Poddaję się. To nie chodzi o to, że nie chce mi się czy
nie mam czasu.
Mam spory kawałek tej historii napisany. Problem polega
jednak na tym, że po prostu... Nie czuję już jej sensu. Pisanie tego było
wielkim wyzwaniem. Naprawdę wielkim, bo musiałam nad wieloma kwestiami długo
myśleć. Cieszę się, że podjęłam tą próbę, ale prawda jest taka, że bohaterów -
no, może poza Jamesem, co tym bardziej sprawia, że straciłam serce, bo mam
zwykłe wyrzuty sumienia za to, co mu robię - zwyczajnie nie lubię. Nie wiem czy
jest ktoś, to ich lubi :D
Jednak nie zostawię tej historii nie zamkniętej. Dlatego
dodaję to, co mam, w formie niezmienionej. Nie jestem z niej zadowolona, ale
zawsze chciałam właśnie w ten sposób to zakończyć i kto wie, może te wszystkie
poprawki które chciałam nanosić były niepotrzebne i to jest najlepsza wersja
którą mogłam stworzyć. Zostawiam to waszej ocenie.
Dziele to na dwie notki, ponieważ historia od zawsze
miała być podzielona na dwie, odrębne części.
Rozdział VI
- Evnas, zostań proszę na chwilę – zawołała profesor
McGonagall, kiedy zadzwonił dzwonek. Lily kiwnęła do reszty że ich dogoni i
podeszła do nauczycielki, która wskazała jej gestem by usiadła i sama zajęła
miejsce przy biurku. – Jak rozumiem, nie zmieniłaś planów co do kariery, o
której rozmawiałyśmy dwa lata temu?
Lily kiwnęła głową patrząc jak nauczycielka przeszukuje
papiery i wyciąga brązową kopertę.
- Co roku, Uniwersytet w Oxfordzie…
- Myślałam, że to mugolska uczelnia – przerwała jej
zaskoczona Lily, a na twarzy nauczycielki zabłąkał się cień uśmiechu.
- Nie tylko, Evans – powiedziała rozbawiona – Czarodzieje
przyjmowali tam nauki jeszcze przed mugolami. W każdym bądź razie, co roku
prowadzą obszerny kurs przygotowawczy dla kandydatów…
- Coś w rodzaju stypendium? – spytała podniecona Lily i
nagle speszyła się, widząc spojrzenie nauczycielki która, jak wiedziała Lily,
nie znosiła gdy się jej przerywa.
- Tak, coś w tym rodzaju… Jak próbowałam ci powiedzieć,
nie przeczę, że poziom wykształcenia który oferuje Hogwart jest bardzo wysoki…
W każdym bądź razie, przejście takiego kursu bardzo ułatwia potem dalszą naukę.
Na każdy dom przypada jedno miejscem, nauczyciele wraz z opiekunami typują
kandydatów… Postanowiliśmy ci zaproponować to miejsce.
- Ja… Oh, to cudownie ale…. Przecież Remus Lupin jest
dużo lepszy ode mnie we wszystkim… I Allie…
Tym razem profesor McGonagall uśmiechnęła się szeroko.
- Nie doceniasz się chyba – powiedziała - Rozmawiałam już z Panem Lupinem, odmówił…
Zastanów się nad tym, decyzję musisz podjąć przed początkiem marca.
- Dlaczego tak szybko?
- To pół roczny kurs, rozpoczyna się z początkiem maja.
Lily zamarła, patrząc na nauczycielkę.
- Mało osób się na niego decyduje, chociaż to wielka
szansa.
- Ale… Ale to znaczy, że musiałabym opuścić wcześniej
Hogawart… A egzaminy?
- Zdawałabyś je tam, trochę później niż inni –
odpowiedziała rzeczowo nauczycielka, chociaż Lily była pewna, że wcale nie
cieszy ją myśl, że miałaby wysłać kogoś ze swoich uczniów tak daleko i to tuż
przed egzaminem.
- To wielka szansa… -
wyszeptała cicho. Nauczycielka przytaknęła – Ale to strasznie długo! Pół
roku a potem od razu nowy semestr… I to tak daleko, tutaj są moi przyjaciele…
James i…
- To trudna decyzja – powiedziała spokojnie kobieta –
Przemyśl to.
Lily pokiwała głową a potem nim zdołała się powstrzymać,
spytała.
- Powinnam jechać?
- To twój wybór – odpowiedziała spokojnie kobieta – Jeśli
kariera jest dla ciebie ważna, nie powinno cię nic powstrzymać.
Lily przełknęła ślinę, pożegnała się i wyszła. Na
korytarzu dostrzegła Syriusza, grzebiącego zawzięcie w swojej torbie.
- Chodź – powiedziała półgębkiem przechodząc obok. Kiwnął
niezauważalnie głową.
- O czym tak myślisz? Coś z McGonagall?
Lily podskoczyła, czując na brzuchu zimne dłonie
Syriusza, obejmujące ją w pasie.
- Zaproponowała mi stypendium w Oxfordzie – powiedziała
cicho, kiedy oparł głowę na jej barku.
- To chyba dobrze, co?
- Trwa sześć miesięcy i zaczyna się w kwietniu…
- Och.
- Nie wyobrażam sobie, że za pół tygodnia miałabym stąd
wyjechać i nigdy więcej nie wrócić – powiedziała szeptem – A jednak to jedyna
szansa, więcej pewnie się nie powtórzy.
- Zamierzasz jechać?
Zmarszczyła brwi. W jego głosie usłyszała dziwną nutę,
chociaż za nic nie potrafiła jej określić. Podniosła głowę i spojrzała na
Syriusza, którego twarz była jednak nieprzenikniona.
- Nie wiem… To strasznie długo i strasznie daleko, nie
wiem, jak miałabym was wszystkich zostawić – jęknęła odwracając się do niego.
- To twoja decyzja – powiedział cicho tym samym tonem.
Lily prychnęła ze złością.
- Mówisz jak McGonagall, chociaż ona dawała mi do
zrozumienia, że nie chce, żebym jechała.
- Jeśli chcesz jechać, po co pytasz mnie o zdanie? –
spytał podirytowany.
- To nie chodzi o to, że chcę tylko o to, czy powinnam!
Może… Może byłoby lepiej dla wszystkich, gdybym wyjechała…?
- Sądzisz, że to by coś zmieniło? – zapytał cicho, a Lily
wzruszyła ramionami.
- Nie musielibyśmy kłamać.
- Na to samo mogłoby wyjść gdybyśmy mu powiedzieli –
mruknął – Nie myśl, że uciekając oczyścisz swoje sumienie…
- Co robisz? – spytała kiedy wstał i zaczął się ubierać.
