niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział I



Wrzesień 1977, Hogwart

Lily zachichotała, czując jak James muska ustami jej szyję i przymknęła powieki, mrucząc z zadowolenia. Nie na długo, zaraz znów się roześmiała, a James westchnął i odsunął się.
- To nie takie proste, kiedy się śmiejesz – oznajmił, kręcąc głową i opadając z westchnieniem na trawę.
- Łaskotałeś – powiedziała z wyrzutem Lily, kładąc się obok. Pierwsze dni września tego roku były wyjątkowo ciepłe i słoneczne, nic więc dziwnego, że każdy uczeń wykorzystywał popołudnia na wylegiwaniu się na szkolnych błoniach. Trudno było znaleźć wolny kawałek trawnika bez ryzyka, iż sąsiad będzie ci chuchać w ucho. Im jakoś udało się znaleźć miejsce z dala od innych.
- Wydawało ci się – wzruszył ramionami James, uśmiechając się łobuzersko.
- Masz świadomość, że w dormitorium czeka na nas góra prac domowych? – zapytała po jakimś czasie Lily, przerywając utopijną ciszę. Ponieważ zaczęli siódmy rok, czekały ich ostatnie w czasie nauki egzaminy. Egzaminy, które każdy nauczyciel traktował na tyle poważnie, że bez skrupułów zadawali im tyle zadań, by zapełniły cały weekend. Wielu było jednak pewnych, że te czterdzieści osiem godzin to zbyt mało, by odrobić wszystko.
Jednak nie James. James Potter podchodził do zadań na tyle luźno, by pozwolić sobie na upojny spacer z Lily, która od dwóch miesięcy była jego dziewczyną. Tylko jego jak lubił sobie powtarzać przed snem.
Bo James Potter był szaleńczo i bez pamięci zakochany w Lily już od połowy piątej klasy. Ponad półtora roku zabiegał o nią na wszelkie znane ludzkości sposoby i w końcu udało mu się dokonać niemożliwego. Lily najpierw się z nim umówiła, a potem została jego dziewczyną. W obliczu takich wydarzeń, prace domowe i egzaminy nie miały żadnego znaczenia. No, przynajmniej dla niego, bowiem kiedy Lily usiadła, okazała zupełnie odmienny stosunek.
- Nie myśl o tym teraz, będziemy mieli cały weekend żeby się uczyć – powiedział beztrosko. Lily zmrużyła oczy jak kocica, a James już wiedział, że to nie skończy się dobrze. – To ostatnie dni, kiedy mamy trochę luzu. Zaufaj mi, wyrobimy się ze wszystkim.
- Metody Huncwota? – spytała rozbawiona Lily, zbierając swoje rzeczy. – Przez tydzień nic nie robić żeby potem stracić całą niedzielę i poniedziałkową noc? Wybacz, ale mi to nie odpowiada – pochyliła się i musnęła ustami jego usta. – Wolę nic nie robić, obserwując jak siedzisz w książkach.
- Jesteś wredna, Lily Evans! – zawołał rozbawiony, patrząc jak oddala się wdzięcznie w stronę zamku. – I tak cię dopadnę!
Lily Evans była piękna. James uwielbiał ją obserwować - kiedy się uczyła, kiedy śmiała z przyjaciółkami, gdy słuchała w skupieniu na lekcjach i ostrożnie odmierzała składniki na eliksirach. Czasem, kiedy zasypiała w fotelu przed kominkiem, nim przeniósł ją do dormitorium, patrzył przez chwilę jak śpi. Nigdy nie miał dość i za każdym razem dostrzegał w niej coś nowego, czego nie widział przedtem. Ciągle go zaskakiwała, nawet jeśli sądził, że wie już o niej wszystko.
Przez chwilę obserwował jak jej sylwetka staje się w oddali coraz mniejsza, a potem uśmiechnął się szeroko, poderwał zwinnie na nogi i pobiegł za nią ile sił w nogach.

