podszedł do stołu, wyciągnął rękę i zawahał się. – Ale nie będziesz już krzyczeć?
- Będę – mruknęła Allie.
Lily zachichotała i tym zwróciła na siebie uwagę Jamesa. Na chwilę zapadła głucha cisza, kiedy Potter podniósł głowę i z nieodgadnionym wyrazem twarzy spojrzał na Lily, która nagle zbladła. Allie zerknęła na nich a potem poderwała się z miejsca.
- Zrobiło się jakoś cicho… Pójdę zobaczyć, co broją – i nim którekolwiek z nich zareagowała wyszła z kuchni. Kiedy drzwi zamknęły się za Allie, rudowłosa poczuła jak ogarnia ją panika. Złość i poczucie niezręczności które towarzyszyło ją w czasie rozmowy z Syriuszem, zniknęło bez śladu. Lily poczuła przygniatające wyrzuty sumienia i zapragnęła zapaść się pod ziemię, mimo powoli zmieniającego się wyrazu twarzy Jamesa. Zdziwienie powoli przeistaczało się w pustą obojętność.
- Cześć – oznajmił spokojnie, nakładając na talerz parówkę. Lily zamrugała zszokowana, kiedy usiadł naprzeciwko i sięgnął po świeże wydanie Proroka Codziennego.
- Cześć – odpowiedziała nieśmiało i szybko wbiła wzrok w swój kubek z kawą. Kątem oka zerknęła na Jamesa, który w milczeniu przewracał strony gazety.

Wpatrywał się w gazetę, nie rozumiejąc ani słowa z tego co przeczytał. Próbował za wszelką cenę nie pokazać po sobie, jakie wrażenie zrobił na niej widok Lily.
Czuł, że mu się przypatruje. Słyszał jak nerwowo stuka palcami w kubek i był pewny, że właśnie teraz przygryza wargi.
Przez przeszło rok robił wszystko, żeby o niej zapomnieć. Poświecił kilka miesięcy żeby wyrzucić ją z głowy. A teraz, kiedy zobaczył ją przez te kilka sekund nim odwrócił wzrok okazało się, że poniósł porażkę. Lily Evans nadal żyła w jego głowie i nic nie wskazywało na to, żeby kiedyś się jej pozbył.
Zerknął ukradkiem w stronę drzwi. Jak to się działo, że kiedy chciał spokoju zawsze ktoś się kręcił, a gdy teraz potrzebował by ktoś wszedł, jak na złość się pochowali?
Oczywiście, James mógł po prostu wstać i wyjść. Byłoby to pewnie najprostsze rozwiązanie, zaprzeczyłby tym jednak wszystkiemu co mówił przez ostatni rok. A tego nie chciał.
Ukrywał się więc za gazetą, próbując ukryć jak bardzo poruszyła go jej wizyta i czekał aż ktoś ją w końcu zakończy.

Cisza stawała się coraz bardziej uciążliwa. Lily nie miała odwagi się odezwać, James najprawdopodobniej nie miał na to ochoty.
Nie wiedziała tak naprawdę, czego się spodziewała po tym spotkaniu. Pewnie powinna była coś powiedzieć, ale niby co? Nie umiała znaleźć odpowiednich słów, nie wiedziała czy takie w ogóle są po za tym… Allie twierdziła, że to już za nim.  James twierdził, że to już za nim. A Lily z jakiegoś powodu nie mogła pozbyć się wrażenia, że to wszystko kłamstwo.
Postawiła kubek na stole, wygładziła nerwowo sweter i przygryzła wargę tak mocno, że poczuła smak krwi. Syknęła, oblizała szybko usta i zerknęła na zegarek.
- Pójdę już – powiedziała próbując zapanować nad drżeniem głosu. Wstała, a James podniósł głowę. Ich spojrzenia spotkały się, a Lily zalała kolejna fala wyrzutów sumienia. – Cześć.
Odwróciła się gotowa odejść i zdrętwiała słysząc jak James ją woła.
- Lily?
Odwróciła się trochę zbyt szybko. Wydawało jej się, że przez krótki moment kąciki jego warg zadrgały, kiedy jednak zamrugała jego twarz wyrażała tylko tą samą obojętność.
- Tak?
- Do zobaczenia – powiedział spokojnie, przyglądając się jej z uwagą. Lily zmarszczyła brwi, więc rozwinął. – Wesele Allie i Remusa?
- Ach, tak – odpowiedziała, czując jak znów się rumieni. – Pewnie. Do zobaczenia.
Nie odpowiedział, tylko zajął się ponownie Prorokiem. Lily wyszła z kuchni i odetchnęła z ulgą, opierając się plecami o ścianę. Drzwi od najbliższego pokoju otworzyły się i wyjrzała z niego Allie.
- Rozmawialiście? – spytała szybko, wpuszczając ją do środka, gdzie siedział zaniepokojony Remus i obruszony Syriusz. – Musiałam ich zamknąć, chcieli przeszkadzać.
- Nie przeszkadzaliby, nie rozmawialiśmy.
- Lily! – zdenerwowała się Allie, a Syriusz i Remus szybko wyszli z pokoju mamrocząc coś o wsparciu. – Powinnaś z nim porozmawiać!
- To nie jest dobry pomysł. Po za tym nie wyglądał na rozmownego…
- Daj spokój, potrzebujecie tego, Lily!
- Lepiej będzie, jeśli to zostawiamy. Allie, to zamknięta sprawa, nie powinniśmy do tego wracać…
- To ci się wymknie spod kontroli – ostrzegła ją Allie. – Zobaczysz, w końcu oboje stracicie opanowanie i nie wyjdzie z tego nic dobrego.
- Wiem co robię – zapewniła ją spokojnie Lily. – Poradzę sobie.
- Jak zawsze…
Wyszły z pokoju i przeszły do holu.
- Uważaj na siebie – poprosiła Allie, obserwując jak Lily się ubiera. – Pisz dużo… I do zobaczenia na ślubie.
- Będę, obiecuję – powiedziała Lily, ściskając mocno przyjaciółkę.
- I przyprowadź tego swojego Hugh…
- Nie jest mój – mruknęła Lily.
- Nie ważne, przyprowadź… Jestem go ciekawa – uśmiechnęła się lekko. Lily przewróciła oczami a Allie zachichotała, doskonale wiedząc co się święci. – Do zobaczenia.
- Pa.
Zamknęła drzwi za przyjaciółką i przez chwilę wpatrywała się w zamyśleniu podłogę. Może jej przeczucia co do decyzji Lily się nie spełnią? Może faktycznie takie rozwiązanie sprawy wyjdzie wszystkim na lepsza?
- Oj, Lily, Lily… Mów sobie co chcesz, ale ja wiem swoje – powiedziała cicho Allie. – Hugh… Ciekawe.