- Mam coś jeszcze do zrobienia… Do zobaczenia potem.
Syriusz zatrzymał się dopiero przed wejściem na
dziedziniec, gdzie pozwolił sobie na chwilę odetchnąć.
Tak naprawdę nie wiedział co się w zasadzie stało. Nie
potrafił wyjaśnić czemu tak poruszyła go możliwość, że Lily mogłaby sobie tak
po prostu wyjechać. Czuł podirytowanie na samą myśl o tym i ta właśnie
irytacja… irytowała go.
Prawda, od jakiegoś czasu trochę cieplej myślał o Lily,
zdarzało się, że czuł się źle widząc ją smutną i z jakiś nieznanych sobie
powodów często miewał ochotę ochronić ją przed całym światem. Nawet przed
Jamesem.
Wydawało mu się – tylko wydawało, bo nigdy dotąd czegoś
takiego nie przeżywał, a nie śmiał spytać Jamesa lub Remusa w obawie przed
pytaniami – że ta troska jest całkiem naturalna wobec kogoś kto jest bliski
komuś bliskiemu nam. W końcu gdyby zobaczył zasmuconą lub zmęczoną Allie, też
chciałby otoczyć przed nią klosz…
Zmarszczył brwi, rozważając ostatnią myśl i czując, że
coś w jego rozumowaniu jest chyba nie tak. Lubił Allie, bardziej niż Lily, ale
niej czuł się wobec niej tak… zobowiązany. Tymczasem z Lily było inaczej, z
jakiegoś powodu czuł, że jego obowiązkiem jest ją chronić i o nią dbać,
bardziej niż o innych.
Syriusz westchnął zrezygnowany.
Zdawało się, że wplatał się w coś z czym nie potrafił
sobie poradzić.
- Zaproponowali mi stypendium w Oxfordzie – powiedziała
Lily z nad książki, obserwując Jamesa który zapełniał pergamin z wypracowaniem.
Podniósł nieprzytomne spojrzenie i zawahał się.
- To sześciomiesięczne? – spytał, mrugając szybko.
- Tak, skąd o nim wiesz?
- Remus mi coś
wspominał – wyjaśnił wyraźnie spięty. Lily przytaknęła.
- Chyba odmówię – podjęła Lily, tonem którego używa się
do rozmowy o pogodzie. James pokiwał głową.
- Dlaczego mi o tym mówisz?
Lily zamrugała zaskoczona, słysząc napięcie w jego
głosie. Przełknęła ślinę, zaniepokojona.
- Jesteśmy parą – wyszeptała cicho – Ta decyzja dotyczy
nas obojga, nie chcę jej podejmować bez porozumienia z tobą.
- Przecież zrobisz, co będziesz chciała, prawda? Nie
widzę sensu, żebyś się ze mną konsultowała…
- O co ci chodzi? – spytała ostro, a jej serce załopotało
jej z przerażenia.
- Gdzie byłaś dziś po transmutacji? –wypalił szorstko a
Lily nabrała głośno powietrza. James świdrował ją spojrzeniem a ona czuła, że
lada moment wszystko się wyda i była przerażona.
- Rozmawiałam z McGonagall…
- Dwie i pół godziny?
- Poszłam do dormitorium, chciałam…
- Kłamiesz – powiedział to spokojnie, tak spokojnie, że
Lily przebieg dreszcz przerażenia. Wpatrywał się w nią taki sposób, że miała
ochotę zwyczajnie się rozpłakać – Szukałem cię tam. Gdzie byłaś po
transmutacji?
- Potrzebowałam trochę…
- Odpuść jej – powiedziała szybko Allie, podchodząc do
nich i siadając po ich przeciwnej stronie – Była ze mną. Rozmawiałyśmy o tym
stypendium, zaszyłyśmy się na dziedzińcu.
James przez chwilę wydawał się nie przekonany, po chwili
jednak nieco się uspokoił. Lily odetchnęła, nie patrząc na Allie.
- Powodzenia z takim zazdrośnikiem – powiedziała do niej
rozbawiona – Naprawdę, grunt to zaufanie.
James zmieszał się, a Lily poczuła gulę w gardle a
wyrzuty sumienia uderzyły w nią z podwójną siłą. Na domiar złego Allie wybrała
właśnie tą chwilę, żeby posłać jej spojrzenie mówiące wyraźnie, że to nie jest
koniec.
- Podjęłaś już jakąś decyzję? – spytała nonszalancko, a
Lily wzruszyła ramionami.
- Raczej nie pojadę – powiedziała cicho.
- McGonagall się ucieszy, najpierw odmówił Lunio, teraz…
- zaczął James ale urwał, widząc jak zmienia się nagle twarz Allie –O, nie
wiedziałaś…
- Remus? – powtórzyła cicho, patrząc to na jedno, to znów
na drugie – Proponowali mu to?
Lily i James wymienili niezręczne spojrzenia.
- Odmówił od razu – powiedział szybko James
usprawiedliwiającym tonem – Nawet się nie wahał…
- Muszę iść – fuknęła, wstając – Zobaczymy się w
dormitorium.
- Ups… - wymamrotał cicho James – Chyba wpakowałem go w
tarapaty…
- Raczej na pewno wpakowałeś go w tarapaty – poprawiła
nieprzytomnie Lily. James jej ton odczytał w zupełnie inny sposób.
- Lily… Przepraszam – wydukał zakłopotany – Chyba mam
lekką paranoję na twoim punkcie, przykro mi…
Wzruszyła ramionami, nie patrząc na niego. James ponownie
źle zrozumiał jej gest. Usłyszała jak odkłada książkę i obejmuje ją w pasie –
Nie złość się, będę nad sobą pracować po prostu strasznie wkurza mnie myśl, że
ktoś inny mógłby mi cię zabrać.
- Wiesz, że tak nie będzie – wyszeptała. Chociaż wierzyła
w swoje słowa, wierzyła, że to czuje do Jamesa jest silniejsze niż cokolwiek
innego co kiedykolwiek czuła, nawet jeśli nie umiała jeszcze tego nazwać… W tej
właśnie chwili brzydziła się samą sobą jak nigdy przedtem.
- Dupek – wymamrotała Allie, wchodząc do dormitorium –
Kompletny dupek… Kompletny, cholerny dupek… O, Lily, nie wiedziałam, że tu
jesteś…
- Co się stało?
- Oh nic, pokłóciliśmy się o ten cholerny wyjazd –
wymamrotała niezadowolona a po chwili wybuchła – Idiota odmówił, nawet tego nie
przemyślawszy i nic mi nie mówiąc!