Allyson Green poczuła ciepły oddech na swojej szyi. Uśmiechnęła się czując muśnięcia ust na swoim obojczyku, przymknęła oczy z zadowoleniem i wymruczała.
- Daj mi jeszcze sekundkę… Chcę to skończyć.
- Skąd wiesz, że to ja? – zapytał z uśmiechem Remus, opierając głowę o jej ramię. Allie zachichotała.
- Nikt inny nie dobierałby się do mnie w bibliotece. – zauważyła rozbawiona. Remus przez chwilę milczał, rozważając jej słowa, po czym przytaknął.
- Masz rację – zgodził się. – Długo ci to zajmie?
- Kilka minut – odpowiedziała Allie, pochylając się nad wypracowaniem. Remus przybliżył się i zaczął czytać przez jej ramię. Allie niemal natychmiast zamarła z piórem w ręku.
Mało kto lubi, kiedy ktoś czyta to, nad czym się w danej chwili pracuje. Allie wręcz tego nienawidziła. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, kiedy robił to Remus.
Chrząknęła znacząco i spojrzała mu przez ramię.
- Przepraszam – powiedział marszcząc brwi. – Tylko, że masz tutaj błąd. Łusek mieczników nie wykorzystuje się do wywarów leczniczych.
Pochylił się i wskazał palcem na miejsce, gdzie zauważył niezgodność. Allie zacisnęła usta ze złością.
- Gdybym chciała żebyś mnie poprawiał, poprosiłabym – mruknęła. Remus obszedł stolik dookoła i usiadł naprzeciw niej. – Po za tym, to nie jest błąd. Tak podawał nam Slughorn.
Remus przewrócił oczami.
- Nie pamiętam, by coś takiego mówił. Mieczniki nie mają zastosowań w lecznictwie.
- Ci, którzy nie mają tak perfekcyjnej pamięci jak ty – wysyczała Allie, pochylając się przez stół do Remusa – robią notatki. A moje notatki mówią…
- W notatkach też można się pomylić.
- Szanse, że czegoś się zapomni są jednak ciut większe...
- Zwłaszcza, kiedy jest się tobą…
Nawet nie zauważyli, kiedy podnieśli głosy. Allie i Remus byli parą z długim, zwłaszcza jak na panujące w szkole standardy, stażem. Nauczyli się jak żyć ze sobą w zgodzie, kiedy trzeba iść na kompromis, planowali razem przyszłość, a wśród uczniów i nauczycieli uchodzili za wzór dobrej pary. Dopóki w grę nie wchodziła nauka.
- Nie chcesz ze mną grać w tą grę, Lupin – wycedziła Allie ostrzegającym tonem. Jedna z brwi Remus uniosła się do góry w kpiącym geście.
- Założysz się?
Allie obeszła stolik i stanęła przed swoim chłopakiem. Była od niego sporo niższa, ale kiedy oparła ręce na biodrach i spojrzała na niego, sprawiała wrażenie dużo większej. Syriusz, Peter i James będąc na miejscu Lupina najpewniej by odpuścili. Remus jednak stał nieustraszony.
- Jak sobie chcesz. Znajdź dowód, że zrobiłam błąd, a… - przywołała go palcem do siebie, stanęła na palcach i wyszeptała do ucha kilka słów. Lupin oblał się czerwonym rumieńcem podniecenia, a jego oczy zaświeciły się i dziwnie przeszkliły. – Zgoda?
- Zgoda – wydusił słabo. Kiedy zdał sobie sprawę jak brzmi jego głos, otrząsnął się szybko i powtórzył pewniej. – Zgoda.
- To do roboty – powiedziała dziarsko Allie, odrzucając ciemne włosy na plecy. Remus odwrócił się w stronę regału z książkami. – Ah, kochanie?
Lupin spojrzał na nią przez ramię.
- To działa w obie strony. Jeśli ty się mylisz…
Uśmiechnęła się promiennie i usiadła przy stoliku. Remus przez chwilę stał zamurowany, a potem nagle zdał sobie sprawę o co toczy się gra i szybko wszedł między regały. Rozpoczął się wyścig z czasem.

Syriusz Black cierpiał z nudów. No dobrze, cierpiał to może trochę zbyt słabe słowo, by opisać co dokładnie czuł. Miał wrażenie, że nuda wdziera się w niego i rozrywa go od środka. Syriusz nienawidził się nudzić. A jeszcze bardziej nienawidził faktu, że James Potter miał dziewczynę. Dziewczynę, której Syriusz również nienawidził. Chociaż jeśli chodzi o powody ostatniej nienawiści, nie był do końca pewny czy chodzi o samą Lily, czy może fakt, że w tak bestialski sposób sprowadziła na niego nudę, zabierając mu przyjaciela. A może chodziło o jedno i drugie.
Prawda była jednak taka, że zarówno Remus jak i James byli właśnie na randkach, Peter przepadł jak to miał w zwyczaju – a Syriusz niekoniecznie płakał z powodu jego nieobecności – a on został sam.
Siedział niewidoczny w cieniu drzewa przy jeziorze, będąc w idealnej pozycji by obserwować dziewczęta wylegujące się przy jeziorze. Przez sześć lat nauki – no dobrze, jakieś trzy w końcu nie od razu zaczął interesować się dziewczynami – Syriusz opanował do perfekcji sztukę kamuflażu. Potrafił znaleźć takie miejsce, by widzieć wszystko i być równocześnie niewidzianym przez innych. Sztuka ta pozwalała mu na swobodną selekcję przedstawicielek płci pięknej. Mógł swobodnie wybierać i przebierać, a prawda była taka, że było w czym.
Syriusz nie wierzył w związki. Wyśmiewał otwarcie wszystkich – nawet Remusa i Jamesa – którzy decydowali się na bycie z kimś. Dla Syriusza jedyną relacją damską męską, którą akceptował była ta seksualna – bez żadnych dodatkowych zobowiązań, tylko czysta i prosta przyjemność.
Nie próbował tego więc ukrywać przed nikim – w prosty i zwykle dość nietaktowny sposób mówił czego chciał i zawsze to dostawał. Syriusz doskonale zdawał sobie sprawę jak działa na kobiety i w jaki sposób to wykorzystywać.
- Ta była – mamrotał do siebie, obserwując grupę głośnych szóstoklasistek. – Ta też… Ta też była… Ta… Nie, nie dla mnie… O, może ta… Nie, nie dziś – stwierdził w końcu, zły sam na siebie, że zmarnował tyle czasu na wybór, by w końcu stwierdzić, że nie ma ochoty. Podniósł się, przeczesał palcami włosy i zerknął na zegarek. W tej chwili zarówno Remus jak i James byli na randkach, Syriusz zdecydował jednak, że dał im wystarczająco dużo czasu i nadeszła chwila, by im trochę poprzeszkadzać.