X. Październik 1979 Oxford

Jackie Descher otworzyła drzwi od łazienki i wydała z siebie głośny odgłos niezadowolenia.
Mogła zamieszkać sama, w miłym przytulnym pokoju, który chcieli wynająć jej rodzice. Mogła wynająć pokój z kimś z roku, gdzie spędzałaby wieczory na hucznych imprezach. A wybrała kampus, w którym dzieliła pokój ze studentką medycyny, którą to Jackie reanimowała nie jeden raz. W przenośni oczywiście.
Jackie nie mogła narzekać na towarzystwo Lily. Nie była rozhulana, jak jej poprzednia współlokatorka. Nie przyprowadzała co noc innego chłopaka, nie urządzała hucznych imprez i nie wymagała, by trzymać jej włosy, gdy zwracała rankiem wszystko co wypiła w nocy.
Lily była spokojna, ułożona i w żaden sposób nie sprawia Jackie problemów. Czasem Jackie myślała nawet, że była trochę zbyt spokojna. Jednak jak zdążyła się przekonać, Lily była typem osoby z przerostem ambicji. Poświęcała całe dnie i noce na naukę i przez to notorycznie się zaniedbywała. Jackie czuła się odpowiedzialna za współlokatorkę, pilnowała więc by ta jadła, piła i spała tyle, ile wymagał od niej tego organizm.
Kiedy więc zobaczyła śpiącą na podłodze, przytuloną do wanny Lily z nakręconym nierówno wałkiem na głowie, wiedziała, że sytuacja całkowicie ją przerosła.
- W łóżku byłoby ci trochę wygodniej – powiedziała, potrząsając Lily, która ocknęła się i ziewnęła przeciągle. – Po za tym, od spania jest noc, wiesz? To ta pora doby, kiedy na niebie świeci księżyc…
- Powiedziała astronom – wymamrotała Lily siadając na podłodze. – Nie mam czasu na spanie.
- Powiedziała uzdrowiciel – odpowiedziała przekąsem Jackie. – Wyglądasz strasznie.
- Wiem – Lily wyszarpała wałek z głowy i podeszła do lustra. – Żeby jakoś wyglądać powinnam iść z szyszmorą…
Jackie roześmiała się.
- Aż tak źle nie jest. Musisz odpocząć – oceniła spokojnie – i trochę się wyluzować – dodała szorstko, zabierając książki w kierunku których odwróciła się Lily.
- Daj spokój, muszę jeszcze poczytać, jutro…
- Jutro czeka cię długa podróż i wielogodzinne pilnowanie, żeby przyszła panna młoda nie uciekła w dniu swojego ślubu przez lufcik w garderobie! Dziś możesz co najwyżej poczytać o metodach kręcenia włosów i robienia manicure!
Lily niechętnie zgodziła się, a Jackie z satysfakcją zabrała podręczniki i weszła do sypialni.  Lily powlokła się za nią.
- Więc jedziesz z Hugh? – zagadnęła, kiedy Evans padła bez życia na łóżku zatapiając twarz w poduszce. Lily mruknęła twierdząco. W odpowiedzi Jackie westchnęła ciężko.
- Połowa campusu chciałaby być teraz na twoim miejscu, wiesz?
- Mhm…?
- No wiesz,.. To Hugh – stwierdziła ze spokojem. – Słodki, zabawny Hugh ze swoją gitarą, który zawsze wszystko robi po swojemu…
Lily podniosła lekko głowę i spojrzała na koleżankę, która wpatrywała się rozmarzonym wzrokiem w okno.
- Podoba ci się.
- A tobie nie!? – Jackie spojrzała na Lily jakby widziała ją pierwszy raz w życiu. – Lily, to jeden z najfajniejszych facetów w okolicy! I… - zawahała się - … i widać, że cię lubi. Nie chcę się wtrącać, ale myślę, że nawet bardzo cię lubi.
Lily zachichotała.
- Proszę, my się tylko przyjaźnimy i tak pozostanie. Mam dość związków na najbliższą dekadę – oznajmiła i znów wtuliła się w poduszkę.
- Powinnaś przestać się zadręczać i karać. To widać gołym okiem – dodała widząc pytające spojrzenie Lily. – Wyluzuj się i spróbuj dobrze bawić na tym weselu, to ci dobrze zrobi. A Hugh naprawdę cię lubi, czeka tylko na sygnał.
Lily pokręciła tylko głową i opadła na poduszkę, żeby zaraz pogrążyć się w śnie.

XI. Grudzień 1979 Londyn/Oxford

- Dziękuje, że tu ze mną przyszedłeś – powiedziała łagodnie Lily, kiedy oboje z Hugh zajęli krzesełka w środku drugiego rzędu, tuż obok średniego wzroku blondynki w fiołkowej sukience. – Sama czułabym się niezręcznie.
- Nie ma sprawy. Jak wieczór panieński?
- W porządku. Nie wiem jakim cudem dziś… Cholera!- wysyczała ledwo dosłyszalnie.
- Syriusz, tam z przodu jest wolne!
Lily obróciła powoli głowę i natrafiła na przeszywające spojrzenie intensywnie niebieskich oczu, wpatrujących się w siedzenie obok niej. Syriusz zauważył ją, rozejrzał się szybko dookoła, ale jego partnerka złapała go za rękę i pociągnęła bliżej ołtarza.
- Wolne?
Lily otworzyła usta szukając sprytnego kłamstwa, ale ubiegła ją sąsiadująca im blondynka.
- Cześć! Siadajcie.
Towarzysząca Syriuszowi brunetka pchnęła go, zmuszając by usiadł obok Lily. Black obrzucił ją obojętnym spojrzeniem.
- Cześć.
- Cześć - mruknęła niewyraźnie, błagając los by ceremonia się już zaczęła.
- Znacie się? – zainteresowała się blondynka ubiegając Hugh, który chyba zamierzał zapytać o to samo, bo natychmiast zamknął usta.
- Ta… To Lily, chodziliśmy… razem do szkoły. To jest Chloe – wskazał na brunetkę- i Camile.
- O, znacie się! Dziwne, Jim nigdy mi nie wspominał… - Cimale zmarszczyła brwi, a Syriusz przewrócił szybko oczami.
- Ciekawe dlaczego…
- Hugh – przedstawił się Hugh widząc, że Lily ani myśli tego zrobić.
- To jest Syriusz – wymamrotała rudowłosa, kiedy mężczyźni wymienili krótki uścisk dłoni. Wydawało się, że po tej wymianie uprzejmości zapadnie cisza. Niestety Lily odniosła wrażenie, że tylko ona i Syriusz nie mają ochoty na rozmowy. Hugh nieustająco zasypywał ją gradem pytań, nic sobie nie robiąc z jej proszących spojrzeń. Chloe i Camile pochyliły się i zaczęły żywo wymieniać opinie o wszystkim co ich otaczało, próbując  wciągnąć w rozmowę i Lily. A ona próbowała za wszelką cenę nie zrobić czegoś, czego potem by żałowała.

- Niedługo będziemy mogli zacząć – powiedziała pani Green wchodząc do salonu. Allie przechadzała się nerwowo wzdłuż pokoju szeleszcząc sukienką, odprowadzana czujnym spojrzeniem Remusa. – Naprawdę, Remusie, powinieneś zaczekać u siebie, oglądanie panny młodej przed….
- To tylko zabobon, mamo – przerwała jej nerwowo Allie – czuję się spokojniej, jak tu jest.
- Wolę nie myśleć jak wyglądasz, gdy jesteś nie spokojna – zaśmiał się nerwowo James, który z nieznanych sobie powodów również czuł się przejęty.
- Wszystko wygląda w porządku – powiedziała Molly, która od dłuższego czasu wyglądała przez okno. – Widzę Lily i… O, to pewnie Hugh…. Zaraz… Allie, chodź tu na chwilę… Czy to aby nie…?  A tam… O rany, czemu ona sobie to zawsze robi?
Allie podeszła szybko do okna i spojrzała przez ramię przyjaciółki. Zachichotała.
- Nie żałuję jej – stwierdziła rozbawiona Allie. – Nie tym razem…
- Kochani, możemy zaczynać.

Kiedy ścieżką prowadzącą do ołtarza przeszedł wysoki, przeraźliwie chudy czarodziej w szacie ministerstwa, zapadła głucha cisza. Wszedł na podest ustawiony pośrodku ogrodu, dał gestem głowy znać orkiestrze i głowy wszystkich gości zwróciły się w stronę wyjścia z domu państwa Green.
Chociaż był pierwszy grudnia, mróz i padał śnieg, ceremonia i wesele miały odbyć się w ogrodzie. Niewiele osób wiedziało, że o świcie pan Green wraz z Remusem, Jamesem i Syriuszem rozstawili ogromny namiot, który po narzuceniu kilku prostych zaklęć stworzył iluzję otwartej przestrzeni.
Nikt nie zauważył, jak Remus i James znaleźli się przy ołtarzu. Spojrzenia wszystkich skierowane były na drzwi domu państwa Green w których pojawiła się Allie w towarzystwie ojca.
Lily poczuła nagłe wzruszenie i szybko otarła policzek, po którym niewiadomo kiedy popłynęła pojedyncza łza. Kiedy jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Allie, uśmiechnęła się do niej szeroko. W odpowiedzi Allie rzuciła znaczące spojrzenie na Hugh, mrugnęła do niej. Lily pokręciła głową i spojrzała na Remusa. Na widok przyszłej żony Remus rozpromienił się tak szczerze, że kilka osób – w tym i Lily – wydały z siebie głębokie westchnięcie.
Drgnęła czując jak Hugh dyskretnie wsuwa swoją dłoń w jej. Zerknęła na niego ukradkiem, jednak wpatrywał się z zaciekawieniem w młodą parę z ledwo dostrzegalnym uśmiechem.
Lily przygryzła lekko wargę i zdecydowała, że ten wieczór będzie początkiem nie tylko dla Allie i Remusa.

- Rozumiem wszystko-  zaśmiała się Allie. – Rozumiem, że nie wiedziałaś o Camile, że to Chloe usiadła obok was, ale… Powiedz mi, jakim cudem ten facet przyszedł tutaj tak ubrany i jeszcze żyje!?
Lily mruknęła coś pod nosem rozbawiona. Allie i Molly spojrzały na Hugh, który podrygując wesoło nakładał sobie górę jedzenia na talerz, zupełnie nie przejmując się tym, jak bardzo wyróżnia się na tle innych gości. Ubrany w luźne ciemne jeansy i granatową koszulę, z długimi jasnymi włosami złapanymi w niedbały kucyk z tyłu głowy i kółeczkiem w uchu, wyglądał bardziej jakby był na wakacjach niż ślubie.
- To Hugh – wyjaśniła rozbawiona Lily. – Wspomnij przy nim o szacie wyjściowej, a wyjdzie stąd natychmiast i więcej się do ciebie nie odezwie. To po prostu Hugh.
- Słodziutki jest – stwierdziła Allie z uśmiechem. – I chyba go lubisz.
- Chyba bardziej niż mi się wydawało – powiedziała czule Lily i zawahała się. – Jest wyjątkowy.
- Osobiście uważam, że to nie w porządku, że zawsze udaje ci się zdobyć tych najfajniejszych, ale… nie zepsuj tego – poprosiła Molly.
- Nie zamierzam… Przepraszam was na chwilę – powiedziała wstając. – Muszę z kimś zatańczyć.

- Dziękuje, że tu jesteś – wyszeptała łagodnie, przypatrując się Hugh. Uśmiechnął się szeroko i przeciągnął trochę bliżej siebie. 
- Chyba trochę wyróżniam się strojem – oznajmił rozbawiony podnosząc rękę, by mogła się obrócić. – Mogłaś uprzedzić, że będzie bardziej galowo…
- To by coś dało?
- Nic – odpowiedział całkiem szczerze. – No, może wyprasowałbym koszulę.
Roześmiała się na głos.
- Podoba mi się jej kolor – powiedziała nie bardzo wiedząc dlaczego. Hugh zrobił wielkie oczy, pokiwał głową i spytał.
- Mówisz mi to, bo…?
- Znam twój gust, mogłeś wybrać gorzej…
Roześmiał się, pokiwał głową jednak zaraz szybko spoważniał.
- Co masz dokładnie na myśli?
- Kanarkowa z Sylwestra…
- Uwielbiam ją! – oburzył się mężczyzna a Lily wzruszyła ramionami. – Powiedziałaś, że podkreśla… Kolor mojej duszy!
- Nie chciałam sprawić ci przykrości, byłeś jedyną osobą która ze mną rozmawiała… - wyznała rozbawiona Lily. Hugh prychnął urażony.
- Co jeszcze? – spytał po chwili obrażonym tonem, najwyraźniej oczekując, że zamilknie. Lily nie miała takiego zamiaru.
- Ten okropny sweter… No wiesz, ten w pasy…
- Jak… Jak możesz!? – posłał je oburzone spojrzenie – No dobra, masz rację, jest okropny, zakładam go tylko dlatego, że… Ale nie powiesz nikomu? Przynosi mi szczęście.
Roześmiała się tak głośno, że kilka tańczących par spojrzało na nich rozbawionych. Hugh posłał przepraszający uśmiech.
- Jeśli mam być szczery, nie znoszę kiedy nosisz te jasne spodnie – stwierdził po chwili rozbawiony.
- To moje ulubione!
- Wyglądasz w nich jak sierota, zwłaszcza gdy włożysz ten bordowy sweter który jest na ciebie dużo za duży.
- Pewnie dlatego, że nie jest mój – wyznała zakłopotana Lily, a Hugh pokiwał z powagą głową i podjął.
- Lubię, jak nosisz go do legginsów – podjął, za co natychmiast dostał od Lily w łeb. – Jestem szczery!
- Raczej bezczelny!
- Tylko troszeczkę – uznał szczerze, a Lily zachichotała. Przez chwilę tańczyli w ciszy aż w końcu odezwał się. - Wiesz, jestem strasznie głodny, nie dałaś mi zjeść…
- Potrafisz docenić klimat! – zaśmiała się, kręcąc głową. – Pójdę do dziewczyn, przyjdź jak skończysz.

- Cześć!
Lily podskoczyła i szybko odwróciła się, stając twarzą w twarz z Camile. Dziewczyna uśmiechała się do niej promiennie. Sądząc po przyspieszonym oddechu, zadyszce i czerwonej buzi, właśnie zeszła z parkietu i tego wieczora bardzo dobrze się bawiła.
- Cześć – powiedziała Lily czując jak nagle robi je się gorąco. Blondynka odgarnęła włosy z twarzy i wyminęła Lily podchodząc do zlewu.
- Jak na tak dobrze imitowaną zimę strasznie tam gorąco – oznajmiła nalewając wody do szklanki. – Zwłaszcza kiedy się tańczy…
- Tak, to prawda, bardzo tam ciepło… - wymamrotała Lily i odwróciła się by odejść, ale nieoczekiwanie Camile ją zatrzymała.
- Dobrze go znasz? – spytała cicho, wpatrując się w Lily uważnie, jakby próbowała poznać jej myśli. Lily przełknęła ślinę.
- Kogo? – zapytała, chociaż doskonale wiedziała co odpowie dziewczyna. Nie pomyliła się ani trochę.
- Jamesa. Chodziliście razem do szkoły a ja… Nie wiem o nim zbyt wiele z tego czasu… Mam na myśli, niechętnie o tym mówi, w zasadzie nie mówi wcale, wszystko co wiem pochodzi od innych i to raczej kiedy im się coś wypśnie niż żeby sami powiedzieli więc pomyślałam, że może ty…. – strzeliła nerwowo palcami nie odrywając od Lily wzroku. – Przepraszam, nie powinnam o to pytać, ale czuję po prostu, że to ważne, wiem, że ktoś wtedy były i czasem… Powiedz mi, wiesz coś, prawda?
Lily przełknęła ślinę i zaczęła gorączkowo myśleć. Nagle zabrakło jej słów, poczuła, że jest w pułapce z której nie ma wyjścia.
- Jeśli… Jeśli nie chce o tym mówić, ja też nie powinnam tego robić – wyszeptała cicho, wyswobadzając ramię z silnego uścisku Camile. – Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc…
- Ah… Okej – wyrwało się dziewczynie i pokiwał głową, nie do końca przekonana i wyraźnie zawiedziona. – Przepraszam, że pytałam, po prostu wydawało mi się, że powinnam ale… Nie szkodzi. Baw się dobrze…
Lily otworzyła usta, ale nie wpadło do  głowy nic mądrego, co mogłaby powiedzieć.  Kiwnęła do Camile krótko głową i wyszła, starając się za wszelką cenę nie odwrócić.

Camile usiadła obok Jamesa, przyglądając mu się z uwagą. Spojrzał na nią pytająco. Przez chwilę milczała, wyraźnie nad czymś rozmyślając a potem utkwiła wzrok gdzieś w oddali i powiedziała.
- Rozmawiałam z nią przed chwilą, w kuchni.
James powoli podążył spojrzeniem za dziewczynę i poczuł jak cały dobry humor ulatuje z niego gdzieś daleko.
- Co ci powiedziała? – spytał chłodno, nie odrywając od rudowłosej spojrzenia.
- Nic – odpowiedziała spokojnie dziewczyna. – Spytałam ją, czy długo się znacie. Nie patrz tak, mało mi o sobie mówisz… Ale mnie spławiła. W bardzo uprzejmy sposób, ale spławiła.
James odwrócił się do Camile. Przyglądała mu się spokojnie, uśmiechając lekko.
- Nie musiała mi nic mówić, ty właśnie zrobiłeś to sam…
Spokój z jakim do niego mówiła, wydał mu się zupełnie nienaturalny.
- To ona, prawda? Mogłam się wcześniej domyślić – westchnęła i wstała. – Kiedy będziesz… Gdy już o niej zapomnisz i będziesz chciał spróbować czegoś nowego… Wiesz gdzie mnie znaleźć – powiedziała łagodnie i pochyliła się, składając krótki pocałunek na jego policzku. – Do zobaczenia w pracy.
James siedział oniemiały, zupełnie nie rozumiejąc tego, co się właśnie stało. Jakaś część jego podświadomości podpowiadała mu, że powinien teraz za nią pobiec i coś powiedzieć, a jednak siedział nieruchomo przyglądając się jak odchodzi. Zupełnie obojętny na to co się właśnie stało i niespodziewanie wściekły na swoją własną obojętność.

- Lily, pomożesz mi?
Allie spojrzała prosząco na przyjaciółkę i gestem wskazała na siedzących przy stoliku Jamesa i Syriusza, którzy nie wyglądali specjalnie dobrze.
- Są pijani – oceniła Lily podchodząc bliżej. Allie westchnęła ciężko, krzyżując ręce na piersiach.
- Jak dwie świnie…  A tak ich prosiłam, żeby się chociaż spróbowali zachować po ludzku…
- Zgłaszam zdecydowany sprzeciw – odezwał się James i spróbował podnieść z krzesła, szybko jednak opadł na nie z powrotem. – On jest pijany jak świnia. Ja jestem jak… prosiątko?
- Bardzo wyrośnięte – zakpiła Allie i zwróciła się do Lily. - Jutro im dam… Trzeba ich gdzieś położyć nim narobią kłopotów.
- Allie, kochanie, pozwól!
Allie spojrzała przez ramię na sędziwą czarownicę w zielonym trenczu i zerknęła zrezygnowana na Syriusza i Jamesa. Lily zerknęła tęsknie w stronę Hugh po czym podeszła do Jamesa i spytała poważnie.
- Kto zdobył Mistrzostwo Świata w 1954?
-  Wędrowcy z Wigtown, ale tylko ze względu na…
Lily odwróciła do się Allie, ignorując wywód który zaczął właśnie wygłaszać James.
- Mogłoby być gorzej, jeszcze nie rzuca obelgami – stwierdziła spokojnie. – Wracaj do gości, zabiorę ich do domu i przypilnuję, żeby się położyli… To twój wieczór.
- Jesteś pewna…?
- Idź, nim się rozmyślę – powiedziała łagodnie i zwróciła się do Jamesa, który nadal mówił. – Wystarczy już, wszyscy to wiemy.
- … sfaulował go a sędzia nic nie zrobił i… To po co pytałaś? – spytał oburzony a Lily przewróciła oczami i podeszła do Syriusza.
- Pomóż mi, sama go nie podniosę – oceniła, zarzucając sobie jego rękę na szyję i przewróciła oczami. – Zabieraj łapę z mojego tyłka!
James zamrugał zdezorientowany.
- Przecież nie… Ah, to było do niego – uspokoił się i pokiwał głową lekko rozbawiony. Podniósł się, zatoczył lekkie kółko i pomógł Syriuszowi wstać, zawieszając go sobie na szyi.
Lily pokręciła głową rozbawiona. To będzie długa noc, pomyślała.
- Jak to się stało, że jest w takim strasznym stanie? – spytała w końcu uznając, że cisza która między nimi panuje jest nienaturalna i o wiele bardziej krępująca, niż rozmowa.
- Jest pijącym Remusa – odpowiedział James.
- Kim?
- Pijącym. Pije za niego… Daj spokój, tutaj jest prawie sto osób i niemal każda chce się napić z panem młodym – wyjaśnił zirytowany, że Lily nie rozumie tak prostej rzeczy. – Wyobrażasz sobie, że Lunio, ten który ma głowę słabszą od przedszkolaka, pije z tym każdym kto podstawi mi kieliszek pod nos? A tak, Syriusz kręcił się obok, robił małe zamieszanie i wypijał dwie kolejki, zamiast jednej.
- To… miłe z jego strony – powiedziała oszołomiona Lily, a James przewrócił oczami.
- Nie miał wyboru, taką mamy umowę. Syriusz jest pijącym Remusa, Remus moim a ja Syriusza. Umowa jeszcze z czwartej klasy, to zobowiązuje.
Lily roześmiała się na głos.
- To porąbane ale bardzo w waszym stylu.
James wzruszył ramionami. Lily pokręciła rozbawiona głową. Jedną z najbardziej zaskakujących cech Jamesa było jego zachowaniu po alkoholu. Kiedy wypił dostatecznie dużo, stawał się otwarty na wszystkich zapominając o wszelkich urazach. Lily była pewna, że rozmawia z nią tylko z tego powodu, był też pewna, że gdyby teraz spotkali by Snapea cóż… Najprawdopodobniej Ślizgon usłyszałby przerażająco dużo komplementów, przeprosin i płomiennych zapewnień o zapomnieniu dawnych uraz.