- No przecież na pewno zrobił to, bo nie chciał cię
zostawić…
- Nie o to chodzi, tylko to taki cholerny indywidualny
altruista, nigdy nie myśli o sobie i… Wiesz, jakie to diabelnie irytujące? –
zdenerwowała się. Lily nie mogła powstrzymać śmiechu na widok jej oburzonej
miny.
- Straszne – powiedziała, ocierając kąciki oczu – Horror
mieć chłopaka który dla ciebie rezygnuje z życiowej szansy, po prostu coś
okropnego!
- Oh, zamknij się – mruknęła Allie rozbawiając jeszcze
bardziej. Usiadła na łóżku, zawahała się po czym zapytała – Gdzie byłaś, kiedy
byłaś ze mną?
Lily milczała.
- I dlaczego nie chciałaś żeby James o tym wiedział? Lily
widzę, że dzieje się coś złego, ale nie pomogę ci, jeśli mi nie powiesz, co się
stało!
- Dlaczego mnie kryłaś? – zapytała zachrypniętym głosem
rudowłosa.
- Jesteś moją przyjaciółką, widziałam, że chcesz coś
ukryć… Co robiłaś?
- Co strasznie głupiego – wyznała drżącym głosem Lily –
Obiecaj mi, że nikomu nic nie powiesz. Nawet.. Zwłaszcza Remusowi.
- Nie gadam z nim, szanse, że miałabym ku temu okazje są
nikłe – powiedziała Allie i szybko spoważniała – Co się dzieje?
- Byłam w Pokoju Życzeń z… kimś – dokończyła, nie patrząc
w jej stronę. Usłyszała świst wypuszczanego powietrza.
- Żartujesz sobie ze mnie…? – spytała grobowym głosem
Allie i wstała, rzucając zaklęcie wyciszające na dormitorium i zamykając drzwi
– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że go zdradziłaś?
Lily milczała, wpatrując się w swoje dłonie.
- Lily – jęknęła Allie siadając obok przyjaciółki – Czy
ty na głowę upadłaś? Jak mogłaś…
- Nie musisz mnie umoralniać, sama czuję się
wystarczająco podło… Zrozum, za pierwszym razem to była gra emocji a…
- Moment, chcesz mi powiedzieć, że to nie był jeden raz
tylko… Nie, ty zwariowałaś, Lily!! – Allie poderwała się na równe nogi – Jak
długo!? Z kim!?
-Nie wiem jak… Od listopada, może grudnia…
- Z kim? – powtórzyła stanowczo Allison, ale Lily
milczała – Z kim?
- To nie ważne.
- Owszem, to setno sprawy. Z kim? Znam go? James go zna?
Lily milczała.
- Znamy… - odpowiedziała sobie sama na pytanie – Jeśli
chcesz być z nim, a nie z Jamesem to dlaczego…
- To nie jest tak proste, jak się wydaje –przerwała jej
Lily.
- Mylisz się, to bardzo proste. Kończysz jeden związek i
zaczynasz drugi, bez wodzenia za nos, kłamania…
- To nie jest tak proste, jak się wydaje – powtórzyła
Lily, nabrała głośno powietrza i po raz pierwszy wypowiedziała na głos to, co
tak skrzętnie ukrywała od miesięcy – bo sypiam z Syriuszem.
BUM! ŁUP! BUM!
Wszyscy z nieukrywanym szokiem patrzyli na wychodzącą z
dormitorium żeńskiego dormitorium Allison Green. Ta znana z niezwykłej
spokojności i cierpliwości dziewczyna, trzasnęła właśnie drzwiami dormitorium,
sądząc po pierwszym hałasie, tupiąc zeszła po schodach, sądząc po kolejnym,
trzasnęła ponownie tym razem drzwiami z klatki schodowej, co wszyscy widzieli
po czym nadal tupiąc przemaszerowała przez Pokój Wspólny, wywracając po drodze
kilka wolnych krzeseł i ignorując nawoływania Remusa Lupina, wyszła przez
dziurę pod portretem.
- Nieźle musiałeś oberwać – zauważył nieco rozbawiony
James, obserwując to z boku. Remus zmarszczył brwi.
- Kiedy rozmawialiśmy była mniej wściekła – powiedział
Remus.
- Była tu Allie? –spytała zdyszana Lily, wybiegając z
dormitorium.
- Ślady cię poprowadzą – powiedział dramatycznym tonem
Syriusz, zamaszystym gestem wskazując na poprzewracane krzesła i porozrzucane
książki. Lily rzuciła mu pełne wyrzutu spojrzenie, a Black zmarszczył brwi,
kiedy jednak James na niego spojrzał znów był rozbawiony.
- Pajac – rzuciła krótko Lily – Zobaczymy się potem,
muszę ją znaleźć…
Wybiegła nim któryś zdołał zareagować.
Lily odnalazła Allie dopiero na kolacji, siedzącej przy
stole razem z Remusem, w zdecydowanie lepszym nastroju. Na widok Lily dziewczyna
przygasła trochę, kiwnęła niezauważalnie głową i zajęła się pieczenią z indyka.
Dopiero kiedy przyszedł Syriusz, nie potrafiła
powstrzymać pełnego oburzenia spojrzenia którym świdrowała go za każdym razem,
gdy się do niej odezwał.
Wydawało się, że prócz Lily nikt tego nie zauważył.
- Co… - ktoś złapał Lily w pasie, drugą rękę zasłaniając
usta jej usta i pociągnął w stronę ciemnej wnęki korytarza.
- Cicho – wysyczał jej do ucha Syriusz i wtedy koło nich
przeszedł James, nawołując dziewczyny. Przez chwilę słyszeli jego kroki a potem
odszedł.
- Zwariowałeś?!
- Mamy pięć minut nim trafi do dormitorium i znajdzie nas
na mapie – powiedział szybko Syriusz – I to ja powinienem ci zadać to pytanie!
Powiedziałaś Allie!
- Musiałam, zadawała strasznie dużo pytań a uratowała
mnie przed Jamesem… On zaczyna coś podejrzewać.
Twarz Syriusza nagle zmieniła się całkowicie. Zamrugał
krótko, rozważając coś naprędce i powiedział.
- Jak to, podejrzewa?
- Pytał mnie, gdzie dziś byłam… - wyszeptała cicho –
Zdenerwował się, palnęłam że w dormitorium ale tam sprawdzał, spanikowałam…
Gdyby nie Allie… Musiałam jej powiedzieć, inaczej by wygadała!
- A teraz nie wygada?
- Nie zrobi tego, znam ją – zapewniła go, chociaż wcale
nie była pewna – Musimy na razie przestać.
Syriusz zacisnął usta
w cienką linię i przytaknął.