- Tu nic nie ma! – Allie zatrzasnęła ze złością opasły tom Mało znane magiczne substancje o właściwościach leczniczych wykorzystywane na przełomie wieków. Remus uśmiechnął się z satysfkacją. – To niczego nie dowodzi! To, że nigdzie nie ma wzmianki o miecznikach wcale nie oznacza, że masz rację! Ciernie kolczodrzewa są szeroko wykorzystywane w kosmetyce, ale nigdzie nie znajdziesz o tym wzmianki bo to nowo odkryta właściwość…
- Mieczników nie wykorzystuje się w lecznictwie – powiedział spokojnie Remus. – Właśnie dlatego nigdzie…
- Nie chcę się wtrącać, ale czy nie powinniście się teraz obściskiwać w jakiejś wolnej klasie, jak na młodą, pełną wigoru parę tuż przez zakończeniem szkoły przystało?
Allie i Remus spojrzeli na Syriusza, który jak gdyby nigdy nic usiadł sobie przy ich stoliku i wyłożył nogi na blat, odchylając się w typowy dla siebie sposób na krześle.
- Co ty tu robisz?
- Przeszkadzam wam w tej fascynującej kłótni – powiedział Syriusz, wyszczerzając zęby. – Zbliża się obiad, pomyślałem, że…
- Obiad?!Nie wierzę, znowu to zrobiliśmy – jęknęła Allie opadając na krzesło. – To już druga randka w tym miesiącu którą spędziliśmy kłócąc się w bibliotece!
- Gdybyś nie była tak uparta i przyznała się do błędu, robilibyśmy teraz coś zupełnie innego – mruknął Remus, odsyłając książki na swoje miejsca jednym ruchem różdżki. Allie zebrała pergaminy z pracą domową i wcisnęła je do torby.
- To była twoja wina, wiesz, że nie znoszę gdy zaglądasz mi przez ramię! – wyszeptała ze złością. Syriusz powoli podniósł się  z krzesła i podążył za kłócącą się parą, mamrocząc do siebie pod nosem.
- Nie spytam o co poszło… nie spytam… weź się w garść Łapo, nie chcesz wiedzieć… nie spytam… nie spytam…
- Tylko zerknąłem – upierał się Remus, gdy doszli do Wielkiej Sali. Allie cisnęła torbą o stół, nie zwracając uwagi na spojrzenia jakie posłali im Lily i James. Syriusz opadł znudzony na swoje miejsce. – Po za tym, nadal nie przyznałaś mi racji…
- Bo nie masz racji! – wrzasnęła Allie tak głośno, że kilka osób spojrzało w ich stronę zaniepokojonych. – Mieczników używa się do produkcji eliksiru na ostrą odmianę smoczej ospy i…
- Jak następnym razem będziemy się kłócić o twoje szlabany albo Snape’a, przypomnij mi proszę, że oni kłócą się o mieczniki – powiedziała rozbawiona Lily do Jamesa.
- A nie chodzi im przypadkiem o mleczniki? – spytał James drapiąc się po głowie. Lily przytaknęła rozbawiona. – Po za tym, jakie szlabany? Przecież ja nie miewam już szlabanów…
- James – Lily posłała mu oburzone spojrzenie. – Mamy trzeci tydzień września a ty miałeś już dwa szlabany!
- Po pierwsze – powiedział poważnie James, odginając jeden z palców u swojej ręki. – McGonagall była uprzedzona i spieszył jej się zegarek, nie było jeszcze ciszy nocnej…
- Na sto procent miała pełnię – westchnął Syriusz, który od jakiegoś czasu skupił się na przysłuchiwaniu rozmowie Lily i Jamesa.
 - … a drugi sama mi dałaś!
- Obiecałeś zostawić Snape’a w spokoju!
- To on zaczął – mruknął James, tonem obrażonego dziecka.
- A ty powinieneś zachować zdrowy rozsądek i to olać – powiedziała Lily troszkę głośniej niż zamierzała. James przewrócił oczami.
- Ciekawe czy ty byś olała…
Syriusz jęknął przeciągle i zerknął ukradkiem w stronę Remusa i Allie. Para nadal się kłóciła. Black pokręcił głową, mruknął z pogardą „zakochani!”, wstał i przeszedł kilka miejsc, by zaraz zająć się  podrywaniem kilku szóstoklasistek.