- Udało się – westchnął James i bez ceregieli upuścił Syriusza, który padł na podłogę salonu i zachrapał głośno. – A teraz muszę się napić.
- Ale… Zostawimy go tutaj tak? – spytała zaniepokojona Lily, kiedy James podszedł do barku i zaczął w nim grzebać. Obrócił się przez ramię, spojrzał na śpiącego Syriusza i powiedział.
- Dobrze mu tu.
- Hola, hola – zawołała Lily widząc jak James wyjmuje butelkę z winem i wyciąga różdżkę. – Tobie też już wystarczy na dziś, zostaw butelkę i do łóżka.
- Nigdzie z tobą nie idę – zaprotestował urażonym tonem. Lily westchnęła zirytowana. Teraz przypomniała sobie, że oprócz ujmującej serdeczności, James bywa też bardzo irytujący gdy za dużo wypije. Spojrzała na zegarek.
- Powinnam już dawno wrócić. Proszę, zostaw butelkę i idź spać – jęknęła jednak James nic sobie z tego nie zrobił. Otworzył butelkę i napił się z gwintu tak łapczywie, że większość wylał na siebie. Widok czerwonego wina na śnieżnobiałej, jedwabnej koszuli zmroził krew w żyłach Lily. Odruchowo podbiegła i nie myśląc o niczym, zaczęła ją z Jamesa ściągać.
- Ej, aż tak pijany nie jestem, nie dobieraj się do mnie! – zaprotestował próbując wyszarpać się z uścisku Lily.
- Wino! Koszula! Trzeba to zaprać inaczej będzie do wyrzucenia!
- To moja koszula i mogę z nią robić co chcę! – zirytował się James, kiedy Lily nie zważając na jego protesty rozpięła już większość guzików. Szarpnął się i dla potwierdzenia swoich słów wylał jeszcze trochę na rękaw. Lily na chwilę zamarła oszołomiona, a potem z jeszcze większą determinacją zaczęła się z nim szarpać. Na każdy jej ruch James wylewał jeszcze trochę. Kiedy czerwone wino niechcący chlapnęło na sukienkę Lily, straciła wszelkie zahamowania. Z nieznaną sobie siłą wyrwała butelkę z rąk Jamesa i bez zastanowienia wypiła wszystko co w niej zostało. Otarła usta rękawem i zadarła wysoko głowę by zobaczyć wielkie oczy Jamesa wpatrujące się w nią z mieszaniną wyrzutu i niewypowiedzianego bólu.
- To było… moje – powiedział cienkim głosem. – Wypiłaś moje wino!
Lily przez chwilę poczuła się wyjątkowo głupio, a przypomniała sobie o koszuli, Hugh który został na weselu, chrapiącym obok Syriuszu, którego musiała wtaszczyć do domu, zaplamionej sukience i zirytowaniu, jakie jeszcze chwilę temu czuła. Uznając, że w tej chwili jest jej już wszystko jedno, rzuciła butelkę na sofę i oznajmiła.
- Daj więcej.
James przypatrywał się jej przez chwilę nieufanie, aż w końcu wzruszył ramionami i wyjął z barku dwie kolejne butelki.

- Nie widziałyście gdzieś Lily?
Hugh zatrzymał się przy Allie i Molly, rozglądając się dookoła.
- Nie mogę jej nigdzie znaleźć, wyszła do łazienki i…
- Miała odwieźć Jamesa i Syriusza do domu – powiedziała łagodnie Allie i zerknęła na zegarek. – Powinna niedługo wrócić.
- Jakbyście ją zobaczyły, powiedzcie, że jej szukam – poprosił i odwrócił się w stronę stolików.
- Myślisz, że to dobry pomysł, że pojechali razem? – zapytała Molly.
- Są dorośli a Lily była całkiem trzeźwa. Nic im nie będzie.

Siedzieli na podłodze, tuż obok chrapał Syriusz a dookoła walały się puste butelki po winie. Kilka guzików koszuli Jamesa było rozpiętych, włosy Lily, wcześniej tak starannie ułożone, opadały w kompletnym nieładzie na jej odsłonięte plecy. Zaśmiewali się do łez dyskutując o mało istotnych aspektach codzienności, kompletnie zapominając o dzielącej ich na co dzień przeszłości.
- Taka ładna koszula – westchnęła w pewnym momencie Lily, dotykając palcami ogromnej czerwonej plamie na delikatnym materiale.
- Nie lubię jej – oznajmił obojętnie James i upił kolejny łyk z butelki.
- Nigdy nie rozumiałam twojego gustu – stwierdziła Lily, kręcąc głową.
- Ja twojego też – powiedział James wskazując głową na chrapiącego Syriusza. Lily zaśmiała się.
- Ja też tego nie rozumiem – przyznała szczerze. – To było takie porąbane!! Prawdziwe Jumanji!
- Co? – zainteresował się James.
- Jumanji… Wiesz, rzucasz kostką i nagle goni cię myśliwy, atakują małpy a twoje miasto taranują nosorożce?
Widząc oszołomioną minę Jamesa, westchnęła i dodała.
- To taki film… Chodzi mi o to, że… sama nie wiem, dlaczego to wszystko się wydarzyło… Żałuję tego.
Nawet nie zauważyła, że mówi szeptem. Zupełnie niespodziewanie atmosfera w pokoju zupełnie się zmieniła. James odstawił butelkę i przyglądał jej się z uwagą, chrapanie Syriusza wydawało się być mniej donośne a Lily poczuła nagle, że coś właśnie zmienia.
- Tęskniłam za tobą…
Zamilkła, widząc jego spojrzenie. Przypatrywał się pustej butelce, wyraźnie o czymś rozmyślając.
- Przyniosę więcej – oznajmił w końcu normalnym tonem i podniósł się chwiejnie. – Chyba dasz radę jeszcze w siebie coś wlać?
- Dam.

Każdy reaguje inaczej na alkohol. Gdy James wypił zbyt dużo, zapominał o dawnych urazach. Był przyjacielem każdego, nawet największych wrogów i wszystkie krzywdy traktował pobłażliwie i lekko. Syriuszowi rozwiązywał się język. Jeśli ktoś chciał się czegoś o nim dowiedzieć, wystarczyło spoić go Ognistą i zadawać pytanie, a wtedy odpowiadał na nie tak, jakby zażył Veritaserum. Remus stawał się rozrywkowy i zabawiał każdego w około siebie lepiej niż ktokolwiek inny. Allie zazwyczaj zaczynała odczuwać pociąg do wszystkiego i wszystkich, natomiast Lily… Cóż, Lily nigdy dotąd nie upiła się tak, by móc poznać swoją drugą naturę.  Aż do teraz.

Przytuliła rozpalony policzek do lodowatej porcelany i odetchnęła głęboko. Siedziała na podłodze w łazience, trzymając w jednej ręce do połowy pustą butelkę wina, próbując opanować mdłości. James usiadł na brzegu wanny i przyglądał jej się  lekko zamglonym spojrzeniem.
- Rozmawiasz z muszlą, czy ze mną? – zapytał chwiejąc się lekko. Lily czknęła, podniosła butelkę do ust i upiła trochę.
- Z tobą – odpowiedziała z trudem dobierając słowa.
- A pijesz z muszlą, czy ze mną?
Popatrzyła na butelkę i podała mu ją, ocierając usta ręką. James uchwycił ją pewnie, odchylił głowę i… wpadł do wanny. Lily krzyknęła przestraszona i poderwała się do pionu odrobinę za szybko. Zachwiała się i w ostatniej chwili złapała umywalki, chroniąc przed upadkiem.
- Wylało się… - jęknął James pokazując Lily pustą butelkę. Rudowłosa zachichotała, zrobiła kilka niepewnych kroków i jego stronę.
- Suń się.
James przesunął się kawałeczek, a Lily usiadła na brzegu wanny i ześlizgnęła się obok niego. Roześmiał się,  Lily wyciągnęła wygodnie nogi i oznajmiła.
- Ta wanna jest diabelnie niewygodna.
- To wanna – przypomniał jej James, a Lily pokiwała głową i zachichotała. – Jesteś pewna, że nie potrzebujesz toalety?? Bo jeśli tak…
- Zrywam z nią – oznajmiła Lily, opierając głowę o ścianę. Ziewnęła przeciągle. Nagle poczuła się strasznie zmęczona a jej głowa lekko opadła na bok, opierając się na ramieniu Jamesa. Poczuła się nagle niezręczna, wyprostowała szybko i podciągnęła kolana pod brodę, unikając jego spojrzenia. Przez chwilę siedziała nieruchomo, nie mając pojęcia jak powinna się zachować. Aż w końcu pokusa okazała się silniejsza – lekko obróciła głowę w jego stronę. Przyglądał jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W głowie przestało jej szumieć, wydawało jej się, że teraz słyszy tylko przyspieszone bicie serca.
Pukpukpukpukpuk.
Przełknęła ślinę, nawet nie zauważając, jak powoli przysuwa twarz bliżej. Ile dziś wypiła?
Puk. Puk. Puk. Puk.
Czuła jego ciepły oddech na policzku. Prawie wcale nie mrugała, nie chcąc niczego przegapić.
Puk… Puk… Puk…
Miała niejasne wrażenie, że jest coś, o czym powinna teraz pamiętać. Niemalże czuła dotyk jego ust na swoich. Podniosła drążącą z podniecenia dłoń i delikatnie musnęła jego policzek.
Puk…
Puk…
Puk.
Na krótki moment jej serce zatrzymało się. Wstrzymała oddech, kiedy ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Niezdarnie osunęła się w bok, kran wbił się jej boleśnie w bok. Nie zwróciła na to uwagi, w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. Zatracili się w chwili, odrzucając na bok wszystkie wspomnienia. Tak, jakby spotkali się po raz pierwszy.
Podniosła rękę i trąciła łokciem kurek kranu. Zbyt mocno i szybko. Kurek odskoczył a z prysznica, który górował nad nimi, trysnęła lodowata woda.

Pisnęła, a James odskoczył jak oparzony. W ułamku sekundy oboje byli całkowicie mokrzy. Lily wybuchła śmiechem widząc oszołomioną minę Jamesa, który zdołał wstać i ocierał twarz z wody, która ciągle skapywała na jego twarz. Śmiejąc się do rozpuku, wygramoliła się niezdarnie z wanny i złapała za dłoń Jamesa, pomagając mu wyjść. Zatoczyli się chwiejnie. Lily uderzyła plecami o pralkę, kiedy James stracił równowagę i padł do przodu. Roześmiała się na głos, kiedy wylądował twarzą na jej piersi.
- Masz tu trochę wina… - powiedział podnosząc na nią proszące spojrzenie. Roześmiała się histerycznie.
James podniósł się, zatoczył koło ręką i wycelował palec prosto w rowek między jej piersiami. – O, tu.
- Zapomnij, to moje wino – oznajmiła Lily odchylając dekolt sukienki. James patrzył na to zazdrośnie. Lily zmrużyła oczy i westchnęła zawiedziona. Spodziewała się zobaczyć coś więcej, niż zaschniętą, czerwoną plamę.
- Trochę mało – stwierdziła. Potter wzruszył ramionami.
- Więcej niż mam ja.
- Wiesz co, ty hipokryto! – zaprotestowała Lily, kiedy Potter kopnął w drzwi i chwiejnym krokiem wyszedł z łazienki. – Z twojej koszuli można by spuścić cały kieliszek, a mi żałujesz tego!!
- To nie to samo.
Wzruszyła ramionami i po raz kolejny zachwiała się, wpadając na ścianę. James popatrzył na nią rozbawiony i pokręcił głową, po czym sam zaliczył zderzenie z drzwiami.
- Chodź – zawołał wyciągając do niej rękę. – Zatańczymy.
- A muzyka? – zapytała ujmując jego dłoń. James przyciągnął ją do siebie z taką siłą, że oboje wpadli na kolejną ścianę.
- Po co ci muzyka? W ostateczności mogę ci zaśpiewać…
- Nikt nigdy mi… Au… nie śpiewał… oj.
Wirowali w wąskim korytarzu, wpadając po drodze na wszystko z czym tylko można było się zderzyć. Zatrzymali się dopiero przy pokoju Jamesa. Potter nacisnął klamkę głową i natarł na drzwi, nadal trzymając Lily w objęciach.
- Taniec to jednak niebezpieczny sport – wymamrotał James, kiedy drzwi odbiły się od ściany i trafiły ich rykoszetem. Lily wybuchła śmiechem, kiedy Potter puścił ją, poprawił okulary i ruszył chwiejnie do szafy.
Lily oparła się o ścianę i nadal chichocząc obserwowała jak James wyciąga z szafki suche ubrania. Kiedy odwrócił się do niej zachęcająco, wybuchła śmiechem z nieznanych sobie powodów i powoli ruszyła w jego stronę.
- Stoję! – pochwaliła się dumnie kiedy znalazła się przy Jamesie. Roześmiał się i podał jej koszulę, przypatrując się jej z uwagą. Lily przygryzła wargę wahając się. – Przepraszam…
- Za…
Lily stanęła na palcach i nie czekając aż James skończy zdanie, pocałowała go. Była to prawdopodobnie najbardziej spontaniczna decyzja w jej życiu. Była jednak pewna, że jeśli teraz tego nie zrobi, potem będzie żałowała.
Jamesowi dwa razy nie trzeba było powtarzać.

Powiew poranku po nocy marzenia
Coraz to tęskniej i pieści i chłodzi,
Coraz to cudniej zdrój szczęscia się spienia,
Coraz to słodziej, i słodziej, i słodziej...

Coraz to rzewniej czar do snu ja kłoni,
Coraz to mgliściej jej oko sie mruży...
Coraz to tkliwiej drży uścisk jej dłoni,
Coraz to dłużej, i dłużej, i dłużej...

Coraz to bliżej - jej główka zmęczona,
Coraz to mielej na pierś, mą się tuli,
Coraz to ufniej się garnie w ramiona,
Coraz to czulej, i czulej, i czulej...

Coraz to rzewniej, i tęskniej, i sęnniej,
Coraz to wolniej serduszko jej dyszy...
Coraz pogodniej, spokojniej, promienniej,
Coraz to ciszej, i ciszej, i ciszej...
Bogdan Adamowicz, Ukołysana

Weszli do mieszkania. Remus lekko się zataczając, zamknął drzwi i pomógł Allie zdjąć kurtkę. Świeżo upieczona pani Lupin z ucałowała namiętnie męża i wskazała mu sypialnię.
- Zaraz wrócę – obiecała zmysłowym szeptem i podreptała do łazienki, tłumiąc ziewanie i plącząc się w sukience. Remus przetarł zaspane oczy i przeszedł powoli do sypialni, zerkając na chwilę do salonu, gdzie znalazł chrapiącego Syriusza.
Otworzył cicho drzwi od pokoju i nie zapalając nawet światła, przeszedł do łóżka i padł na nie z westchnieniem. Miękka poduszka otuliła łagodnie jego twarz. Westchnął z rozkoszą i powoli zapadł w drzemkę.

Allie w łazience obmyła twarz lodowatą wodą i spojrzała w lustro. Jej powieki przymknęły się leniwie. Westchnęła, złapała za kosmetyki i leniwie zaczęła poprawiać rozmyty przez pot i wodę makijaż. Pozwoliła sobie na potężne ziewnięcie, przeciągnęła się i wyszła z łazienki.
Kiedy otworzyła drzwi od sypialni, panowała w niej ciemność. Przeszła w stronę  łóżka, szeleszcząc sukienką. Nagle zdała sobie sprawę, że wypiła przez cały wieczór trochę zbyt dużo i rano odczuje bolesne tego skutki. Nie doczekawszy się żadnej reakcji ze strony Remusa, usiadła na brzegu łóżka i połaskotała go opuszkiem palca po policzku.
- Kochanie… - wyszeptała mu do ucha. – Remus…
- Co? – usiadł gwałtownie. Allie zachichotała. – Przepraszam… Chyba wyłazi mi zmęczenie i ta ostatnia butelka Ognistej…
- Zaraz cię obudzę – obiecała mu Allie zmysłowo, zaraz potem jednak zepsuła cały efekt kolejnym ziewnięciem. Remus uniósł lekko brwi. – Wyrwało mi się. Chodź tu – rzuciła niecierpliwie, wdrapując się na łóżko. Zarzuciła ręce na szyję Remusa i oboje legli na poduszkę. Allie zdążyła się jeszcze nieznacznie unieść na łokciach i pocałować Remusa, a potem oboje zasnęli, zapominając o niespełnionym obowiązku małżeńskim.

Dwie godziny później, Remus obudziło nerwowe szarpanie za rękę.
- Remus! Remus, obudź się… Obudź się… nie zjedliśmy naszego małżeństwa….
Lupin otworzył zaskoczony oczy i spojrzał na Allie, która wpatrywała się w niego lekko przerażonym i nieprzytomnym spojrzeniem.
- Czego nie zrobiliśmy? – spytał zaskoczony, a Allie przewróciła zniecierpliwiona oczami.
- Nie zjedliśmy… to znaczy nie… spałaszowaliśmy… upiekliśmy… ugotowaliśmy…
- Skonsumowaliśmy? – podpowiedział rozbawiony Remus, a Allie pokiwała szybko głową.
- Tak, właśnie! Wiedziałam, że to było jakoś tak z jedzeniem…
- I budzisz mnie o szóstej rano, by mi to powiedzieć?
- Budzę cię, żeby to nadrobić! – zdenerwowała się Allie. – Remus, przespaliśmy noc poślubną!
- Nie każdemu się to zdarza… - zastanowił się na głos Lupin.
- NIKOMU się to nie zdarza! Remus, to nie jest śmieszne… 
- Chodźmy spać – zadecydował rzucając się na poduszkę i przyciągając do siebie oburzoną Allie.
- Ale…
- Będziemy mieli przed sobą cały tydzień miodowy, żeby ugotować, upiec, usmażyć, udusić i zjeść nasze małżeństwo – powiedział rozbawiony. – A potem czeka nas jeszcze cała reszta życia. Pewnie  jeszcze zdąży się nam przejeść…
Kiedy tylko Allie wtuliła się w pierś męża, zupełnie straciła zainteresowanie nie wypełnionym obowiązkiem. Natychmiast na powrót stała się senna i nim zasnęła zdołała tylko wymamrotać:
- Nikomu… ani… słowa.
Remus pokiwał głową i znów usnął.

Nie spała. Leżała nieruchomo, nie mając odwagi się poruszyć. Czuła na swojej szyi ciepły oddech Jamesa, czuła jak obejmuje ją ramieniem w pasie. I było jej tak cholernie, cholernie dobrze.
Nie chciała się ruszać. Zapomniała już, jak pewnie i bezpiecznie można się czuć. Chłonęła każdy szczegół tej chwili pewna, że nie szybko przyjdzie jej to powtórzyć.
Zdawała sobie sprawę, że to co zrobiła w nocy, było najbardziej egoistycznym gestem, na jaki zdobyła się w ciągu ostatniego roku. Nie musiała się łudzić – wiedziała co stanie się, kiedy James się obudzi. Być może jakimś cudem ostatniej nocy udało im się zapomnieć o przeszłości, teraz jednak miała ona do nich wrócić ze zdwojoną  siłą.
A mimo wszystko leżała nieruchomo, wtulona w pierś Jamesa niezdolna zmusić się do jakiegokolwiek ruchu.
Za oknem powoli świtało. James poruszył się. Dziewczyna zamarła w bezruchu do czasu gdy usłyszała jego ciche chrapanie. Powoli podniosła się na łokciach i wstała.
Nie chciała odchodzić. Czuła się okropnie, że po raz kolejny wszystko tak bardzo komplikuje. Była też świadoma, że nadejdzie dzień, gdy będzie musiała się z nim skonfrontować.  Założyła podkoszulek, który w nocy wyciągnął dla niej James i po cichu zaczęła zbierać swoje ubrania. A potem wyszła z pokoju, domykając za sobą drzwi.

Otworzył powoli oczy, przeciągnął się i jęknął. Był świadom, że obudzi się z kacem, zupełnie jednak nie rozumiał, dlaczego boli go każdy cal ciała. Przez chwilę leżał nieruchomo próbując sobie przypomnieć co takiego właściwie stało się w nocy. Przez jego pamięć przewijały się niewyraźne obrazy poprzedniej nocy. A potem nagle sobie przypomniał: Lily.
Usiadł gwałtownie na łóżku i rozejrzał się po pokoju. Był sam, po Evans nie było nawet śladu.
- Dziwne masz sny… - powiedział do siebie zachrypniętym głosem. Mimo wszystko, z niezrozumiałych dla siebie powodów, poczuł zawód.
Prawda, Lily była zamkniętym tematem w jego życiu. Przynajmniej powtarzał sobie to każdego dnia tak uporczywie,  że uwierzyli w to wszyscy jego przyjaciele. Rozsądek podpowiadał więc, by cieszyć się, że to tylko sen. James z jakiegoś powodu się nie cieszył.
Podniósł się, szukając wzrokiem swoich ubrań. Znalazł je na krześle przy łóżku, złożone w kostkę. A na nich leżał zwinięty kawałek pergaminu.
Przepraszam za wszystko. Lily.
Przeklął pod nosem.

- Oh, cześć – wymamrotała Allie wchodząc do kuchni. – Masz wodę?
James wskazał ręką na lodówkę i wrócił do wyglądania przez okno.
- Gdzie Syriusz? – spytała Allie, kiedy zaspokoiła już pragnienie i usiadła obok przyjaciela.
- Ostatnio jak go widziałem, spał na podłodze w salonie.
- A Lily? Nie wróciła na wesele, nie wiem…
- Ja też nie wiem – przerwał jej szorstko James, wstając od stołu. Allie spojrzała na niego podejrzliwie. Czując na sobie jej badający wzrok, westchnął i oznajmił. – Chyba w nocy, nie wiem, poszedłem spać… zaraz jak przyszliśmy.
- Jesteś zły – zauważyła cicho dziewczyna, odgarniając włosy na szyję. – Co się dzieje? Zwykle jak masz kaca jesteś ledwie żywy, ale nie szorstki.
- Wydaje ci się.
- Nie, nie wydaje… O co chodzi? Czy… - zawahała się przez chwilę a potem wyrzuciła z siebie na wydechu. – Lily zrobiła coś… To przez Lily?
- Świat nie kręci się w około Lily. – powiedział zdecydowanie zbyt niegrzecznie James. – Nie rozmawiałem z nią, przecież mówię.
- Okej, wierzę ci… A co z Camile? Widziałam, że wyszła wcześniej…
- Nie ważne. Pójdę się położyć, źle się jeszcze czuję – przerwał jej zirytowany i odwrócił się do drzwi. Zawahał się przez chwilę i rzucił przez ramię. – Przepraszam, nie mam nastroju na rozmowy.
Wyszedł nim powiedziała cokolwiek.

- Hugh! Hugh!!
Ledwo go dogoniła. Chłopak zatrzymał się z wyraźną niechęcią i spojrzał na Lily surowo. Skuliła się w sobie.
- Przepraszam – powiedziała od razu – nawet nie wiesz, jak mi przykro….
- Nic się nie stało – przerwał jej chłodno, wciskając ręce głęboko w kieszenie kurtki. – Zostawiłaś mnie tylko na weselu twoich przyjaciół.
- Przepraszam, nie wiem co się stało, po prostu… oh – zirytowała się. – Ostatnio robię same głupoty! Przepraszam, że cię tam fatygowałam, nie musisz….
- Lily – złapał ją za rękę, powstrzymując przed odejściem. – Poczekaj.
Wskazał głową w stronę campusu. Przytaknęła i w milczeniu przeszli przez dziedziniec. Otworzył drzwi zaklęciem i przepuścił ją przodem.
- Co się dzieje? – zapytał troskliwie, kiedy usiadła na brzegu łóżka. Przysiadł się obok i spojrzał na nią, nadal ściskając jej dłonie. – Lily, chcę ci pomóc – wyszeptał, przyglądając się jej uważnie. – Powiedz mi, co się stało…
- Nic, nie powinnam tam jechać, to było głupie z mojej strony…
- Ktoś cię skrzywdził?
Lily drgnęła i podniosła szybko głowę. Głos Hugh zabrzmiał ostro, obco, jakby chciał nie należał do niego. Twarz chłopaka zmieniła się – wydłużyła i spoważniała w nienaturalny sposób.
- Nie… - powiedziała łagodnie. – Nie, nikt mnie nie skrzywdził… Naprawdę.
Przez chwilę przyglądał się jej z uwagą, a potem jego twarz złagodniała. Podniósł dłoń i delikatnie dotknął jej wierzchem policzka Lily.
- Martwiłem się – przyznał, wpatrując się w nią uporczywie. – Zniknęłaś tak nagle.
- Przepraszam, okazało się być trudniej… Było późno, nie chciałam chodzić po nocy…
- W porządku – uśmiechnął się. Lily odwzajemniła niepewnie uśmiech. Po raz pierwszy odkąd się znali, czuła się niepewnie i niezręcznie w jego obecności. Nadal trzymał jej dłoń w swojej, drugą gładził jej policzek. A potem przysunął się bliżej i musnął ustami jej usta.
To było jak zimny prysznic. Lily poderwała się na równe nogi i odskoczyła na drugi koniec pokoju. Hugh wpatrywał się w nią oszołomiony.
- Nie mogę. Nie mogę, naprawdę. Nie mogę  - wyrzuciła z siebie drżącym głosem. – Jeszcze dwa dni temu chciałam tego, chciałam jak niczego innego, ale teraz nie mogę, zrozum, nie mogę…!
- Ale… Dlaczego?
Odgarnęła włosy z czoła, czując jak ogarnia ją panika. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego. Przygryzła wargi.
- Nie mogę angażować się w nowy związek, kiedy… Nie mogę tego zrobić… Spędziłam noc z Jamesem. Nie mogę angażować się w nowy związek, kiedy nie domknęłam sprawy poprzedniego… Posłuchaj – usiadła przy nim, obejmując obie dłonie swoimi. – Jesteś dla mnie bardzo ważny, zbyt ważny, bym mogła sobie na to pozwolić. Kiedyś już straciłam przyjaciela, bo nie miałam wystarczająco dużo odwagi by powiedzieć, że jest zbyt wcześnie, że nie jestem pewna… Nie mogę popełnić drugi raz tego błędu. Nie mogę jednej nocy spędzić z byłym chłopakiem a następnej związać się z tobą… To nie w porządku. Wobec wszystkich.
Zamrugał oszołomiony. Była pewna, że zaraz wstanie i po prostu wyjdzie. Na jego miejscu pewnie zrobiła dokładnie to samo. Czuła się podle, że w przeciągu niecałych dwóch dni, udało jej skrzywdzić dwie tak wspaniałe osoby.
- Spałaś z nim? – zapytał oszołomiony. – Mówiłaś, że to zamknięty temat… Dla was obojga.
- Bo tak sądziłam – wyszeptała, unikając jego spojrzenia. – Bo tak pewnie jest. Tylko… Nie wiem, co sobie myślałam... Nigdy nie było mi tak głupio.
Hugh przyglądał się jej, wyraźnie bijąc się z myślami. Powoli wyswobodził dłonie z jej uścisku, wstał i zrobił dziwny gest w jej stronę, by zaraz potem znowu usiąść.
- Jesteś niesamowitą osobą – wymamrotał, drapiąc się po brodzie.
- Dasz mi trochę czasu? – spytała cicho, przyglądając mu się z uwagą. – Nie chcę stracić twojej przyjaźni… Nie chcę stracić ciebie.
Wahał się przez chwilę, a potem kiwnął głową  i uśmiechnął się krzywo.
- Ale nigdy więcej się dla ciebie nie wystroję.

Część I :D - kliknij tutaj 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Całkowita liczba wyświetleń stron