Mówi się, że dwa tygodnie to mało. Dla Lily i Syriusza
nadchodzące dwa tygodnie okazały się wiecznością. Przez ten czas unikali się
ile tylko mogli – nie było to zresztą trudne, do egzaminów zostało tylko kilka
tygodni i w zasadzie cały swój czas poświęcali książkom i ćwiczeniom. Lily
znajdowała jednak wolne chwile które spędzała z Jamsem i oddając się wtedy
myślami tylko i wyłącznie jemu. Nawet nie zdała sobie sprawy jak wiele zmienia
się w czasie tych krótkich momentów na szkolnych błoniach czy przed kominkiem w
Pokoju Wspólnym - zarówno dla niej, jak
i Jamesa a nawet Syriusza.
Bowiem Lily po raz pierwszy w życiu poczuła się naprawdę
przywiązana do Jamesa
VIII. Kwiecień 1978, Hogwart
Syriusz wcale, ale to wcale nie czuł się dobrze. Dotąd
swój niespecjalny humor przypisywał egzaminom – wymagania nauczycieli i poważne
myślenie o dalszej karierze zmusiły go poświęcania każdej chwili wolnej od
zajęć na ćwiczenia zaklęć i powtarzania teorii. Teraz jednak zdał sobie sprawę,
że wahania jego nastroju są nieodłącznie związane z Lily.
I wcale mu to nie odpowiadało. Potrzebował trochę
czasu, żeby zdać sobie sprawę, że w
jakiś sposób brakuje mu jej nieobecności. Jeszcze dłużej uświadamiał sobie, że
nieprzyjemny ścisk żołądka na widok Lily i Jamesa to nie niestrawność.
Nie lubił, kiedy z nim przebywała. Nie potrafił sobie z
tym radzić i nawet myśl, że przecież to on jest tym drugim, z którym nic ją nie
łączy nie pomagały.
Dlatego zdecydował, że nadchodzące święta spędzi po za
szkołą, sam.
Od dawna planował uporządkować sprawy związane ze
śmiercią wuja i spadkiem, który mu przypadł. Nie było jednak dotąd sposobności
by to zrobić a teraz wydawało się to idealną wymówką.
Pozostawało jeszcze tylko poinformować o tym innych.
- Przepraszam, jeśli na mnie czekałeś, byliśmy z Jamesem
u Hagrida i… - urwała, widząc jego minę – Co jest?
- Wyjeżdżam na parę dni – powiedział siląc się na
obojętność. Wzmianka o Jamesie kompletnie wytrąciła go z równowagi. Lily zamrugała
szybko.
- Teraz? Przed końcem roku?
- Tak, teraz – zgodził się, zaskoczony chłodem swojego
głosu. Lily wyraźnie też się tego nie spodziewała. Zdjęła ręce z jego szyi i
usiadła na brzegu łóżka, przypatrując mu się uważnie.
- Dlaczego mi to mówisz, tutaj? Mogłeś to zrobić z
innymi…
- To nie wszystko. Myślę… To jest… Nie możemy się więcej
spotykać.
Zapadła cisza. Nie po raz pierwszy padło między nimi to
zdanie, teraz jednak oboje wyraźnie czuli, że tym razem nie są to słowa rzucone
na wiatr. Lily zmarszczyła brwi i pokiwała powoli głową.
- Skąd takie decyzje?
- Potrzebuję dystansu, to wszystko sięgnęło zbyt daleko –
wymruczał. Lily spojrzała na niego pytająco.
- Nie widzieliśmy się ponad dwa tygodnie, to nie był dla
ciebie dystans?
- Chcę być z dala od was oboje – wyrwało się Syriuszowi.
Lily zamrugała.
- Nie… Nie rozumiem…
- Nie czuję się… dobrze, gdy jesteście we dwoje –
wymamrotał – Zresztą, nie ważne, to nie ma znaczenia.
- Czekaj, czekaj, ma znaczenie – zawołała kiedy się
odwrócił – Jesteś zazdrosny?
- Nie – odpowiedział odruchowo Syriusz tak przekonującym
tonem, że gdyby chodziło niego, pewnie by sobie uwierzył.
Lily nie przekonał. Zacisnęła usta w cienką linię i wbiła
wzrok w podłogę co oznaczało, że walczyła z wyrzutami sumienia. Syriusz nie
miał czasu zastanowić się, kiedy zdołał poznać ją tak dobrze.
- Nie powinniśmy byli pozwolić, żeby to się tak
pokomplikowało – powiedziała cicho – Powinniśmy byli to już dawno… Przepraszam.
Wyszła nim zdołał w ogóle cokolwiek zrobić.
Lily łyknęła zdrowo kawy i rozejrzała się po Wielkiej
Sali, poszukując wzrokiem profesor McGonagall.
- Ziemia do Lily – zawołała Molly, szturchając ją w ramię
– Co się z wami dzieje?
- Przepraszam, mówiłaś coś?
- Pytałam, czy wiesz co się dzieje z Syriuszem? Nie było
go wczoraj na kolacji, dziś na śniadaniu i transmutacji?
- Wyjechał załatwiać coś rodziną – odpowiedziała sucho
Allie – Remus mu wspominał…
- Zobaczymy się później – rzuciła Lily zrywając się i
zbierając swoje rzeczy i pobiegła za profesor McGonagall.
- Pani profesor! Pani profesor! Dzień dobry, ja chciałam
zapytać… czy są jeszcze wolne miejsca na ten kurs przygotowawczy w Oxfordzie?
Lily nie zmrużyła oka przez całą noc i była pewna, że
minie jeszcze sporo czasu, nim się wyśpi.
Nie miała pojęcia, jak mogła dopuścić do tak chorej
sytuacji w jakiej się znaleźli, prawda była jednak taka, że musiała teraz coś
zrobić, bo w dalszym ciągu mogło być gorzej.
Syriusz mógł sobie mówić co chciała, ale Lily głupia nie
była i widziała, jakie spojrzenia posyłał im, kiedy sądził, że nikt ich nie
widzi. Na daną chwilę James o niczym jeszcze nie wiedział, teraz jednak zdała
sobie sprawę, że to już tylko kwestia czasu, nim się dowie.
- Przyjęłam propozycję stypendium w Oxfordzie – oznajmiła
kiedy Allie weszła do dormitorium. Dziewczyna spojrzała na nią zaskoczona.
- Ja… Co? Dlaczego… Nie chciałaś…
- Wiem, ale… Wszystko się tak pokomplikowało, że gdybym
została… To by groziło katastrofą.
- James się dowiedział?
- Jeszcze nie – powiedziała cicho Lily.