Lily ziewnęła szeroko, zamknęła z hukiem książkę i przetarła zaspane oczy. Czując na sobie natarczywe spojrzenie, które na pewno nie należało do Jamesa – nauczyła się wyczuwać instynktownie jego obecność i jak dotąd nigdy się nie pomyliła – zerknęła pytająco na siedzące naprzeciw niej przyjaciółki.
- Co? – spytała, kiedy po dłuższej chwili nic nie powiedziały.
- Nic – odpowiedziała szybko Molly i zachichotała nerwowo, oblewając się rumieńcem. Allie przewróciła oczami z politowaniem i dała przyjaciółce nerwowego kuksańca, na co ta wydała z siebie oburzony pisk.
- Ale wy jesteście głupie – zaśmiała się Lily, a dziewczęta wydały z siebie zbiorowe prychnięcie. – O co chodzi?
- Nie powiedziałaś, co robiliście, jak was nie było – powiedziała Allie, a Molly pokiwała żarliwie głową.
- A ona rumieni się, gdyż…?  - spytała Lily, zerkając rozbawiona na Molly, która ukryła buzię w poduszce chichocząc nerwowo. – No błagam was, niby dwie dorosłe kobiety a zachowujecie się ja płochliwe nastolatki rodem ze szkoły dla zakonnic.
- No wiesz – obruszyła się Allie , a Molly wciągnęła głośno powietrze. – My jesteśmy rządne szczegółów, a nie obruszone… wszystkim, cokolwiek robiliście… A Molly się rumieni, bo to Molly.
- Nic nie robiliśmy – powiedziała łagodnie Lily, przerzucając od niechcenia kartki książki, żeby nie patrzeć na przyjaciółki. – Po prostu… Siedzieliśmy na szkolnych błoniach.
- O siedzeniu na szkolnych błoniach, moja droga, wiem wszystko – zachichotała Allie. – Zwykle mieszczą się w pustej klasie na trzecim piętrze.
- Jesteś okropna, naprawdę byliśmy na szkolnych błoniach! – zapiszczała ze śmiechem Lily. – Nie wszyscy są tak rozpustni jak ty.
- Wypraszam sobie – poduszka poleciała w stronę roześmianej Lily, która uchyliła się w ostatniej chwili, unikając uderzenia. – To zupełnie coś innego! Byliśmy ze sobą dłużej i…
- To prawda – wtrąciła rozbawiona Molly – Byliście parą przez parę dobrych miesięcy, zanim zdaliście sobie z tego w ogóle sprawę…
- Wcale nie! – uniosła się Allie i Lily już wiedziała, że jej temat odszedł w zapomnienie. Dyskutowanie o tym, kiedy właściwie zaczęli ze sobą chodzić, było ulubionym tematem dyskusji między przyjaciółkami. Zwykle uczestniczyła w nich czynnie, dziś jednak zdecydowała się zająć pracami domowymi. Na próżno, bowiem tylko rozwinęła pergamin, gdy Allie i Molly przypomniały sobie o niej.
- A wracając do ciebie – powiedziała Molly – to jak to z wami jest? Bo jak na świeżo upieczoną dziewczynę Jamesa…
- Jesteśmy razem dwa miesiące – wtrąciła Lily. Molly przewróciła oczami, a Allie podjęła niezrażona temat.
- Jak na dziewczynę która przeżywa złoty okres związku – powiedziała dyplomatycznie, a Molly zachichotała – Jesteś okropnie milcząca w tej sprawie…
- Nie ma czego opowiadać – odpowiedziała łagodnie Lily – jestem szczęśliwa, co więcej chcesz wiedzieć?
Powiedziała to szczerze. Była szczęśliwa – dobrze czuła się w towarzystwie Jamesa, tęskniła, kiedy nie było go przy niej zbyt długo. Uwielbiała czuć dotyk jego ust na swoich, uwielbiała kiedy uśmiechał się do niej łobuzersko i nawet zdołała przekonać samą siebie, że jego nawyk czochrania włosów jest uroczy.
Lily czuła się zakochana. Zakochana w Jamesie Potterze, który niemal codziennie zaskakiwał ją czymś nowym. Z drugiej strony jednak czasem przyłapywała się na myśli, że nie ma pewności, czy jej zakochanie jest tym prawdziwym – w końcu nie miała dotąd porównania, James był jej pierwszym chłopakiem.
- Wszystko! – zawołała Allie. – Wszystko, kochanie, wszystko!
- To by mogło zająć trochę czasu, po za tym… - Lily zawahała się. Nie chciała zwierzać się przyjaciółkom ze swoich relacji z Jamesem przyjaciółkom. Chcoiaż bardzo im ufała, miała poczucie że to zbyt intymne kwestie, by się nimi dzielić. Wystarczyło jednak tylko jedno spojrzenie, żeby dziewczyny odgadły jej wahnie.
- Głuptasie, nie pytam o takie rzeczy! – zaśmiała się Allie, a Lily zarumieniła się mocno. – Nie chcę znać aż takich szczegółów, tylko…
- Nie ma takich szczegółów – oburzyła się Lily – Nie spaliśmy jeszcze ze sobą, chyba, że liczy się ten wieczór na fotelu przed kominkiem – uśmiechnęła się na samo wspomnienie. – Nigdy nie czułam się z nikim tak jak przy nim, jest… magicznie.
- Złoty wiek związku, mówiłam! – zawołała z satysfakcją Allie. – To niepowtarzalny czas, dobrze go wykorzystaj. Później będzie już zupełnie inaczej.
- Jak to, czy wy… - zaczęła zszokowana Molly, a Lily wytrzeszczyła na przyjaciółkę oczy.
- Nie o tym mówię… Ale motylki po jakimś czasie znikają – powiedziała łagodnie. – To przestaje być cudownie magiczne, jest po prostu prawdziwe.

Październik 1977, Hogwart

Lily wtuliła się mocniej w ramię Jamesa. Wieczorne Przytulanki, jak Lily lubiła nazywać wieczory które spędzali z Jamesem, były jej ulubioną częścią ich związku. Dla Lily nie było nic cudowniejszego po ciężkim dniu, niż poczucie silnego i troskliwego uścisku Jamesa. A trzeba zaznaczyć, że ostatnim czasem każdy dzień był ciężki.
I co ciekawie dla samej Lily, nie gorąca kąpiel, nie manicure czy babskie plotki, ale właśnie James sprawiał, że czuła się zrelaksowana. Dopóki nie zaczęli się kłócić, oczywiście.
Kłócili się cały czas. Lily liczyła, że skoro już się w sobie zakochali – a właściwie to ona zakochała się w nim – sprzeczki staną się rzadkością. Myliła się, teraz zaczynali awantury o byle co – zwykle kończyły się trzaskiem drzwiami dormitorium albo portretem Grubej Damy – o których szczęśliwie zapominali następnego ranka.
Mimo wszystko Lily czerpała niewyobrażalną przyjemność z każdej minuty w czasie której tkwiła w objęciach Jamesa. Kiedy tylko ją do siebie przyciągał, bez względu na to, czy miał  zamiar ją pocałować, objąć czy potrząsnąć w czasie awantury, rozluźniała się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zawsze i wszędzie.
Dziś zamiast zająć miejsce w pokoju wspólnym – gdzie tyle było powodów do kłótni -  położyli się w cichym, spokojnym męskim dormitorium. James wygonił dość brutalnie Syriusza, Petera i Remusa, za co Lily była mu bardzo wdzięczna. Potrzebowała go mieć tylko dla siebie.
- Myślałam, że dziś już nie dam rady – powiedziała cicho, a James przyciągnął ją do siebie mocniej. – Czy oni nie mają dla nas nawet trochę litości?
- Nie – odpowiedział rozbawiony James. – Nie martw się, jeszcze tylko osiem miesięcy.
- Ależ pocieszenie – zachichotała Lily, podnosząc wzrok na ukochanego – Nie wytrzymam aż tyle…
- Spróbuję ci to jakoś umilić – wymruczał cicho, pochylając się nad nią i złożył na jej ustach subtelny pocałunek. Zamruczała z zadowolenia, kiedy jego usta dotknęły jej i powoli pieszczota stawała się coraz bardziej namiętna. Dla podkreślenia swojej aprobaty dla kuszącego wstępu, Lily zarzuciła ręce na szyję Jamesa, przyciągając go bliżej. Od razu zrozumiał aluzję – przylgnął bliżej, a jego pocałunki stały się jeszcze bardziej namiętne. Lily poczuła że robi się jej gorąco. Ostatnio zdarzało im się coraz częściej tracić nad sobą panowanie – jak dotąd nic się nie wydarzyło, jednak Lily nie była pewna, jak długo James zdoła wytrzymać to, że trzyma go na dystans. Bo chociaż uwielbiała, kiedy całował ją po szyi, chociaż pozwalała mu błądzić dłońmi po niemal całym ciele, nie czuła się nadal gotowa by pozwolić mu na coś więcej. Chociaż bardzo tego chciała.
Poczuła jego dłonie na swoich piersiach. Wplotła dłonie w jego włosy, czochrając je jeszcze bardziej. Kiedy
jednak powoli zaczął wsuwać dłonie po jej bluzkę, Lily zamarła i przestała odwzajemniać pieszczot.
- Jim… - wymamrotała niepewnie. James natychmiast zabrał ręce.
- Przepraszam – wyszeptał jej do ucha, przestając na chwilę obcałowywania jej szyi.
- Nie o to chodzi… Nie mogę oddychać – wysapała z trudem. Do Jamesa przez moment nie dochodziło o co chodzi Lily. Spojrzał na nią trochę nieprzytomnie. – Miażdżysz mnie!
Wskazała dłonią na jego przedramię, które nadal trzymał przy jej piersi. James wydał z siebie zduszony okrzyk i odskoczył od Lily, która złapała z ulgą głęboki oddech i popatrzyła na przestraszonego Jamesa.
- Przepraszam – powtórzył. – Wszystko w porządku? Przyniosę ci wody…
- James – zawołała za nim rozbawiona, kiedy pobiegł do łazienki. – Nic mi nie jest, naprawdę, wracaj!
Pokręciła z rozbawieniem głową, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że jego troska była bardzo miła.
- Dziękuję – powiedziała z uśmiechem, odstawiając szklankę na stolik. – Chyba musimy coś zrobić, żeby zapobiec powtórzeniu takiej sytuacji.
- Mam amputować sobie ręce? Wiesz, że dla ciebie wszystko, ale jako ścigający akurat potrzebuję rąk i sama rozumiesz, że wtedy moja wartość dla drużyny mogłaby diametralnie opaść.
Lily roześmiała się, pochyliła i pocałowała go czule, odgarniając włosy z jego twarzy.
- W takim razie ręce muszą zostać – wyszeptała z żalem. – Ale cieszę się, że byłeś gotów na takie poświęcenie…
- Wiesz, że dla ciebie wszystko – powiedział łagodnie James, gładząc dłonią jej policzek. – Pod warunkiem, że nie będzie to kolidowało z Quidditchem – dodał po chwili z powagą. – Mówię serio.
- Nie śmiałabym stawać pomiędzy tobą a Quidditchem – powiedziała równie poważnym tonem Lily, chociaż kąciki jej ust lekko zadrgały. – Wiem, że nie mam szans.
- Masz, ale bardzo, bardzo małe – uznał po chwili łaskawie, rzucając się na poduszkę. – Wydaje mi się, że z każdym dniem troszkę rosną…
- Miło to wiedzieć – uśmiechnęła się rudowłosa, kiedy James pociągnął ją za sobą na łóżko. – To bardzo pokrzepiające.

Lily biegła ile sił korytarzem, mijając po drodze przypatrujących się jej z zaciekawieniem uczniów. Niektórzy na jej widok odskakiwali na bok w popłochu, inny posyłali jej pobłażliwe uśmieszki, ale w tej chwili Lily nie wiele to obchodziło. Biegła dokonać mordu i nic innego jej nie obchodziło.
Jako prefekt Naczelna miała wiele obowiązków. Oczywiście, bywały te nieprzyjemne – jak nocne patrole korytarzy czy odpowiedzialność za załatwianie spraw z nauczycielami w interesie własnego domu. W zamian za to miała jednak wiele przywilejów – np. karania uczniów, dostępu do dużych łazienek, dodatkowych wyjść do wioski Hogsmeade no i potem mogła umieścić tą wzmiankę w swoich dokumentach.
Teraz jednak musiała oddać się ciemnej stronie bycia Prefektem Naczelnym i właśnie doniosła Profesor McGonagall o bójce. W każdym innym wypadku sama rozwiązałaby problem tym razem jednak sytuacja była wyjątkowa – Lily była zdolną czarownicą ale nie dałaby sobie rady z dwójką równie zdolnych – jeśli nie bardziej – czarodziejów. A jeśli chodziło o Syriusza Blacka i Severusa Snape’a, Lily nie miała zaufania do żadnego na tyle, by zbliżyć się do nich w czasie walki. Bo byli wtedy nieobliczalni.
Bez mrugnięcia okiem doniosła Profesor McGonagall o tym co się dzieje. Nie czuła się lojalną wobec żadnego z nich – zawahałby się może tylko, gdyby był z nimi James. Na swoje szczęście w tej chwili James Potter miał trening.

- Zadowolona z siebie jesteś? -  zapytał wściekły Syriusz, kiedy pół godziny później wyszli z gabinetu McGonagall. Snape oddalił się bez słowa, natomiast Lily odczuwała pewnego rodzaju gorzką satysfakcję.
- Nie za bardzo, takich jak wy powinno się izolować – wymamrotała. Tak naprawdę, nie lubiła Syriusza i nawet nie starała się tego ukrywać ani przed nim, ani przed nikim innym. Z całego zasobu pozytywnych uczuć jakie miała przeznaczone na przyjaciół Jamesa, to Remus dostał cały ich przydział. Syriusz był daleko, daleko za nim.
Lily nie do końca umiała powiedzieć co tak bardzo raziło ją w najlepszym przyjacielu ukochanego. Może był to porywczy charakter, być może niewybredne żarty, słabość do płci pięknej i przelotnych znajomości, luzacka postawna, a może zupełnie coś innego.
Syriusz odwzajemniał jej uczucia całym sercem.
Zupełnie odwrotnie było natomiast w jej relacjach z Remusem. Lily uwielbiała Lupina – spędzanie z nim wolnego czasu uważała za czystą przyjemność i o ile była zła, kiedy siedzieli w towarzystwie Syriusza, o tyle nie miała najmniejszych obiekcji co do Remusa. Lupin urzekał ją każdą cechą charakteru i to jemu zawdzięczała polepszenie relacji z Jamesem a równocześnie fakt, że w końcu się związali.
Petera Lily prawie wcale nie znała i jej stosunek do niego był obojętny.  Przez sześć lat nie zamieniła z nim ani jednego zdania. Odkąd była z Jamesem, odezwał się w jej obecności tylko kilka razy – nigdy bezpośrednio do niej. Lily nie umiała określić, czy chłopak jej po prostu nie lubił, czy może czuł się onieśmielony czy po prostu taki był.
Jamesowi bardzo przeszkadzały jej napięte relacje z Syriuszem. Lily wiedziała, że bardzo mu zależało by miała dobre stosunki z jego przyjaciółmi. Początkowo Lily starała się w jakiś sposób przekonać do Syriusza. Kiedy nic z tego nie wyszło, James zadowolił się przyrzeczeniem nie okazywania sobie wzajemnej wrogości w jego obecności. Syriusz i Lily z ulgą przystali na taki układ, a czasem nawet udawało im się go dotrzymywać.
Czasem.
- Jest rąbnięta – powiedział Black. – Nie mogłaś się zadowolić samym szlabanem? Musiałaś w to wciągać ją? – spytał z wściekłością wskazując w stronę gabinetu opiekunki Gryfonów.
- Chyba nie myślisz, że sama bym was rozdzieliła? – prychnęła Evans.
- Nie rób z siebie niewinnej sierotki, oboje wiemy, że jesteś lepsza w zaklęciach niż ja i Smarkerus razem wzięci! Mogłabyś nam skopać tyłki z zamkniętymi oczami!
Żadne z nich nie zdało sobie sprawy z komplementu, jaki padł z ust Syriusza. Stali, mierząc na siebie pełnymi złości spojrzeniami. Lily podeszła, stając tak by ich twarze znalazły się tuż przy sobie.
- Gdyby tak było, z pewnością bym to zrobiła, – wycedziła przez zęby– ale w przeciwieństwie do was, mam zdrowy rozsądek.
- Jakoś nie zauważyłem, żebyś się nim specjalnie wyróżniała - prychnął Syriusz. Lily zacisnęła usta w cienką linię a Syriusz wymacał palcami różdżkę w kieszeni, gotów się bronić, gdyby go zaatakowała.
Lily zdecydowała się jednak na coś zupełne innego. Zamachnęła się z całej siły – a tej nagle poczuła w sobie wyjątkowo dużo – i uderzyła pięścią prosto w twarz Syriusza. Black zachwiał się nieprzygotowany na cios, a Lily odrzuciło do tyłu i wpadła na ścianę tuż za jej placami. Z nosa chłopaka trysnęła krew.
- Pojebało cię?! – krzyknął, tamując krwawienie rękawem koszuli, jednocześnie dziwiąc się, jak w kimś tak małym może drzemać aż tak wielka siła. Lily roztarła obolałe kostki, patrząc na niego z wściekłością.
- Jak widać – odwróciła się na pięcie i odmaszerowała, nadal trzymając się za bolącą rękę.

- Twoja dziewczyna jest pierdolnięta! – oznajmił z wściekłością Syriusz na powitanie. James i Remus spojrzeli na niego oszołomieni, niepewni czy bardziej zadziwia ich nagłe wyznanie przyjaciela (tak dobitne ubrane w słowa) czy jego wygląd (adekwatnie dramatyczny). – Pierdolnięta! Uciekaj od niej póki jeszcze możesz! To wariatka, kompletna wariatka, jest niezrównoważona! Niezrównoważona, rozumiesz!?
James zmarszczył brwi. Kiedy Syriusz był wściekły, ale nie tak po prostu wściekły, bo to zdarzało mu się często, ale wściekły do granic możliwości, objawiał się w nim pewien dziwny rodzaj tiku – powtarzanie słów. Zauważyli tą prawidłowość po każdym spotkaniu z Regulusem, listem z domu lub powrocie z  wakacji.
- Łapo, spójrz w lustro – powiedział ostrożnie Remus. Syriusz przerwał swój monolog na temat Lily i przeniósł wzrok na Lupina. – Twoja twarz.
- Wiem, jak wygląda moja twarz! – zezłościł się Black, machając wściekle rękami. – Ta wariatka mnie pobiła!
James zamrugał zszokowany.
- Lily? – spytał dziwnym głosem, a Remusowi opadła z wrażenia szczęka. – Lily tak cię urządziła? Jaja sobie robisz…
- Chyba trochę przeceniasz jej siły – powiedział rozbawiony Lupin. – Po za tym z jakiej racji miałby…
- Mówiłem, jest rąbnięta! Ma poważne problemy głową, naprawdę! – Syriusz znów zamachał rękami jak wariat, a James wymienił rozbawione spojrzenie z Remusem, zgadzając się z nim w milczeniu, że teraz na wariata wypada wyłącznie Syriusz. Black dostrzegł to, prychnął rozjuszony i wmaszerował do łazienki. Minęła zaledwie chwilę, kiedy znów z niej wypadł, ocierając twarz ręcznikiem. – Wiecie, co jeszcze zrobiła ta wariatka!? Nasłała na mnie McGonagall kiedy rozliczałem się ze Smarkersem! Mam przez nią trzy tygodnie szlabanu!
James i Remus skrzywili się, wydając z siebie głośne jęknięcia.
- Trzy tygodnie? – spytał Remus. – Musisz zacząć nad nią trochę panować – dodał do Jamesa, który pokręcił rozbawiony głową.
- Ta dziewucha mnie pobiła a was martwi szlaban? – spytał oburzony Syriusz. Remus i James wymienili krótkie spojrzenia i zgodnie kiwnęli głową. – Zero w was wsparcia.
- Co ty jej nagadałeś? – zapytał James i zmarszczył brwi. – Nic jej nie jest, prawda?
- Dobra, dobra – powiedział szybko Remus wyczuwając, że Syriusz jest na skraju rzucenia się na Jamesa z różdżką. – Wszyscy wiemy, jak łatwo u was o drobne nieporozumienie. Chodź, zaprowadzę cię do Skrzydła Szpitalnego, żeby pielęgniarka naprawiła twoją piękną buzię i poopowiadasz mi wtedy o wszystkich krzywdach, jakie wyrządziła ci ta zła Lily – dodał do Syriusza tonem, jakim mówi się do małego dziecka. James z trudem nie wybuchł śmiechem, natomiast Syriusz fuknął pod nosem i wyszedł z dormitorium – Patrz, jaki wrażliwy…
- Nie popuścisz mu?
- Pobiła go twoja dziewczyna, ty mu popuścisz? – spytał rozbawiony Remus, a James potrząsnął szybko głową.
- Nigdy w życiu.

- Twój przyjaciel to palant! – krzyknęła Lily niedługo potem, wpadając do dormitorium i machając Jamesowi przed nosem swoją dłonią. – Kompletnie nieodpowiedzialny, dziecinny…
James roześmiał się, a Lily umilkła patrząc na niego ze zmrużonymi oczami.
- Kadź mi więcej, psychopatko – mruknął Syriusz wychodząc z łazienki i rzucając jej wściekłe spojrzenie. Remus zachichotał pod nosem, obserwując to jedno, to znów drugie.
- Jak tam twoja buzia? – spytała z przekąsem Lily, siadając obok Jamesa i obiecując sobie, że poskarży mu się później. – Nosek już cały?
- Na twoje szczęście nie był złamany…
- To się da naprawić – powiedziała Lily słodkim tonem, czując na sobie karcące spojrzenie Jamesa.
Remus roześmiał się tym razem roześmiał się - obserwowanie przepychanek Lily i Syriusza było jego ulubionym zajęciem, jeśli w pobliżu nie było Allie albo nieodrobionej pracy domowej. 
Syriusz zacisnął pięści, wściekły z bezradności. Gdyby w pobliżu nie było Jamesa, a Lily nie była kobietą, już dawno wisiałaby głową w dół. No, ale jednak była nietykalna a Syriuszowi pozostawały tylko ciche fantazje o tym co chciałby jej zrobić.
- Bez rękoczynów, proszę – jęknął James, przyciągając do siebie Lily i dokładnie obejrzał jej dłoń. – Musiałaś mu nieźle przyłożyć…
- Ba!
Syriusz i Lily odezwali się w tym samym momencie. On z przekąsem, ona z dumą w głosie. Zmrozili się spojrzeniami.
- Boli? – spytał z troską James, gładząc wierzch dłoń Lily. Potrząsnęła głową. – Wolałbym, żebyś na przyszły raz wybierała bardziej humanitarne sposoby przemawiania mu do rozumu – powiedział łagodnie James, zmyślnie pomijając o czyje dobro się w tej chwili troszczy. Syriusz przewrócił oczami, odprawił pantomimę pokazującą, jaki ma odruch wymiotny po czym mamrocząc pod nosem o rudych zołzach, wymaszerował z dormitorium. – Nie zwracaj na niego uwagi.
Remus wstał i podążył za Syriuszem, zostawiając ich samych. Lily westchnęła, ułożyła się obok Jamesa i oznajmiła.
- Nie wiem, co ty w nim widzisz…
- Zabawne, pół godziny temu powiedział mi dokładnie to samo – zaśmiał się James, a Lily dała mu mocnego kuksańca w bok, oburzona, że James w tak oczywisty sposób z niej kpi.
- To palant – oznajmiła naburmuszona – Naprawdę, że też…
- Nie zaczynaj znów tego tematu – westchnął Potter a Lily wydała z siebie ciche sapnięcie, dając po sobie poznać co też myśli o Syriuszu – Nie moglibyście tak… no nie wiem, przestać? Biała flaga?
Spojrzenie, jakie rzuciła w jego stronę wystarczyło za milion słów, które chciałaby w tej chwili powiedzieć. James zaśmiał się tylko pod nosem
 _____________________

Cóż, udało się. Było ciężko - nie wiem, czy wyłapałam wszystkie błędy, zwłaszcza, że część rozdziału sprawdziłam tylko raz. W razie gdyby coś się pojawiło, będę poprawiała.
Chciałabym podziękować Avie z http://lily-i-rogacz.blogspot.com/ za wytypowanie do zabawy :) Sama idea bardzo mi się podoba, ale niestety mój udział może się ograniczyć tylko wyjawieniu kilku wstydliwych faktów, gdyż ostatnio zwyczajnie nie siedzę zbyt mocno w blogowym świecie (niestety!) i nawet nie mam kogo wytypować do dalszej zabawy :) Ni mniej bardzo dziękuje za wyróżnienie, to strasznie miłe :D

No dobra, siedem faktów o mnie o których mało kto wie :D (To będzie fajne!)

1. Często gdy mam poważny dylemat, kłócę się sama z sobą na głos - lepiej mi się tak szuka rozwiązania. W domu potrafię robić to tak głośno, że czasem rodzice sądzą, że rozmawiam przez telefon.
2. Mam skłonności do uzależnień od seriali. Jeśli jakiś zainteresuje mnie zbyt mocno, potrafię poświęcić kilka  dni z rzędy, zarywając noce, czasem i mniej ważne zajęcia, byleby tylko skończyć sezon i być na bieżąco.
3. Kiedy na Wf-ie męczę się z brzuszkami, żeby przetrwać myślę o tym jaką pizzę zjem, gdy wrócę do domu.
4. Jestem podatna na wpływy książek, seriali, filmów a nawet muzyki. Jeśli przed pisaniem obejrzę lub przeczytam coś co zrobi na mnie wrażenie, często oddaję tego część w czasie pisania. Pewnie dlatego Syriusz momentami przypomina mi Joey'a z Przyjaciół...
5. W wolnych chwilach (czyt. podczas sesji ) robię bombki z papieru i małe, modelinowe postaci z Harry'ego, z których czasem powstają kolczyki. W wakacje notorycznie też robię zdjęcia każdemu napotkanemu kwiatuszkowi albo chmurce :D
6. Kiedy muszę posprzątać w domu odkurzaczem, zakładam słuchawki i tańczę z odkurzaczem, drąc się przy tym w niebogłosy.
7. Jeśli nie uda mi się na studiach, planuję otworzyć pizzerię lub ciastkarnie, a najlepiej jedno i drugie ;D 

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Prolog



Prolog

Miłość nie jest czymś, czemu można przepisać określoną definicję. Nie jest ani stała, ani pewna. Miłości nie wyrazisz samymi słowami bądź gestami. Nie przyjdzie na twoje zawołanie i nie odejdzie gdy będziesz tego chcieć. Prawda jest taka, że czasem nawet się nie wiesz, czy jest czy jej nie ma.
Miłość rządzi się własnymi prawami – to ona kieruje nami, nie my nią.
Lily Evans nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie miała pojęcia – bo niby skąd miałaby o tym wiedzieć, skoro nigdy nikogo nie kochała – co to znaczy prawdziwa miłość. Dla Lily Evans, która dopiero wkraczała w dorosłość, miłość do mężczyzny była nieznaną abstrakcją - obiektem dziecięcych marzeń, znanych jej tylko z opowieści wyczytanych ze stron książek.

Jedyną rzeczą, jakiej można być pewnym mówiąc o miłości to, że naprawdę się ją docenia, stając przed perspektywą jej utraty. To była pierwsza rzecz, której Lily Evans nauczyła się o kochaniu.

Obserwatorzy

Całkowita liczba wyświetleń stron