- Jeszcze? Nie rozumiem…
Lily nie odpowiedziała. Trudno było jej nawet myśleć o
tym, co zamierzała zrobić. Prawda była jednak taka, że nie mogła zostać dłużej
z Jamesem a nie wyobrażała sobie, że miałby tak po prostu pozwolić jej odejść.
Gdzieś głęboko miała cichą nadzieję, że uda jej się to zrobić bez ujawniania
powodu.
- Musisz coś dla mnie zrobić – powiedziała patrząc na
Allie – Jak wróci Syriusz, uprzedź go co się dzieje i… Nie pozwól zrobić
niczego głupiego.
- Poczekaj, Lily co ty zamierzasz zrobić? Chyba nie
chcesz powiedzieć Jamesowi, to totalna głupota!
- Nie chcę mu mówić, ale zrobię to, jeśli nie da mi
wyboru po prostu… Tak będzie dla wszystkich lepiej.
System of Down – Lonley Day
Ręce drżały jej ze zdenerwowania. Serce waliło jak
oszalałe a gardło ścisnęło się w wąski kanał, niemal uniemożliwiając jej mowę.
Każdy cal jej ciała próbował powstrzymać ją od tego, co było nieuniknione.
Lily nie zniosłaby nawet chwili dłużej kłamstwa. Jej
błędy krzywdziły wszystkich dookoła i wierzyła, że jej wyjazd wszystkim,
wszystko ułatwi. Jak bardzo trudnym dla niej miałoby to być.
Bo teraz, kiedy stała przed obliczem przyznania się do
wszystkich swoich błędów przed Jamesem zaczynała dopiero rozumieć, jak wiele
dla niej znaczył. W tej chwili chciałaby po prostu o wszystkim zapomnieć.
- Przyjęłam propozycję Oxfordu – oznajmiła Jamesowi, nie
patrząc w jego stronę – Będę trochę z tyłu z innymi, ale jeszcze nie jest…
Urwała i spojrzała na Jamesa, który napiął się wpatrując
w nią z niedowierzaniem. Cios pierwszy zadany, pomyślała gorzko.
- … za późno – dokończyła słabo, z trudem panując nad
emocjami. Weź się w garść, Lily! To dopiero początek.
- Jak to… wyjeżdżasz? – wychrypiał, mrugając szybko – A…
my?
- To… - Dasz radę, Lily. Wyrzuć to z siebie, jak
oderwanie plastra. Jeden, szybki ruchu. Cios drugi. – Nie będzie nas.
- Chcę się upewnić, że dobrze zrozumiałem… Informujesz
mnie, że wyjeżdżasz?
- Tak.
- Nie – powiedział stanowczo – Nie, nie zostawię tak tego.
Nie pozwolę ci tak po prostu wszystkiego skre…
- Tak będzie lepiej – przerwała mu, panując nad drżeniem
głosu – Beze mnie, będzie ci…
- Nie decyduj za mnie, co będzie dla mnie dobre! –
podszedł do niej - Nie masz tego prawa i to nie jest żaden argument… Lily –
dodał łagodniejszym tonem – Popatrz na mnie.
Odwróciła wzrok. Nie mogła na niego spojrzeć, nie teraz.
- Lily – zacisnęła dłonie na kolanach - Jeśli chcesz
jechać, nie będę cię zatrzymywać, ale to tylko dwa miesiące. Z Londynu do
Oxfordu jest…
- Zdradziłam cię.
Cios numer trzy.
Odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy. Widziała, jak jego
twarz zmienia się – wydłuża, blednie, staje się poważna i bez wyrazu, jak
gliniana maska.
- Zdradziłam cię – oznajmiła bezlitośnie suchym tonem
wpatrując się w jego twarz.
Zamrugał.
- To… - zaczął – To znaczy… To nie znaczy… Ja…
- To nie był jednorazowy wyskok – przerwała mu, czując że
nie zniesie tego, co próbował właśnie powiedzieć. James przez chwilę poruszał
jeszcze ustami jakby próbował coś z siebie wydusić a potem zamilkł wpatrując
się w nią oszołomiony – To było kilka miesięcy, rozumiesz? Okłamywałam cię
przez ten cały czas i nie dam rady robić tego więcej. I nie próbuj udawać, że
jesteś w stanie o tym zapomnieć – dodała ciszej – Nie jesteś. To koniec…
Nie była w stanie powiedzieć nic więcej. Odwróciła się,
chciała odejść ale złapał ją za dłoń i odwrócił do siebie.
- Kto? – spytał tylko tak cicho, że ledwo go dosłyszała.
- To bez znaczenia – powiedziała cicho nie będąc w stanie
spojrzeć mu w oczy.
- Kto? – potworzył trochę głośniej a Lily pożałowała, że
to zrobił. Wydawało jej się tylko, czy jego głos wyrażał wszelkie emocje jakich
nie chciała w nim dostrzec? – Odpowiedz!
- To ci nic nie da – wyszeptała, odwracając głowę. Puścił
jej rękę i wyszedł z dormitorium trzaskając drzwiami. Lily przez chwilę stała
nieruchomo, a potem wybiegła chcąc jak najprędzej znaleźć się we własnej
sypialni gdzie nikt nie będzie na nią patrzył i niczego wymagał.
Allie drgnęła, słysząc huk dochodzący z klatki schodowej.
Podniosła głowę akurat gdy James mijał ich z kamienną twarzą.
- A jemu co?
Allie poczuła jak serce ściska jej się z żalu. Przełknęła
ślinę, wzięła kilka głębokich oddechów.
- Idź za nim. Potrzebuje cię – wyszeptała, zbierając
rzeczy – Zaufaj mi.
Remus przez chwilę się wahał, jakby niepewny czy nie
powinien się o coś zapytać ale w końcu wstał i poszedł za Jamesem z każdym
krokiem czując, że stało się coś cholernie złego.
Allie tymczasem pobiegła do damskiego dormitorium nie
mając pojęcia co w nim zastanie.
- Lily? Lily… Oh, Lily – spojrzała na skuloną na podłodze
postać i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi – I po ci to było?
- Jeśli twoja obecność tutaj ma się sprowadzać do
wygłaszania mi umoralniających gadek, to proszę, daruj dziś sobie – Allie
drgnęła słysząc słaby głos przyjaciółki. Usiadła obok niej, a Lily podniosła
głowę i spojrzała na nią całkowicie zapłakana.
- Nie zamierzam ci truć – zapewniła ją łagodnie – Ale
wiesz, że mogłaś tego uniknąć. Jak zareagował?
- Jak zareagowałby każdy w jego sytuacji – Lily
pociągnęła nosem – Chyba początkowo nie do końca mi wierzył… To było koszmarne,
w życiu nie czułam się tak podle!
- Nic dziwnego… A jak zareagował, że to był… no wiesz,
Syriusz? W sumie powinnaś na niego…
- Nie wie – powiedziała cicho Lily – Nie powiedziałam mu
o Syriuszu.
- Ale… Jak to? – Allie zamrugała oczami – Przecież…
Wzięłaś całą winę na siebie, dlaczego?
- Bo… będzie potrzebował przyjaciela. To zbyt dużo żeby
miał sobie z tym poradzić sam… Głupie myślenie, prawda?
Allie przez chwilę nic nie mówiła, aż w końcu pokiwała
tylko krótką głową.
- To wcale nie jest głupie, to tylko dowodzi, że jest dla
ciebie ważniejszy niż sama przypuszczałaś.
Lily pociągnęła nosem, otarła mokre policzki i rozejrzała
się po dormitorium.
- Powinnam zacząć się pakować. Jutro powinnam być w
Oxfordzie.
- Tak szybko? – spytała zszokowana Allie, patrząc na
przyjaciółkę.
- Powinnam tam być od pierwszego i tak mam kolosalne
zaległości w porównaniu do innych… Po za tym lepiej będzie, żebym długo nie
pokazywała się im na oczy – dodała ciszej.
- W porządku… Ogarnijmy tu – powiedziała łagodnie –
Będzie mi ciebie strasznie brakowało…
Remus sprawdził wszystko. Przeszedł każdy korytarz,
zajrzał do każdej klasy, komórki pod schodami i tajnego przejścia. James
przepadł jak kamień w wodę.
A Remus nie miał pojęcia nawet co właściwie się stało. Z
jakiś powodów, Allie wiedziała więcej od niego. Remusowi wcale się to nie
podobało…
Zatrzymał się w pół kroku, słysząc huk dochodzący z
najbliższej klasy. Zawahał się, otworzył
drzwi i odepchnął z ulgą, która zaraz ustąpiła miejsca zwyczajnemu przerażeniu.
Znalazł Jamesa, ale absolutnie nie spodziewał się go
ujrzeć w takim stanie.
- Co się do cholery dzieje? – zapytał trochę ostrzej niż
zamierzał, podchodząc do Jamesa, który przetarł oczy, jednak nawet na niego nie
spojrzał.
- Nie wiem – powiedział cicho Potter – Lily oznajmiła mi,
że mnie zdradzała.
Lupin wytrzeszczył oczy.
- Lily? Chyba żartujesz?
Wzruszył ramionami, zupełnie jakby mało go to obchodziło.
- Nie wierzę, że to zrobiła – wyszeptał James. Przez
chwilę milczeli, a potem spojrzał na niego i zapytał błagalnie – Nie zrobiła
tego, prawda?
- Nie wiem – powiedział całkowicie szczerze Remus. To
była zdecydowanie ostatnia rzecz o jaką posądziłby Lily Evans.
- Powinienem z nią porozmawiać – zadecydował stanowczo
Potter, podnosząc się z ziemi. Remus przytaknął.
- A co z tym? – spytała zaciągnięta do pomocy Molly, wskazując
na stertę ubrań leżącą przy łóżku Lily.
- To fanty zwędzone z dormitorium męskiego – powiedziała
Allie, siadając i składając ubrania – W większości bluzy i podkoszulki. Ta jest
chyba Jamesa – dodała do Lily, pokazując jej zielony sweter.
- Zostaw – zarządziła Lily, nawet nie patrząc w tamtą
stronę. Allie złożyła wszystko w kostkę ustawiając na kupce.
- Naprawdę chcesz jechać? – spytała cicho Molly, patrząc
na Lily. Nie wiedziała dokładnie co się stało, tylko tyle ile w pośpiechu jej
powiedziały, ale cechą którą Lily kochała w niej najbardziej było właśnie to,
że prawie nigdy nie pytała jeśli ktoś nie chciał, żeby to zrobiła.
- Nie – przyznała Lily – Ale w tej chwili nie ma innego
wyjścia… Powinnam się pospieszyć, McGonagall mówiła, że powinnam w miarę
możliwości jak najszybciej ruszyć…
- Oh, nie zostaniesz do jutra?
Lily potrząsnęła głową. Powoli zaczęły zbierać nieliczne
rzeczy których jeszcze nie spakowały. A potem, kiedy Lily rzuciła ostatnie,
tęskne spojrzenie na sypialnię i Pokój Wspólny, opuściły razem wieżę
Gryffindoru.
- Pilnujcie Syriusza – poprosiła Lily, kiedy zatrzymały
się przy bramie zamku, gdzie czekał już na nie woźny – Niech nie zrobi niczego
głupiego, w porządku?
- Upilnujemy go – zapewniła Molly, pociągając nosem – Baw
się dobrze.
- Postaram się – odpowiedziała Lily.
- Pisz dużo – poprosiła Allie – I masz nas odwiedzać,
jasne?
- Wyrwę się przy pierwszej okazji…
Allie objęła ją mocno i przez dłuższą chwilę nie
puszczała, by w końcu wyszeptać jej do ucha.
- Uważam, że robisz głupstwo. Moralnie poprawne, ale
głupstwo.
Puściła ją, nim Lily zdołała zareagować i dokładnie w tej
chwili woźny pomachał jej, by się pospieszyła. Lily spojrzała ostatni raz na
zamek a jej serce ścisnęło się jeszcze mocniej. Opuszczenie szkoły, która była jej
domem przez siedem lat, było chyba najtrudniejszą rzeczą jaką zrobiła tego
dnia. Myśl, że najpewniej nigdy tu już nie wróci, potęgowała jej beznadziejne
samopoczucie.
Lily Evans na własne życzenie straciła tego dnia wszystko
co było dla niej ważne. Nie mając już nic na czym mogłaby się wesprzeć,
opuściła swój dom.
- Będzie mi jej brakowało – westchnęła Molly, kiedy
przeszły dziurą pod portretem do Pokoju Wspólnego – To wszystko działo się tak
szybko, że nawet się porządnie nie pożegnałyśmy.
- Nie powinna wyjeżdżać, zostawiając cały ten bałagan
rozgrzebany…
- Przecież…
- Tego nie da się załatwić ot tak, w jeden wieczór. James
dopiero się dowiedział, pewnie jeszcze nawet nie otrząsnął. Lily uciekając nie
daje mu szansy na reakcję, nie wspominając o tym, w jakiej sytuacji postawi
Syriusza. Wszystko rozegrała zupełnie odwrotnie – mruknęła.
- Więc czemu jej tego nie powiedziałaś?
- Bo to kosztuje ją zbyt i tak już zbyt wiele…
Urwała kiedy dziura pod portretem się otworzyła i do
Pokoju Wspólnego wpadł zdyszany James.
- Lily na górze?
Allie i Molly wymieniły zaniepokojone spojrzenia.
- Przed chwilą McGonagall zabrała ją do Hogsmeade…
Przykro mi, spóźniłeś się.
- Co nam strzeliło do głowy, żeby się dać w to wciągnąć –
mamrotała Molly otulając się szatą szkolną. Była piąta rano a ona i Allie
zamiast spać w ciepłych łóżkach, marzły na dziedzińcu czekając na Syriusza.
- Mnie też się to wcale nie podoba, ale pomyśl co mogłoby
się stać gdyby to James dopadł go pierwszy – zauważyła Allie.
- Nie rozumiem, dlaczego go kryjemy. Brał w tym taki sam
udział jak ona.
- Nie wydaje mi się, żeby Jamesowi pomogła ta wiedza –
powiedziała cicho Allie. – Bardziej mu pomożemy pilnując, żeby się o niczym nie
dowiedział.
- Więc wydaje ci się, że Syriusz zgodzi się milczeć? –
spytała z powątpiewaniem Molly, a Allie potrząsnęła głowy.
- Nie, ale powinnyśmy spróbować… Po za tym, chyba
straciłabym do niego resztki szacunku, gdyby siedział teraz cicho…
Molly przytaknęła bez przekonania. Allie była niemal
pewna, że Syriusz ich nie posłucha i zrobi po swojemu. Była zła na Lily, że
rozwiązała to w taki a nie inny sposób. Wiedziała, że jej przyjaciółka chciała
jak najlepiej i nawet była skłonna się zgodzić, że to lepiej by Potter nie
dowiedział się o udziale Syriusza w całej sprawie a jednak… Zdawała sobie
sprawę w jak beznadziejnej sytuacji pozostawiła Syriusza i jakie konsekwencje
poniesie za sobą jej wyjazd. Bo to, że najbliższe tygodnie będą ciężkie nie
tylko dla Jamesa czy Syriusza, ale dla wszystkich, było pewne.
- Czym zasłużyłem sobie na ten komitet powitalny? –
zapytał zaskoczony Syriusz wchodząc na dziedziniec i zatrzymując się przed
dziewczętami. – I to o tak wczesnej porze? Co jest, coś się stało? – dodał
poważniej widząc ich miny.
- Musimy pogadać – oznajmiła Molly wciskając ręce w
kieszenie. Allie przypatrywała się w milczeniu twarzy Syriusza.
- O czym?
- O tobie i Lily – powiedziała Allie i szybko dodała – i
o tym, że James wie.
Allison była pewna, że to była najbrutalniejsza rzecz
jaką w życiu powiedziała w całym swoim życiu. Sądząc po zmieniającym się
wyrazie twarz Syriusza, miała rację.
- Skąd?
- Od Lily – wyjaśniła Molly. – Powiedziała mu… czekaj!
Syriusz rzucił się biegiem w stronę wejścia do zamku.
Dogoniły go w Sali Wejściowej.
- Lily nie powiedziała mu o tobie. I tak powinno zostać…
Syriusz do cholery, w ten sposób mu nie pomożemy. Dokąd!?
- Zamierzam zabić tą kretynkę – rzucił wściekle Syriusz.
- To nie jest takie proste! – zawołała Molly. Syriusz
zatrzymał się i odwrócił do nich na pięcie.
- A to niby dlaczego?
- Bo jest kolejka – zakpiła Allie. – Lily od dwóch dni
jest w Oxfordzie. Posłuchaj, zdaje sobie sprawę jak beznadziejna jest ta
sytuacja – podjęła szybko widząc, że to jedyna szansa by go przekonać. Jeśli
teraz jej się nie uda, nie uda jej się wcale. – Tkwimy w niej wszyscy. Jednak
Lily wiedziała co robi… To nie jest łatwe, ale uważam, że nie powinieneś mu
mówić, jest mu wystarczająco trudno i bez tej wiedzy…
- Nie schowam głowy w piasek jak ona – warknął Syriusz,
odwracając się od nich. Zrobił zaledwie kila kroków, kiedy dobiegł go głos
Molly.
- Bardziej obchodzi cię honor niż dobro przyjaciela?
- To już dawno nie jest kwestia honoru. I tak się kiedyś
dowie, lepiej żeby to było teraz – wycedził nie odwracając się do nich.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli to zrobisz, to będzie
koniec waszej przyjaźni?
Tonący brzytwy się chwyta, pomyślała gorzko Allie,
obserwując nieruchomą sylwetkę Syriusza. Zdawała sobie sprawę, że to co mówi
jest okrutne. Być może powinna była powstrzymać Lily przed wyjazdem, być może
naprawdę to wszystko źle zostało rozegrane. Jednak oboje byli winni całej tej
sytuacji a Allie wiedziała, że nie czas teraz na sentymenty. W tej chwili ważne
było, żeby pomóc Jamesowi nawet jeśli oznaczało to, że Syriusz będzie musiał
zrobić coś wbrew swojej woli.
Syriusz jednak był gotów podjąć ryzyko.
- Wiem – odpowiedział cicho i oddalił się, nim zdołały
zareagować.
- To by było na tyle, jeśli chodzi Huncwotów…
Zatrzymał się bez wejściem do dormitorium, wciskając
dłonie głęboko w kieszenie. Wiedział, że ten dzień prędzej czy później
nadejdzie. Było pewnym, że James kiedyś się dowie, ale dopóki było to
zawieszone gdzieś w przyszłości, Syriusz mógł nie myśleć o tym co wtedy zrobi.
I teraz nagle ta chwila nadeszła a on… Był w jeszcze gorszym położeniu niż mógł
sobie wyobrazić.
Był wściekły na Lily. Wściekły za to, że podjęła decyzję
sama. Za to, że wyjechała bez słowa. Za to, że wydawało jej się iż wzięcie
całej winy na siebie wszystko załatwi.
Nie ma moralnego wyjścia z takiej sytuacji. Syriusz
wiedział, że czego nie zrobi i tak będzie źle. Pytanie brzmiało jednak, co
powinien zrobić, żeby to James wyszedł na tym najlepiej. Bo w jednej sprawie
zgadzał się z Allie – w tej chwili priorytetem było, żeby mu jakoś pomóc.
Syriusz zdawał sobie sprawę, jak bardzo może wszystko
skomplikować, przyznając się do romansu z Lily. Łatwiej i dla niego i dla
Pottera byłoby, gdyby milczał. James nie musiałby mierzyć się z kolejnym
ciosem, miałby wsparcie w Syriuszu a on sam… On musiałby tylko żyć z wyrzutami
sumienia, nauczyć się nie patrzeć sobie w twarz i kłamać do końca życia.
Zakładając, że między czasie wszystko by się nie wydało.
Ceną za czyste sumienie – o ile można w ogóle o takim
mówić – byłaby ich przyjaźń. James musiałby sobie wtedy poradzić nie tylko ze
zdradą Lily, ale też i jego. Syriusz nie był pewny, której opcji bardziej się
obawiał – przyznania się do prawdy czy życia ze świadomością, że kiedyś można
ona sama wyjść na jaw.
Zacisnął rękę na klamce, zamykając oczy. Wszedł do środka
i od razu uderzyła go cisza, jaka tam panowała.
Ani James, ani Remus nie spali. Obaj zajmowali swoje
łóżka – Remus wpatrywał się niespokojnie w wyłożonego Jamesa wpatrującego się
spokojnie w sufit. Żaden nic nie powiedział, nie zwrócił uwagi na Syriusza,
który nagle zapragnął czmychnąć stąd jak najdalej.
- Cześć – wymamrotał cicho i nie patrząc na żadnego z
nich podszedł do swojego łóżka, rzucając na nie torbę.
- Dobrze, że wróciłeś – usłyszał głos Remusa, a kiedy
podniósł głowę napotkał jego troskliwe spojrzenie. Wydawało się, że Lupin
naprawdę cieszy się na jego widok. Syriusz zmusił się do krzywego uśmiechu i
lękliwie spojrzał w stronę Jamesa, który usiadł po turecku na łóżku i w
zamyśleniu miął brzeg koszuli. Syriusz natychmiast odwrócił wzrok i pochylił
się udając, że czegoś szuka w torbie. Mimo to doszedł do niego zachrypnięty
głos Jamesa.
- Lily mnie zdradziła.
Syriusz przymknął powieki nie rozumiejąc jak jeszcze
chwilę temu mógł myśleć, że będzie potrafił spojrzeć mu w twarz i udać, że nie
ma o niczym pojęcia. Przez chwilę grzebał w jeszcze w torbie, a potem czując na
sobie spojrzenia Remusa i Jamesa powiedział coś, czego absolutnie się po sobie nie spodziewał.
- Wiem.
- Od kiedy? – usłyszał oszołomiony głos Remusa.
- Od samego początku – wymamrotał nie zdolny podnieść
głowy. Nie udawał już, że grzebie w torbie, po prostu stał nad nią pochylony
unikając spojrzeń przyjaciół.
- Skąd?
- Dlaczego nic nie powiedziałeś?
Zwlekał z odpowiedzią tak długo, jak się tylko dało. A potem
wziął głęboki oddech, podniósł głowę i wypowiedział najtrudniejsze zdanie w
swoim życiu.
- Bo to ze mną sypiała.
Nie patrzył ani na Jamesa, ani Remusa. Zapadła głucha
cisza a czas nagle zaczął ciągnąć się niemiłosiernie. Syriusz czekał na
jakąkolwiek reakcję ze strony przyjaciół, nic takiego jednak się nie stało. W
końcu zebrał w sobie resztki siły, spojrzał na Pottera i podjął.
- To nie było…
Dalej wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. James
wyszarpał różdżkę z kieszeni sekundę później niż Remus, który rozbroił go nim
zdążył nawet zacząć wypowiadać formułkę zaklęcia. Pozbawiony różdżki James
zrobił to, co zrobił by każdy na jego miejscu – rzucił się na Syriusza,
okładając go pięściami a ten nawet nie spróbował się bronić.
Kto wie co wydarzyłoby się dalej, gdyby nie Remus.
Doskoczył do nich z zadziwiającą prędkością i chwilę później oddzielała ich
niewidzialna tarcza.
- Zatłukę go!
- Uspokójcie się! -
krzyknął Remus, łypiąc to na trzymającego się za nos Syriusza, to na
odbijającego się od bariery Jamesa. Machnął ponownie różdżką i obu odrzuciło na
drugi koniec pokoju. Po kolejnym ruchu, siedzieli nieruchomo skrępowanie
zaklęciami. Odczekał dłuższą chwilę i kiedy był pewny, że tym razem nie rzucą
się na siebie, cofnął wszystkie zaklęcia.
- Oszalałeś? – zwrócił się do Syriusza z niedowierzaniem
w głosie. Black nie podniósł głowy, siedział nieruchomo nie zwracając uwagi na
krwawiący jeszcze nos i nieciekawie wyglądający policzek.
- Nie – odpowiedział za niego James spokojnym tonem. – To
po prostu jego natura. Wielki panicz Black, który dostanie wszystko na co sobie
kiwnie palcem, nie licząc się z innymi.
Zapadła krótka cisza. Remus nie mógł winić Jamesa za to,
że potrzebował w jakiś sposób odreagować wszystko to, co się wydarzyło. Gadanie
było chyba lepszym wyjściem z sytuacji niż bójki, Lupin postanowił się nie
wtrącać tak długo, aż nie będzie to konieczne.
Ponieważ Syriusz nie odpowiedział, James kontynuował.
- Można się tego było w sumie spodziewać. Skoro zaliczasz
wszystko co się rusza, musiała w końcu przyjść kolej Lily, co? Gdyby tu jeszcze
chodziło o jakieś uczucia, ale przecież ty nie masz o nich żadnego pojęcia –
prychnął James, a Remus zmarszczył brwi. Otwierał już usta, ale Potter nakręcił
się już tak bardzo, że nawet tego nie zauważył. – Jesteś dokładnie taki sam
oni! Niczym się nie różnicie...
Remus nawet nie zauważył, kiedy Potter wstał. Nadal
oddzielała go od Syriusza bariera, a Lupin wcale nie był pewny, czy dobrze
zrobił pozwalając żeby to słowa wyładowały emocje Jamesa, a nie czyny.
- Tiara Przydziału cholernie się pomyliła. Powinieneś być
w Slytherinie, wśród takich jak ty. Żałuję, że tak się nie stało.
- James – przerwał mu ostro Remus, zerkając ukradkiem na
Syriusza który podniósł bladą twarz i wpatrywał się teraz w Pottera. – Chyba
wystarczy…
W zasadzie nie musiał tego mówić. Mina Jamesa
wyraźnie mówiła, że dotarło do niego iż
właśnie przekroczył pewną granicę, której nie powinien przekraczać. Nim
ktokolwiek powiedział coś więcej, obrócił się i bez słowa wypadł z dormitorium,
zatrzaskując za sobą drzwi.
KONIEC CZĘŚCI I
Część II - kliknij tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz