Boże, ale dawno mnie tutaj nie było. Nie chcę nawet patrzeć w archiwum żeby zobaczyć datę ostatniego posta. Pomyślałam jednak, że należy się kilka słów wyjaśnie tym, którzy czasem tu zaglądają.
Kochani/kochane, pamiętam o was, naprawdę. Własnie mam sesję poprawkową, kilka dni temu zdałam egzamin, którego sądziłam, że nie zdam, ale wciaż jest przede mną kilka wyzwań. Z bólem przyznaję, że w ciągu wakacji nie myślałam o Lily i Syriuszu ani razu, a nawet jeśli moje myśli powędrowały chociaż na chwilę w tamtym kierunku, nie zaowocowały nawet jednym zdaniem nowego rozdziału. Liczyłam, że po zlocie fanów Pottera moja wena odżyje jak feniks, ale chociaż bawiłam się fantastycznie i przez cały dzień myślałam tylko o tym, gdy wróciłam do domu, wszystko zniknęło.
To nie jest tak, że nie chcę pisać. Nie jest nawet tak, że nie piszę, bo piszę i co jest straszne - piszę o innej serii, co jeszcze nigdy w życiu mi się nie zdarzyło. Bolesna prawda jest jednak taka, że wbrew sobie znalazłam sobie nowego, ukochanego bohatera - i to do tego złego bohatera (chociaż o tym mogłabym podysktutować, o czym niekórzy mieli okazję się przekonać :P - i od jakiegoś czasu nie jestem w stanie myśleć i pisać o niczym innym.
Jednym zdaniem... Nie wiem, kiedy wrócę. Nie wiem nawet, czy wrócę. Nie wyobrażam sobie zostawić tego opowiadania, włożyłam w nie mnóstwo pracy i serca i naprawdę bardzo chcę wrócić. Ale w tej chwili nie umiem powiedzieć, kiedy i czy w ogóle to się stanie.
sobota, 14 września 2013
niedziela, 2 czerwca 2013
Rozdział II
Mea culpa, mea
culpa, mea maxima culpa. Rozdział miał się pojawić przed maturami. Minął
nam maj, a ja mam dla as tylko tyle. Niestety, jak się przekonałam, moje studia
są cudowne, ale zabijają w człowieku całą wenę. I nic na to nie mogę poradzić.
A nawet kiedy już uda mi się wykrzesać z siebie trochę weny, której nie muszę –
lub nie chcę – poświęcić na pisanie pracy zaliczeniowej, natychmiast zaczynam
poprawiać to co napisałam. Często jedno zdanie potrafię formułować kilka razy
nim stwierdzę, że może być.
Ten rozdział jest… eksperymentem. Nie wiem, czy wszystkie takie
będą, jeśli okaże się, że jest zbyt chaotyczny, powrócę do normalnej formuły.
Nie będę już dłużej przynudzać, miłego czytania!
PS. Zwracajcie uwagę na daty :)
Rozdział II
Wrzesień 1976, Hogwart
- Daj spokój, Lily –
westchnęła Allie, patrząc na przyjaciółkę z rozbawieniem. – Nie wydaje ci się
czasem, że trochę przesadzasz?
- Nie, nie wydaje –
prychnęła Evans, odrzucając włosy do tytułu. – Nie będę tolerowała ich
dziecinnego zachowania. Skoro Remusowi przeszkadzają ich szlabany, to niech
lepiej ich pilnuje.
- Nie powiedziałam nic
takiego!- zawołała szybko dziewczyna, podnosząc ręce w obronnym geście. – I
Remus też nic takiego nie powiedział. Po prostu wydaje mi się, że jesteś do
nich nieco uprzedzona i dlatego troszkę…
- Sugerujesz, że nadużywam
swojej władzy do załatwiania swoich porachunków z Potterem i Blackiem? Gdyby
tak było…
- Tego też nie
powiedziałam – przerwała jej surowo Allie. – Wiem, że gdyby tak było, mieliby
szlaban za szlabanem. Po prostu uważam, że jesteś dla nich zbyt surowa i kierujesz się uprzedzeniem. Daj spokój,
dlaczego ich tak nie lubisz?
- To dzieciaki, które
traktują życie jak zabawę.
- To ich życie – zauważyła
Green, wyciągając się na łóżku.
- Właśnie o to chodzi, że nie
tylko.
- Czyli znów wraca sprawa
Snape’a – westchnęła dziewczyna. Lily zacisnęła usta w cienką linię i złożyła
ręce na piersi. Allie usiadła po turecku na łóżku i spojrzała z uwagą na
przyjaciółkę.
- To nie tylko o niego
chodzi…
- Chodzi tylko o niego,
Lily – przerwała jej szorstko Allie. – Ja wiem, że uważałaś go za przyjaciela i
wierzę, że trudno ci się pogodzić z tym co się stało, ale przestań za to karać
innych. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie tamten incydent pewnie nadal byś nie
wiedziała co to za facet…
- Przestań.
- Nie, Lily – powiedziała
ostro Allie. – Dobrze wiesz, że tak jest. Wszyscy mówili ci od dawna, żebyś
uważała, a ty…
- Tak, wiem, byłam naiwna,
opamiętałam się Allie – powiedziała chłodno Lily, podnosząc się z łóżka. –
Skończmy ten temat, bo naprawdę nie ma co porównywać tych dwóch spraw i proszę
nie wracajmy więcej do tego.
Odwróciła się i
odmaszerowała do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Allie przewróciła oczami
i opadła na łóżko pewna, że jeszcze nieraz wrócą do tej rozmowy.
Październik 1977, Hogwart
- Jak ten facet mnie wkurza!
Lily jak burza wpadła do dormitorium. Allie zerknęła na nią
krótko, westchnęła teatralnie, zakręciła lakier do paznokci i spojrzała na
rudowłosą, czekając na dalszy ciąg.
- James go tylko broni, zupełnie nie rozumie, że…
- …że jest niepoważnym dzieciakiem – dokończyła spokojnie Allie,
a Lily spojrzała na nią z wyrzutem. – Zdaje mi się, że już to niedawno
słyszałam.
- Przestań po prostu… Eh, nie ważne.
- Przerabiałyśmy to setki razy – westchnęła Allie. – Na wielu
przykładach, za każdym razem przyznawałaś mi na koniec rację…
- Tym razem nie przyznam! – powiedziała szybko Lily.
- Lily, ty się zupełnie nie znasz na ludziach… Przyznaję,
Syriusz jest… specyficzny i mnie też początkowo trochę denerwował…
- Trochę? Na początku? – zakpiła Lily, a Allie zarumieniła się.
- No dobra, czasem nadal mam ochotę mu przywalić…
- Czasem?
- W większości przypadków – poprawiała się podirytowana
brunetka, na co Lily prychnęła. – No dobra, prawie zawsze. Przestań się
wygłupiać, tylko posłuchaj rady doświadczonej przyjaciółki!
- Przepraszam…
- Jest przyjacielem twojego chłopaka, nie próbuj tego zmieniać,
bo to się może obrócić przeciwko tobie, faceci są drażliwi na punkcie przyjaźni
– powiedziała spokojnie Allie, sięgając po lakier do paznokci. – Musisz nauczyć
się go znosić i panować nad swoimi emocjami… Po za tym, po bliższym poznaniu
nie jest taki zły, uwierz… Oh, spróbuj chociaż udawać – złapała za poduszkę i
rzuciła nią w niespodziewającą się tego rudowłosą. - Ja się muszę z nim męczyć, ciebie też to nie
ominie, okaż trochę wsparcia!
- A tak dobrze ci szło – zaśmiała się Lily. – Zaczynałam ci
wierzyć, że go trochę lubisz!
- Bo lubię! Ale mniej niż to okazuję…
Rozbawiona Lily opadła na poduszkę z cichym westchnięciem. Allie
zerknęła na nią ukradkiem.
- Tak poważnie mówiąc…
- Wiem, wiem – przerwała jej cicho rudowłosa. – Staram się,
naprawdę się staram.
- To dobrze.
James wpatrywał się nieco ogłupiały w wyrzucającą z siebie potok
niezrozumiałych słów Molly. Siedząca na jego kolanach Lily słuchała uważnie,
kiwając głową i sprawiała wrażenie, jakby rozumiała co też mówi jej
przyjaciółka. Takie samo wrażenie sprawiała Allie, ale kiedy James na chwilę
odważył się spojrzeć na Remusa, z ulgą dostrzegł, że jego przyjaciel też nie
miał pojęcia o co chodzi.
- Niesamowite – powiedziała Allie, kiwając głową i zwróciła się
do Lily. – Dałabyś wiarę?
- Nigdy bym nie przypuszczała – wyrzuciła z siebie oszołomiona
Lily. – Każdy, ale nie oni!
- Zaraz, moment – wciął się Remus. – Wy coś z tego
zrozumiałyście? Przecież ona… - zamachał ręką idealnie naśladując gesty Molly,
po czym dodał: – i to jeszcze tak szybko i niezrozumiale…
- Lata praktyki, kochanie – powiedziała czule Allie, całując go
pieszczotliwe w nos. Lupin skrzywił się i potrząsnął głową kiedy połaskotała go
włosami w oczy, a James zaśmiał się pod nosem.
- To o co chodzi? – spytał Lupin, a dziewczęta przewróciły
oczami niezadowolone, że im przerwali. – No skoro zaczęłyście…
- Naprawdę interesują was szkolne plotki? – spytała rozbawiona
Lily. James miał już potrząsnąć głową, ale zobaczył spojrzenie Remusa, które
wyraźnie mówiło mi, że pytanie jest podchwytliwe, więc zamiast tego
wyrecytował.
- Interesuje mnie spędzanie z tobą czasu a co za tym idzie podzielanie
tematów twoich rozmów.
Remus przytaknął z uznaniem, Allie zachichotała a Lily dała
kuksańca w bok Jamesowi.
- Lizus – wymamrotana, chociaż James widział że jest w wyraźnie
lepszym humorze. – No więc Rosalie Jones…
- McGonagall prosiła mnie, żebym zrobił grafik dyżurów na
korytarzach – dobiegł Jamesa szept Remusa. – James mi wszystko opowie.
Allie pokiwała głową i zwróciła się do Lily. Potter podążył
spojrzeniem za Remusem i zobaczył, jak ten posyła mu złośliwy uśmiech, kierując
się do dormitorium.
A to skurczybyk!
- O czym myślisz? – zapytał cicho James, kiedy leżeli razem z
Lily, rozkoszując się wolnymi chwilami. Problem z zapewnieniem sobie
prywatności od zawsze dotyczył Huncwotów. Prawdę mówiąc, póki Remus nie zaczął
chodzić z Allie, nie myśleli o czymś takim jak samotność czy prywatność.
Zaakceptowanie przez przyjaciół tego, że Lupin czasem chce pobyć z ukochaną sam
na sam, zajęło trochę czasu. Wtedy James zainteresował się Lily a Syriusz
zaczął samotnie spędzać prawie całe dnie, lub szlajał się z nimi, irytując i
dziewczyny i ich, jak również sam cierpiąc katusze.
Wtedy wymyślili grafik. Nieoficjalnie mówiło się, że po Mapie
Huncwotów to najgenialniejszy z ich pomysłów. Pracowali nad nim przez ponad
cztery dni i cztery noce, razem z Lily i Allie, jak i kapitanem szkolnej
drużyny, w konsultacji z profesor McGonagall i samym dyrektorem. Grafik
obejmował ścisłe rozplanowanie ich czasu pomiędzy samych siebie, obowiązki
prefektów – Lily i Remus – treningi – James – oraz czas przeznaczony na randki
i szlabany. W grafiku znajdowały się przydziały pustego dormitorium męskiego,
dyżury odrabiania prac domowych, czas wolny, który spędzali wszyscy razem.
Wszystko idealnie zgrane. Oczywiście mowa jest o Huncwotach a
każdy wie, że oni nie przestrzegają zasad, nawet tych ustalonych przez samych
siebie.
Naruszenia zdarzały się więc nagminnie. A to James wyszedł z
Lily, kiedy powinien siedzieć z przyjaciółmi, to znów Syriusz zajął dormitorium
z dziewczyną, której imienia zapomniał gdy tylko zamknął drzwi, kiedy przedział
należał do Remusa, to znów Remus przegapił eksplodującego durnia z
przyjaciółmi, bo uczył się z Allie w bibliotece – a przynajmniej utrzymywał, że
się uczył - a kiedyś nawet Syriusz w znalazł śpiącego na podłodze Petera, kiedy
przydział przypadał Blackowi.
Tak czy inaczej, chociaż grafiku się nie przestrzegało, wszyscy
byli szczęśliwi i każdy dla każdego czas miał.
Tak było też i dziś. Lily i James zajęli dormitorium, Remus
zabrał Allie na błonia a Syriusz… Syriusz najpewniej okupował jedną z pustych
klas z kolejną, nieznaną sobie z imienia Krukonką z szóstego roku. O tym jednak miał wkrótce zapomnieć, jak
zwykle.
- O Rose i Kennethcie – powiedziała cicho Lily, wtulając się w
niego mocniej. – To takie przykre co ich spotkało, byli świetną parą…
- Może się jeszcze zejdą – stwierdził bez przekonania James.
- Wierzysz w cuda – westchnęła Lily i nim zdołała się
powstrzymać, spytała. – Chciałbyś wiedzieć?
- Mhm?
- Pytam, czy chciałabyś wiedzieć… Czy chciałbyś, żebym się
przyznała, że cię zdradziłam?
- Nie – odpowiedział bez zastanowienia. Lily spojrzała na niego
zaskoczona.
- Nie?
- Nie – powiedział, a widząc minę Lily, zawahał się i
skorygował. – To zależy.
- Od czego? – spytał cicho. Nagle luźna atmosfera zniknęła jak
za dotknięciem różdżki i oboje poczuli, że to jedna z pierwszych tak poważnych
rozmów, jakie przeprowadzali.
- Co innego numerek po pijaku a co innego świadoma zdrada czy
romans – powiedział powoli, uważnie ważąc słowa. – A ty?
- Tak – wyszeptała zawstydzona. – Tak, bo… Bo to i tak wychodzi,
zawsze. Wolałabym dowiedzieć się od ciebie, niż…
Zapadła krótka cisza. Przez moment żadne nic nie powiedziało, aż
w końcu odezwał się James.
- Dlaczego pytałaś?
- Bo zastanawiam się, czy warto było zaprzepaścić kilka lat
związku dla czystego sumienia Kennetha. To tylko jeden epizod a ona mu nie
wybaczy.
- Lepiej byłoby, gdyby jej nie powiedział?
- Nie – powiedziała cicho. – Lepiej byłoby, gdyby wtedy
pomyślał…
Czuł na sobie czyjeś spojrzenie. Nawykł do tego – kiedy jest się
Syriuszem Blackiem zawsze jest się obserwowanym. Przez rodzinę, przez
rówieśników, przez dziewczyny. Syriusz nauczył się nie zwracać na to uwagi.
Jednak tym razem, spojrzenie które na sobie czuł było wyjątkowo natrętne i
rozpraszające. Takie, którego nie dało się zignorować.
Rozejrzał się dookoła, mając zamiar pokazać obserwującemu go co
sądzi na ten temat. W Wielkiej Sali było jednak zaledwie kilka osób i każda
była zajęta.
Syriusz wrócił więc do szkicowania map nieba, kiedy znów poczuł
na karku irytujące go spojrzenie. Powoli, nie podnosząc zbyt głowy, rozejrzał
się dookoła. Siedząca przy stole Puchonka zarumieniła się i natychmiast ukryła
twarz za zniszczonym wydaniem Największe wydarzenia sportowe ubiegłego
stulecia: Quidditch.
Syriusz wychylił się lekko, żeby przyjrzeć się jej lepiej.
Dziewczyna nieśmiało wyjrzała zza książki, ukazując duże niebieskie oczy
wystające spod cienkiej grzywki. Zamrugała szybko widząc, że nadal na nią
patrzy i teraz nawet jej czoło było już koloru jego szaty.
Przez chwilę się zawahał, potem podniósł się, zwinął mapy i
zdecydowanym krokiem ruszył w jego stronę.
Sapnął z niecierpliwości szarpiąc się z zapięciem stanika.
Dziewczyna, której imienia już zapomniał, próbowała nieudolnie rozpinać guziki
jego koszuli. Jej drobne rączki, chociaż wyjątkowo zaradne jak dotąd się
przekonał, roztrzęsione nie dawały sobie z nimi rady.
Syriusz pokonał stanik i pomógł jej ze swoją koszulą, której
lada moment na sobie nie miał. Wydała z siebie cichy jęk a jej oczy rozszerzyły
się na chwilę i zaświeciły, Syriusz nie dał jej jednak czasu na dalszą relację.
Zwinnie objął ją ramionami w pasie, przesuwając powoli dłońmi po jej talii i
dokładnie badając najmniejszy milimetr jej ciała. Równocześnie obcałowywał jej
szyję, którą wystawiła, odchylając głowę do tyłu. Wyraźnie czuł jak pod wpływem
jego dotyku rozluźnia się. Pomrukiwała cicho, z czego dochodziło do niego co
drugie słowo i już miał przejść do setna sprawy gdy…
- …Syriusz?
- Hm?
- Ja… nie wiem czy to ważne, ale nigdy nie… Tzn. chcę tego, ale…
Czar prysł jak za dotknięciem magicznej różdżki a całe
podniecenie jakie odczuwał opuściło go jak powietrze z przekłutego balonika.
Przez chwilę analizował jej słowa aż w końcu zamroczonemu
umysłowi udało się sformułować krótki i oczywisty wniosek: dziewica!
Odsunął się, bardziej instynktownie niż z chęci i usiadł na
łóżku, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Również usiadła i niezdarnie złapała za
kawałek prześcieradła, zakrywając nim swoje piersi. Instynktownie, bez
zastanowienia, też się okrył. Teraz, gdy na nią patrzył, zaczynał się dziwić,
że wcześniej na to nie wpadł. Siedziała zgarbiona, zaciskając drobne piąstki na
prześcieradle. Jej wielkie, niebieskie oczy, szkarłatny rumieniec na policzkach
i przygryziona warga w połączeniu z burzą jasnych włosów i okrągłą buzią
nadawały jej niewinny, dziecięcy wręcz wygląd.
- Chcę tego – oznajmiła, rozwiewając jego wątpliwości. Przysunął
się, obejmując ją w pasie. Posłała mu szeroki uśmiech, przysunęła twarz i już
miał ja pocałować, jak w głowie usłyszał karcący głos Remusa.
Staczasz się coraz niżej, stary. To podchodzi pod pedofilię.
Próbując zignorować natarczywy głosik, przyciągnął ją bliżej i
pociągnął za sobą. Padła miękko na poduszkę, objęła ramionami jego barki i
natarczywy głos kompletnie wytrącił go z nastroju.
- Dobra – mruknął gwałtownie siadając. – Ubieraj się i spadaj.
- Proszę? – spytała oszołomiona, tym razem całkiem pewnie
zakrywając swoje ciało i patrząc na niego z oburzeniem. Nagle przestała
przypominać dziecko.
- Ubieraj się, mówię. Nic z tego.
Uniosła brwi, nie dowierzając temu, co słyszy. Syriusz też nie
dowierzał – nie zdarzyło mu się jeszcze, żeby cokolwiek odciągnęło go od
jakiejkolwiek dziewczyny, kiedy już zdecydował, że spędzi z nią noc. Westchnął.
- Dobra, chodzi o to, że nigdy tego nie robiłaś. Wy macie pewne…
Oczekiwania na temat pierwszego razu a ja ani nie chcę, ani nie umiem ich
zapewnić. Dlatego poszukaj sobie kogoś, kto będzie chociaż dobrze udawał, że cię
lubi.
Jej oczy były jeszcze większe niż zazwyczaj. Zamrugała szybko.
- Proszę?
- Nic z tego – powiedział zirytowany, że jeszcze nie zrozumiała.
– Spadaj i wróć, kiedy już stracisz złudzenie co do idealnego pierwszego razu…
- Chrzań się – prychnęła, ciskając w jego stronę poduszkę. –
Jesteś większym dupkiem niż mówią.
Zebrała pospiesznie ubrania z podłogi i trzasnęła drzwiami od
łazienki z taką siłą, że omal nie wyleciały z zawiasów. Syriusz przez chwilę
patrzył oszołomiony w miejsce, gdzie zniknęła dziewczyna zaskoczony, że taki
mały ktoś może okazać aż tyle charakteru, poczym odpadł z cichym westchnieniem
na poduszkę i nawet nie podniósł głowy, kiedy wyszła z dormitorium trzaskając
drzwiami.
Wrzesień 1976, Hogwart
Lily weszła do Wielkiej
Sali i rozejrzała się, szukając wzrokiem Allie lub Molly.
- Lily, tutaj!
Allie odchyliła się do
tyłu na ławce i zamachała do rudowłosej, przywołując ją do siebie. Lily ruszyła
w jej stronę i skrzywiła się.
- Nie wygłupiaj się –
syknęła Green, robiąc jej miejsce między sobą a Jamesem Potterem. – Siadaj.
- Nie bój się Evans, ja
nie gryzę – mruknął James, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem. –
Przeważnie… - dodał tak cicho, by Lily nie słyszała. Syriusz i Peter
zachichotali.
- Nigdy nie wiadomo…
Mógłbyś się posunąć? – spytała ze złością, próbując zrobić sobie trochę
miejsca. James podniósł głowę i spojrzał na nią zdziwiony.
- Wybacz, moje wielkie ego
potrzebuje dużo miejsca.
Evans zacisnęła usta w
cienką linię i poczerwieniała na twarzy. Allie przewróciła oczami.
Relacje między Lily i
Huncwotami nigdy nie należały do tych najlepszych. Lily tolerowała tylko Remusa
i dopóki nie było to konieczne, unikała pozostałych jak ognia, dzięki czemu
udało im się przeżyć w pozornej zgodzie pięć pierwszych lat w Hogwarcie. Nie
licząc sporadycznych spięć na linii Lily-James i Syriusz.
Sytuacja uległa
diametralnej zmianie zaledwie kilka miesięcy temu – po nieszczęsnym incydencie
nad jeziorem tuż po egzaminach. To co wcześnie ograniczało się do lekkich
uszczypliwości co jakiś czas, zmieniło się w otwartą wojnę.
Allie i Remusowi nie udało
się złagodzić konfliktu między Lily i Jamesem. Syriusz w jakiś sposób pozostał
poza głównym ogniwem konfliktu – oczywiście tak długo, jak nie przyszło mu
zostać sam na sam z Evans.
- Gdyby twoje ego miało
ludzką postać, nie starczyłoby miejsca przy tym stole – prychnęła Lily. James
otwierał już usta by odpowiedzieć, ale Remus szybko złapał go za przedramię i
powiedział tak cicho, że tylko Potter go słyszał.
- Odpuść, ona się tego nie
spodziewa.
- Kiedyś skończą jej się
cięte riposty – odpowiedział równie cicho James i zwrócił się do rudowłosej,
która nalała sobie do filiżanki kawy i sięgała właśnie po talerzyk z
biszkoptami. – Na pewno, gdybyś twoje przy nim siedziało.
- Wydaje ci się, że jesteś
zabawny Potter?
- Nie, ja tak naturalnie –
wzruszył ramionami.
- Jesteście siebie oboje
warci – mruknęła. – Remus, zamień się z Lily. A ty bądź cicho – dodała do
Syriusza, który już otwierał usta. Natychmiast je zamknął.
- Jak to robisz? – spytał
rozbawiony Remus. – Mnie nie chcą słuchać…
- Ty nie masz długich
paznokci, którymi może cię podrapać – wyjaśnił z powagą Syriusz, a kiedy Allie
odwróciła się do Molly i zajęła rozmową, dodał ciszej. – Na co dzień…
Październik 1977, Hogwart
Syriusz bez słowa cisnął torbą na stół z taką siłą, że puchar
Remusa przewrócił się na jego książki. Black mruknął coś niezrozumiałego pod
nosem, wyciągnął z kieszeni różdżkę i usunął plamy jednej jej ruchem, siadając
obok przyjaciela.
- Myślałem, że jesteś na… randce – skończył kulawo Remus,
niepewny doboru własnych słów. Syriusz wyrzucił z siebie potok niezrozumiałych
dla Lupina słów. – Cudownie, a po naszemu? Dała ci kosza?
- Gorzej, dziewica – wymamrotał Black. Remus uniósł wysoko brwi
a Syriusz zamachał wściekle rękami wyrzucając z siebie kolejną serię bełkotu.
- Jasne, jasne, nic nie rozumiem – oznajmił rozbawiony Remus. –
Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się wystraszyłeś dziewicy? Daj spokój, też
byłeś kiedy prawiczkiem… Pewnie za czasów wczesnego przedszkola, więc nie
pamiętasz, ale tak, mój drogi, każdy kiedyś jest niedoświadczony. Człowiek jak
każdy…
- To nie o to chodzi – mruknął Black. – I to wcale nie było w
przedszkolu! – dodał po chwili.
- W takim razie o co chodzi? – zapytał Remus, wyraźnie
zainteresowany. Black wymamrotał coś pod nosem.
- To wszystko wyjaśnia! Dobra, przyznaj się, wystraszyła się i dała ci
kosza?
- To ja ją pogoniłem! – zdenerwował się Syriusz. – Dziewice są
wymagające a ja nie miałem ochoty się starać. Wolę, żeby ktoś inny zniechęcił
ją do seksu niż…
- Oh, zrobiło ci się jej żal! – odgadł natychmiast Remus, a
Black pokazał mu co sądzi o jego teorii, jednak nie od siebie nie dodał. – No
proszę, czyli jednak masz serce!
Black prychnął, dał przyjacielowi kuksańca w bok, pokazał język
i obrócił się obrażony. Remus zaśmiał się z satysfakcją iż udało mu się wywołać
w nim taką reakcję.
- Czy ty wiesz, która jest godzina!?
James podskoczył wystraszony, kiedy w drzwiach powitał go
wściekły Syriusz. Zatoczył się lekko i wpadł na ścianę, a potem spojrzał
zszokowany na przyjaciela.
- Zwariowałeś?
- Pytałem, czy wiesz która jest godzina! – przypomniał mu
Syriusz, a potem zamachał zegarkiem tuż przed nosem Pottera. – Patrz! Jest w pół
do jedenastej! Miałeś być w dormitorium godzinę temu!
- Przepraszam, mamo – powiedział James, akcentując ostatnie
słowo. – Byłem z Lily, straciłem rachubę czasu.
- No pewnie, Lily. Zawsze tylko Lily – prychnął Black, gdy James
wyminął go i rzucił się na łóżko z rozmarzoną miną. – A my, już się w ogóle nie
liczymy, co? Tylko Lily ci w głowie!
- Jesteś zazdrosny? To urocze – zaśmiał się Potter. – Przecież
wiesz, że tylko ty się liczysz.
- Oh, zamknij się. – warknął Syriusz. – W ogóle nie traktujesz
mnie poważnie.
- Jestem śmiertelnie poważny – oznajmił James grobowy tonem. –
Nie śmiałbym z ciebie żartować… Wiem, że może nie jesteś gotów na takie
wyznania i to co powiem, może cię zszokować, ale… - zaczerpnął powietrza, a
Syriusz spojrzał na niego z przerażeniem w oczach. -… stanął mi zegarek.
- Idź do diabła, Potter – wymruczał Syriusz, kiedy Potter
wybuchł śmiechem na widok jej miny.– Po prostu jak się z nami umawiasz, pilnuj
czasu…
- Dobra, dobra – zgodził się potulnie James. – Gdzie chłopaki?
- Nie chciało im się czekać. Lunatyk poszedł spotkać się z
Allie, a Glizdek jest w kuchni.
James pokiwał głową i opadł z westchnieniem na poduszki. Wbił
wzrok w baldachim łóżka. Czuł na sobie świdrujące spojrzenie Syriusza,
wiedział, że przyjaciel jest wściekły – być może nawet gdzieś w głębi duszy
czuł, że ma ku temu powody. A jednak poczucie winy znikało gdzieś zupełnie,
kiedy tylko pomyślał o tym, że przecież był z Lily. A zawsze kiedy był z Lily,
wszystko inne traciło znaczenie. Tak po prostu, bez powodu.
- Łapo? – zapytał nagle James, przerywając ciszę w dormitorium.
Podniósł się na łokciach i spojrzał na poważnie przyjaciela. Syriusz zaszczycił
go obojętnym spojrzeniem. – Jak myślisz, kiedy to już wiadomo, że to miłość?
- Co?
- No bo co to innego, jak nie to? – zapytał, nie spuszczając
wzroku z przyjaciela.
- Guz mózgu? – podsunął szybko Black, a James prychnął
rozjuszony i złapał za poduszkę. – No co, prawie wszystko pasuje!
Potter cisnął poduszką w przyjaciela, ale ten w ostatniej chwili
się uchylił.
- Z tobą się nie da poważnie pogadać…
- Pytałeś! – oburzył się Syriusz, siadając szybko na łóżku po
turecku. – Popatrz, wszystko pasuje: jesteś rozkojarzony, ciągle o czymś
zapominasz, masz kłopoty z koncentracją… Wiem, że nie sypiasz po nocach i te
bóle głowy…
- Nie boli mnie głowa – zaprotestował szybko James, ale Syriusz
tylko na to czekał. Złapał za poduszkę i rzucił nią w przyjaciela, trafiając
idealnie w jego twarz.
- Teraz boli.
- Nie będę z tobą o tym gadać – prychnął James, poprawiając
okulary.
Syriusz westchnął.
Uczucia to nie był jego ulubiony temat rozmów. To Remus był specem w
tych sprawach i zwykle to od niego James dostawał rady. Teraz jednak Potter
wyraźnie chciał porozmawiać, a Remusa nie było w pobliżu.
- Wiesz… - zaczął w końcu, kiedy James nie podjął na nowo
rozmowy. – To się chyba jakoś tak… czuje? – bardziej spytał, czy oznajmił,
zastanawiając się równocześnie co w takiej sytuacji powiedziałby Remus. – No
wiesz, przecież… - Zmarszczył brwi, myśląc gorączkowo.
Lunatyk zawsze jakoś tak to nazywał, pomyślał Syriusz, tak jakoś
mądrze.
- Bo to jest tak, że…
- Dobra, próbowałeś – poddał się James, zdając sobie sprawę, że
nic pożytecznego od Syriusza nie usłyszy. Black odetchnął z ulgą. – Zero z
ciebie pożytku, naprawdę.
- Uczucia to działka Lupina – powiedział usprawiedliwiającym
tonem Syriusz. – Mogę ci pomóc poderwać dziewczynę i powiedzieć co zrobić
dalej, ale moja wiedza kończy się na…
- Pospiesznej ucieczce z samego rana?
- Nigdy, ale to nigdy, nie wychodzi się z samego rana – rzekł
Syriusz, nagle śmiertelnie poważniejąc. – Wychodzi się od razu po, żeby sobie
czegoś nie pomyślała… Amator.
Potter pokręcił z politowaniem głową.
- Strach pomyśleć, jak będzie wyglądało twoje życie za
czterdzieści lat – stwierdził z lekkim rozbawieniem James, zerkając na
Syriusza, który tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Kolejna randka w bibliotece? – zapytała Lily, dosiadając się
do Allie i Remusa. Lupin podniósł spojrzenie na rudowłosą i posłał jej pogodny
uśmiech. – Nie obawiacie się, że któregoś razu to się skończy dla was
rozstaniem?
- Etap awantur o wypracowania z transmutacji mamy już za sobą –
powiedziała łagodnie Allie, a Remus pokiwał głową.
- Tak, najwyższa pora na zaklęcia – zachichotała Lily,
otwierając podręcznik do eliksirów. – Nie powinieneś być z chłopakami? James
wspomniał, że się umówiliście…
- Półtorej godziny temu – odpowiedział Lupin, patrząc na
zegarek.
- Powinien być już w dormitorium – wymamrotała rudowłosa,
opuszczając głowę by ukryć rumieńce na swojej buzi.
- Poczekam jeszcze trochę nim Syriusz z nim skończy. Był
wściekły jak wychodziłem…
- On zawsze jest wściekły – mruknęła Lily. Allie posłała jej
surowe spojrzenie znad podręcznika do transmutacji. – Taka jest prawda!
- Nie zawsze – nie zgodził się z powagą Remus. - Tylko wtedy,
kiedy chodzi o ciebie.
Allie roześmiała się i wymierzyła chłopakowi kuksańca w bok.
Lily przewróciła tylko z politowaniem oczami. Doskonale zdawała sobie sprawę,
że ani Remus, ani Allie nie traktowali poważnie jej potyczek z Syriuszem.
- Pójdę już – powiedział spokojnie Remus, zbierając swoje
rzeczy. – Syriusz pewnie kończy wytrząsać się nad Jamesem, zabiorę po drodze
Petera z kuchni i może coś da się zrobić z tym wieczorem.
- Noc jeszcze młoda – rzuciła kuszącym tonem Allie. Lupin spojrzał
na nią, wyraźnie się wahając.
- Nie dziś – zdecydował w końcu, wstając od stolika. Pochylił
się i musnął ustami policzek dziewczyny, rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę
bibliotekarki, która wyjątkowo nie lubiła, gdy pary obściskiwały się w jej bibliotece.
– Do zobaczenia jutro. Pa Lily!
- To może my też damy sobie dziś spokój z nauką? – spytała
Allie, patrząc na oddalającą się sylwetkę
ukochanego. – Pod łóżkiem mam schowaną ostatnią butelkę wiśniówki, którą
dostałam w wakacje od babci…
- Masz jakiś konkretny pomysł? – Evans pochyliła się przez
stolik i spojrzała na przyjaciółkę, nie kryjąc zainteresowania jej propozycją.
- Tylko kilka luźnych fantazji… Na pewno coś wybierzmy.
Lily uśmiechnęła się łobuzersko, wyprostowała i zatrzasnęła
podręcznik tak głośno, że kilka osób siedzących przy stoliku obok aż
podskoczyło.
- Więc do roboty.
- Jak się pozbyłaś dziewczyn? – spytała Lily, kiedy po wyjściu z
łazienki zastała w sypialni tylko Molly i Allie.
- Zabiłam, poćwiartowałam i dałam skrzatom domowym do ugotowania
– powiedziała bez mrugnięcia okiem Allie, zbierając poduszki ze swojego łóżka i
rzucając je na podłogę. – No co? To najlepsza metoda pozbycia się
nieproszonych osób, a z ludzkiego mięsa wychodzą świetne paszteciki...
- Poszły spać do drugiego dormitorium – wyjaśniła rozbawiona
Molly. Położyła się na podłodze obok swojego łóżka i wczołgała pod nie tak, że
wystawały tylko jej nogi.
- Nie chciały zostać?
Lily pochyliła machnęła różdżką, włączając małe przenośne radio,
które Allie przywiozła z domu. Po dormitorium poniosła się muzyka.
- Po ostatnim razie zdziwiłabym się jakby zostały – zachichotała
Molly spod łóżka.
- Nie pamiętam ostatniego razu… - wymamrotała Lily. Pogłośniła
radio i obróciła się dookoła własnej osi.
- Nie martw się, tego też nie zapamiętasz – zaśmiała się Allie,
podnosząc butelkę, która wytoczyła się spod łóżka Molly. – Oh, karmelowa!
- To nie moja wina, mam słabą głowę – zawstydziła się Lily,
poprawiając górę od piżamy. – Jako dobre przyjaciółki powinniście mi zabronić
pić, kiedy jeszcze wszystko pamiętam…
- Kochanie, jako dobre przyjaciółki dajemy ci więcej, żebyś tego
nie pamiętała – zaśmiała się Allie, łapiąc kolejną butelkę. – Rany boskie,
Molly ile ty tego tam masz!?
- Mogę udawać, że to wszystko, ale ty będziesz się tu czołgać
jak zabraknie!
- Nie przeszkadzaj sobie, dawaj wszystko co masz – powiedziała
rozbawiona Green. Lily opadła na poduszki rozłożone na podłodze i sięgnęła po jedną
z butelek.
- A ty mówiłaś, że to Huncwoci mają imponujący barek pod
podłogą… Czego mam nie pamiętać? – zainteresowała się rudowłosa, patrząc na
Allie.
- To wszystko! A teraz pomóż mi wyjść… - odezwała się Molly.
- Znowu utknęłaś?
- Nie…
- Allie, czekaj – zawołała Lily, kiedy Green obeszła łóżko i
złapała za kostki przyjaciółki. – Jeśli jej stąd nie wyciągniemy, będzie więcej
dla nas.
- Ja wszystko słyszę!!
- Tak, wiemy – pokiwała szybko głową Allie i spojrzała na Lily.
Puściła nogi przyjaciółki, zagarnęła długie, ciemne włosy na plecy i
zmarszczyła brwi. – A jeśli się o nią potkniemy w nocy?
- W nocy zamierzam spać, a nie łazić po dormitorium!
- Uwierz mi, będziesz łazić… - wymamrotała Allie. Molly zaczęła
rzucać się pod łóżkiem, najpewniej próbując kopnąć przyjaciółkę w kostkę. – Po
za tym, jak będziemy tańczyć? Weszła ze złej strony, będzie przeszkadzać…
- No dobra, to wyciągaj ją – zadecydowała rozbawiona Lily. Allie
pokiwała głową, ujęła wierzgające nogi Molly i pociągnęła za nie z całej siły,
wyciągając dziewczynę.
- Zołzy! Zostawiłybyście mnie tam na całą noc dla kilku butelek
nalewki!? – spytała wściekła dziewczyna, podnosząc się z podłogi i otrzepując z
kurzu koszulkę.
- Oczywiście, że nie – powiedziała pieszczotliwie Lily, klepiąc
poduszkę obok siebie. – Zajęłam ci miejsce.
- Wypchaj się swoim miejscem – prychnęła blondynka i obrażona
usiadła na poduszce naprzeciw Lily. – Pożałujesz tego, zobaczysz.
- No to co panienki? – zapytała radośnie Allie, siadając obok
przyjaciółek. Szybko policzyła butelki i oznajmiła radosnym tonem. – Czeka nas
pełna wrażeń noc!
niedziela, 21 kwietnia 2013
Rozdział I
Wrzesień
1977, Hogwart
Lily
zachichotała, czując jak James muska ustami jej szyję i przymknęła powieki,
mrucząc z zadowolenia. Nie na długo, zaraz znów się roześmiała, a James
westchnął i odsunął się.
-
To nie takie proste, kiedy się śmiejesz – oznajmił, kręcąc głową i opadając z
westchnieniem na trawę.
-
Łaskotałeś – powiedziała z wyrzutem Lily, kładąc się obok. Pierwsze dni
września tego roku były wyjątkowo ciepłe i słoneczne, nic więc dziwnego, że każdy
uczeń wykorzystywał popołudnia na wylegiwaniu się na szkolnych błoniach. Trudno
było znaleźć wolny kawałek trawnika bez ryzyka, iż sąsiad będzie ci chuchać w
ucho. Im jakoś udało się znaleźć miejsce z dala od innych.
-
Wydawało ci się – wzruszył ramionami James, uśmiechając się łobuzersko.
-
Masz świadomość, że w dormitorium czeka na nas góra prac domowych? – zapytała
po jakimś czasie Lily, przerywając utopijną ciszę. Ponieważ zaczęli siódmy rok,
czekały ich ostatnie w czasie nauki egzaminy. Egzaminy, które każdy nauczyciel
traktował na tyle poważnie, że bez skrupułów zadawali im tyle zadań, by
zapełniły cały weekend. Wielu było jednak pewnych, że te czterdzieści osiem
godzin to zbyt mało, by odrobić wszystko.
Jednak
nie James. James Potter podchodził do zadań na tyle luźno, by pozwolić sobie na
upojny spacer z Lily, która od dwóch miesięcy była jego dziewczyną. Tylko jego jak
lubił sobie powtarzać przed snem.
Bo
James Potter był szaleńczo i bez pamięci zakochany w Lily już od połowy piątej
klasy. Ponad półtora roku zabiegał o nią na wszelkie znane ludzkości sposoby i
w końcu udało mu się dokonać niemożliwego. Lily najpierw się z nim umówiła, a
potem została jego dziewczyną. W obliczu takich wydarzeń, prace domowe i
egzaminy nie miały żadnego znaczenia. No, przynajmniej dla niego, bowiem kiedy
Lily usiadła, okazała zupełnie odmienny stosunek.
-
Nie myśl o tym teraz, będziemy mieli cały weekend żeby się uczyć – powiedział
beztrosko. Lily zmrużyła oczy jak kocica, a James już wiedział, że to nie
skończy się dobrze. – To ostatnie dni, kiedy mamy trochę luzu. Zaufaj mi,
wyrobimy się ze wszystkim.
-
Metody Huncwota? – spytała rozbawiona Lily, zbierając swoje rzeczy. – Przez
tydzień nic nie robić żeby potem stracić całą niedzielę i poniedziałkową noc?
Wybacz, ale mi to nie odpowiada – pochyliła się i musnęła ustami jego usta. –
Wolę nic nie robić, obserwując jak siedzisz w książkach.
-
Jesteś wredna, Lily Evans! – zawołał rozbawiony, patrząc jak oddala się
wdzięcznie w stronę zamku. – I tak cię dopadnę!
Lily
Evans była piękna. James uwielbiał ją obserwować - kiedy się uczyła, kiedy
śmiała z przyjaciółkami, gdy słuchała w skupieniu na lekcjach i ostrożnie
odmierzała składniki na eliksirach. Czasem, kiedy zasypiała w fotelu przed
kominkiem, nim przeniósł ją do dormitorium, patrzył przez chwilę jak śpi. Nigdy
nie miał dość i za każdym razem dostrzegał w niej coś nowego, czego nie widział
przedtem. Ciągle go zaskakiwała, nawet jeśli sądził, że wie już o niej
wszystko.
Przez
chwilę obserwował jak jej sylwetka staje się w oddali coraz mniejsza, a potem
uśmiechnął się szeroko, poderwał zwinnie na nogi i pobiegł za nią ile sił w
nogach.
Allyson
Green poczuła ciepły oddech na swojej szyi. Uśmiechnęła się czując muśnięcia
ust na swoim obojczyku, przymknęła oczy z zadowoleniem i wymruczała.
-
Daj mi jeszcze sekundkę… Chcę to skończyć.
-
Skąd wiesz, że to ja? – zapytał z uśmiechem Remus, opierając głowę o jej ramię.
Allie zachichotała.
-
Nikt inny nie dobierałby się do mnie w bibliotece. – zauważyła rozbawiona.
Remus przez chwilę milczał, rozważając jej słowa, po czym przytaknął.
-
Masz rację – zgodził się. – Długo ci to zajmie?
-
Kilka minut – odpowiedziała Allie, pochylając się nad wypracowaniem. Remus
przybliżył się i zaczął czytać przez jej ramię. Allie niemal natychmiast
zamarła z piórem w ręku.
Mało
kto lubi, kiedy ktoś czyta to, nad czym się w danej chwili pracuje. Allie wręcz
tego nienawidziła. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, kiedy robił to Remus.
Chrząknęła
znacząco i spojrzała mu przez ramię.
-
Przepraszam – powiedział marszcząc brwi. – Tylko, że masz tutaj błąd. Łusek
mieczników nie wykorzystuje się do wywarów leczniczych.
Pochylił
się i wskazał palcem na miejsce, gdzie zauważył niezgodność. Allie zacisnęła
usta ze złością.
-
Gdybym chciała żebyś mnie poprawiał, poprosiłabym – mruknęła. Remus obszedł
stolik dookoła i usiadł naprzeciw niej. – Po za tym, to nie jest błąd. Tak
podawał nam Slughorn.
Remus
przewrócił oczami.
-
Nie pamiętam, by coś takiego mówił. Mieczniki nie mają zastosowań w
lecznictwie.
-
Ci, którzy nie mają tak perfekcyjnej pamięci jak ty – wysyczała Allie,
pochylając się przez stół do Remusa – robią notatki. A moje notatki mówią…
- W
notatkach też można się pomylić.
- Szanse,
że czegoś się zapomni są jednak ciut większe...
-
Zwłaszcza, kiedy jest się tobą…
Nawet
nie zauważyli, kiedy podnieśli głosy. Allie i Remus byli parą z długim,
zwłaszcza jak na panujące w szkole standardy, stażem. Nauczyli się jak żyć ze
sobą w zgodzie, kiedy trzeba iść na kompromis, planowali razem przyszłość, a
wśród uczniów i nauczycieli uchodzili za wzór dobrej pary. Dopóki w grę nie
wchodziła nauka.
-
Nie chcesz ze mną grać w tą grę, Lupin – wycedziła Allie ostrzegającym tonem.
Jedna z brwi Remus uniosła się do góry w kpiącym geście.
-
Założysz się?
Allie
obeszła stolik i stanęła przed swoim chłopakiem. Była od niego sporo niższa,
ale kiedy oparła ręce na biodrach i spojrzała na niego, sprawiała wrażenie dużo
większej. Syriusz, Peter i James będąc na miejscu Lupina najpewniej by
odpuścili. Remus jednak stał nieustraszony.
-
Jak sobie chcesz. Znajdź dowód, że zrobiłam błąd, a… - przywołała go palcem do
siebie, stanęła na palcach i wyszeptała do ucha kilka słów. Lupin oblał się
czerwonym rumieńcem podniecenia, a jego oczy zaświeciły się i dziwnie
przeszkliły. – Zgoda?
-
Zgoda – wydusił słabo. Kiedy zdał sobie sprawę jak brzmi jego głos, otrząsnął
się szybko i powtórzył pewniej. – Zgoda.
-
To do roboty – powiedziała dziarsko Allie, odrzucając ciemne włosy na plecy.
Remus odwrócił się w stronę regału z książkami. – Ah, kochanie?
Lupin
spojrzał na nią przez ramię.
-
To działa w obie strony. Jeśli ty się mylisz…
Uśmiechnęła
się promiennie i usiadła przy stoliku. Remus przez chwilę stał zamurowany, a
potem nagle zdał sobie sprawę o co toczy się gra i szybko wszedł między regały.
Rozpoczął się wyścig z czasem.
Syriusz
Black cierpiał z nudów. No dobrze, cierpiał to może trochę zbyt słabe słowo, by
opisać co dokładnie czuł. Miał wrażenie, że nuda wdziera się w niego i rozrywa
go od środka. Syriusz nienawidził się nudzić. A jeszcze bardziej nienawidził
faktu, że James Potter miał dziewczynę. Dziewczynę, której Syriusz również
nienawidził. Chociaż jeśli chodzi o powody ostatniej nienawiści, nie był do
końca pewny czy chodzi o samą Lily, czy może fakt, że w tak bestialski sposób
sprowadziła na niego nudę, zabierając mu przyjaciela. A może chodziło o jedno i
drugie.
Prawda
była jednak taka, że zarówno Remus jak i James byli właśnie na randkach, Peter
przepadł jak to miał w zwyczaju – a Syriusz niekoniecznie płakał z powodu jego
nieobecności – a on został sam.
Siedział
niewidoczny w cieniu drzewa przy jeziorze, będąc w idealnej pozycji by
obserwować dziewczęta wylegujące się przy jeziorze. Przez sześć lat nauki – no
dobrze, jakieś trzy w końcu nie od razu zaczął interesować się dziewczynami –
Syriusz opanował do perfekcji sztukę kamuflażu. Potrafił znaleźć takie miejsce,
by widzieć wszystko i być równocześnie niewidzianym przez innych. Sztuka ta
pozwalała mu na swobodną selekcję przedstawicielek płci pięknej. Mógł swobodnie
wybierać i przebierać, a prawda była taka, że było w czym.
Syriusz
nie wierzył w związki. Wyśmiewał otwarcie wszystkich – nawet Remusa i Jamesa –
którzy decydowali się na bycie z kimś. Dla Syriusza jedyną relacją damską
męską, którą akceptował była ta seksualna – bez żadnych dodatkowych zobowiązań,
tylko czysta i prosta przyjemność.
Nie
próbował tego więc ukrywać przed nikim – w prosty i zwykle dość nietaktowny
sposób mówił czego chciał i zawsze to dostawał. Syriusz doskonale zdawał sobie
sprawę jak działa na kobiety i w jaki sposób to wykorzystywać.
-
Ta była – mamrotał do siebie, obserwując grupę głośnych szóstoklasistek. – Ta
też… Ta też była… Ta… Nie, nie dla mnie… O, może ta… Nie, nie dziś – stwierdził
w końcu, zły sam na siebie, że zmarnował tyle czasu na wybór, by w końcu
stwierdzić, że nie ma ochoty. Podniósł się, przeczesał palcami włosy i zerknął
na zegarek. W tej chwili zarówno Remus jak i James byli na randkach, Syriusz
zdecydował jednak, że dał im wystarczająco dużo czasu i nadeszła chwila, by im
trochę poprzeszkadzać.
-
Tu nic nie ma! – Allie zatrzasnęła ze złością opasły tom Mało znane magiczne substancje o właściwościach leczniczych
wykorzystywane na przełomie wieków. Remus uśmiechnął się z satysfkacją. –
To niczego nie dowodzi! To, że nigdzie nie ma wzmianki o miecznikach wcale nie
oznacza, że masz rację! Ciernie kolczodrzewa są szeroko wykorzystywane w
kosmetyce, ale nigdzie nie znajdziesz o tym wzmianki bo to nowo odkryta
właściwość…
-
Mieczników nie wykorzystuje się w lecznictwie – powiedział spokojnie Remus. –
Właśnie dlatego nigdzie…
-
Nie chcę się wtrącać, ale czy nie powinniście się teraz obściskiwać w jakiejś
wolnej klasie, jak na młodą, pełną wigoru parę tuż przez zakończeniem szkoły
przystało?
Allie
i Remus spojrzeli na Syriusza, który jak gdyby nigdy nic usiadł sobie przy ich
stoliku i wyłożył nogi na blat, odchylając się w typowy dla siebie sposób na
krześle.
-
Co ty tu robisz?
-
Przeszkadzam wam w tej fascynującej kłótni – powiedział Syriusz, wyszczerzając
zęby. – Zbliża się obiad, pomyślałem, że…
-
Obiad?!Nie wierzę, znowu to zrobiliśmy – jęknęła Allie opadając na krzesło. –
To już druga randka w tym miesiącu którą spędziliśmy kłócąc się w bibliotece!
-
Gdybyś nie była tak uparta i przyznała się do błędu, robilibyśmy teraz coś
zupełnie innego – mruknął Remus, odsyłając książki na swoje miejsca jednym
ruchem różdżki. Allie zebrała pergaminy z pracą domową i wcisnęła je do torby.
-
To była twoja wina, wiesz, że nie znoszę gdy zaglądasz mi przez ramię! –
wyszeptała ze złością. Syriusz powoli podniósł się z krzesła i podążył za kłócącą się parą,
mamrocząc do siebie pod nosem.
-
Nie spytam o co poszło… nie spytam… weź się w garść Łapo, nie chcesz wiedzieć…
nie spytam… nie spytam…
-
Tylko zerknąłem – upierał się Remus, gdy doszli do Wielkiej Sali. Allie cisnęła
torbą o stół, nie zwracając uwagi na spojrzenia jakie posłali im Lily i James.
Syriusz opadł znudzony na swoje miejsce. – Po za tym, nadal nie przyznałaś mi
racji…
-
Bo nie masz racji! – wrzasnęła Allie tak głośno, że kilka osób spojrzało w ich
stronę zaniepokojonych. – Mieczników używa się do produkcji eliksiru na ostrą
odmianę smoczej ospy i…
-
Jak następnym razem będziemy się kłócić o twoje szlabany albo Snape’a,
przypomnij mi proszę, że oni kłócą się o mieczniki – powiedziała rozbawiona
Lily do Jamesa.
- A
nie chodzi im przypadkiem o mleczniki? – spytał James drapiąc się po głowie.
Lily przytaknęła rozbawiona. – Po za tym, jakie szlabany? Przecież ja nie
miewam już szlabanów…
-
James – Lily posłała mu oburzone spojrzenie. – Mamy trzeci tydzień września a
ty miałeś już dwa szlabany!
-
Po pierwsze – powiedział poważnie James, odginając jeden z palców u swojej
ręki. – McGonagall była uprzedzona i spieszył jej się zegarek, nie było jeszcze
ciszy nocnej…
-
Na sto procent miała pełnię –
westchnął Syriusz, który od jakiegoś czasu skupił się na przysłuchiwaniu
rozmowie Lily i Jamesa.
- … a drugi sama mi dałaś!
-
Obiecałeś zostawić Snape’a w spokoju!
-
To on zaczął – mruknął James, tonem obrażonego dziecka.
- A
ty powinieneś zachować zdrowy rozsądek i to olać – powiedziała Lily troszkę
głośniej niż zamierzała. James przewrócił oczami.
-
Ciekawe czy ty byś olała…
Syriusz
jęknął przeciągle i zerknął ukradkiem w stronę Remusa i Allie. Para nadal się
kłóciła. Black pokręcił głową, mruknął z pogardą „zakochani!”, wstał i
przeszedł kilka miejsc, by zaraz zająć się
podrywaniem kilku szóstoklasistek.
Lily
ziewnęła szeroko, zamknęła z hukiem książkę i przetarła zaspane oczy. Czując na
sobie natarczywe spojrzenie, które na pewno nie należało do Jamesa – nauczyła
się wyczuwać instynktownie jego obecność i jak dotąd nigdy się nie pomyliła –
zerknęła pytająco na siedzące naprzeciw niej przyjaciółki.
-
Co? – spytała, kiedy po dłuższej chwili nic nie powiedziały.
-
Nic – odpowiedziała szybko Molly i zachichotała nerwowo, oblewając się
rumieńcem. Allie przewróciła oczami z politowaniem i dała przyjaciółce
nerwowego kuksańca, na co ta wydała z siebie oburzony pisk.
-
Ale wy jesteście głupie – zaśmiała się Lily, a dziewczęta wydały z siebie
zbiorowe prychnięcie. – O co chodzi?
-
Nie powiedziałaś, co robiliście, jak was nie było – powiedziała Allie, a Molly
pokiwała żarliwie głową.
- A
ona rumieni się, gdyż…? - spytała Lily,
zerkając rozbawiona na Molly, która ukryła buzię w poduszce chichocząc nerwowo.
– No błagam was, niby dwie dorosłe kobiety a zachowujecie się ja płochliwe
nastolatki rodem ze szkoły dla zakonnic.
-
No wiesz – obruszyła się Allie , a Molly wciągnęła głośno powietrze. – My
jesteśmy rządne szczegółów, a nie obruszone… wszystkim, cokolwiek robiliście… A
Molly się rumieni, bo to Molly.
-
Nic nie robiliśmy – powiedziała łagodnie Lily, przerzucając od niechcenia
kartki książki, żeby nie patrzeć na przyjaciółki. – Po prostu… Siedzieliśmy na
szkolnych błoniach.
- O
siedzeniu na szkolnych błoniach, moja
droga, wiem wszystko – zachichotała Allie. – Zwykle mieszczą się w pustej
klasie na trzecim piętrze.
-
Jesteś okropna, naprawdę byliśmy na szkolnych błoniach! – zapiszczała ze
śmiechem Lily. – Nie wszyscy są tak rozpustni jak ty.
-
Wypraszam sobie – poduszka poleciała w stronę roześmianej Lily, która uchyliła
się w ostatniej chwili, unikając uderzenia. – To zupełnie coś innego! Byliśmy
ze sobą dłużej i…
-
To prawda – wtrąciła rozbawiona Molly – Byliście parą przez parę dobrych
miesięcy, zanim zdaliście sobie z tego w ogóle sprawę…
-
Wcale nie! – uniosła się Allie i Lily już wiedziała, że jej temat odszedł w
zapomnienie. Dyskutowanie o tym, kiedy właściwie zaczęli ze sobą chodzić, było
ulubionym tematem dyskusji między przyjaciółkami. Zwykle uczestniczyła w nich
czynnie, dziś jednak zdecydowała się zająć pracami domowymi. Na próżno, bowiem
tylko rozwinęła pergamin, gdy Allie i Molly przypomniały sobie o niej.
- A
wracając do ciebie – powiedziała Molly – to jak to z wami jest? Bo jak na
świeżo upieczoną dziewczynę Jamesa…
-
Jesteśmy razem dwa miesiące – wtrąciła Lily. Molly przewróciła oczami, a Allie
podjęła niezrażona temat.
-
Jak na dziewczynę która przeżywa złoty okres związku – powiedziała dyplomatycznie,
a Molly zachichotała – Jesteś okropnie milcząca w tej sprawie…
-
Nie ma czego opowiadać – odpowiedziała łagodnie Lily – jestem szczęśliwa, co
więcej chcesz wiedzieć?
Powiedziała
to szczerze. Była szczęśliwa – dobrze czuła się w towarzystwie Jamesa,
tęskniła, kiedy nie było go przy niej zbyt długo. Uwielbiała czuć dotyk jego
ust na swoich, uwielbiała kiedy uśmiechał się do niej łobuzersko i nawet
zdołała przekonać samą siebie, że jego nawyk czochrania włosów jest uroczy.
Lily
czuła się zakochana. Zakochana w Jamesie Potterze, który niemal codziennie
zaskakiwał ją czymś nowym. Z drugiej strony jednak czasem przyłapywała się na
myśli, że nie ma pewności, czy jej zakochanie jest tym prawdziwym – w końcu nie
miała dotąd porównania, James był jej pierwszym chłopakiem.
-
Wszystko! – zawołała Allie. – Wszystko, kochanie, wszystko!
-
To by mogło zająć trochę czasu, po za tym… - Lily zawahała się. Nie chciała zwierzać
się przyjaciółkom ze swoich relacji z Jamesem przyjaciółkom. Chcoiaż bardzo im
ufała, miała poczucie że to zbyt intymne kwestie, by się nimi dzielić.
Wystarczyło jednak tylko jedno spojrzenie, żeby dziewczyny odgadły jej wahnie.
-
Głuptasie, nie pytam o takie rzeczy! – zaśmiała się Allie, a Lily zarumieniła
się mocno. – Nie chcę znać aż takich szczegółów, tylko…
-
Nie ma takich szczegółów – oburzyła się Lily – Nie spaliśmy jeszcze ze sobą,
chyba, że liczy się ten wieczór na fotelu przed kominkiem – uśmiechnęła się na
samo wspomnienie. – Nigdy nie czułam się z nikim tak jak przy nim, jest… magicznie.
-
Złoty wiek związku, mówiłam! – zawołała z satysfakcją Allie. – To
niepowtarzalny czas, dobrze go wykorzystaj. Później będzie już zupełnie
inaczej.
-
Jak to, czy wy… - zaczęła zszokowana Molly, a Lily wytrzeszczyła na
przyjaciółkę oczy.
-
Nie o tym mówię… Ale motylki po jakimś czasie znikają – powiedziała łagodnie. –
To przestaje być cudownie magiczne, jest po prostu prawdziwe.
Październik 1977, Hogwart
Lily
wtuliła się mocniej w ramię Jamesa. Wieczorne Przytulanki, jak Lily lubiła
nazywać wieczory które spędzali z Jamesem, były jej ulubioną częścią ich
związku. Dla Lily nie było nic cudowniejszego po ciężkim dniu, niż poczucie
silnego i troskliwego uścisku Jamesa. A trzeba zaznaczyć, że ostatnim czasem
każdy dzień był ciężki.
I
co ciekawie dla samej Lily, nie gorąca kąpiel, nie manicure czy babskie plotki,
ale właśnie James sprawiał, że czuła się zrelaksowana. Dopóki nie zaczęli się
kłócić, oczywiście.
Kłócili
się cały czas. Lily liczyła, że skoro już się w sobie zakochali – a właściwie
to ona zakochała się w nim – sprzeczki staną się rzadkością. Myliła się, teraz
zaczynali awantury o byle co – zwykle kończyły się trzaskiem drzwiami
dormitorium albo portretem Grubej Damy – o których szczęśliwie zapominali
następnego ranka.
Mimo
wszystko Lily czerpała niewyobrażalną przyjemność z każdej minuty w czasie
której tkwiła w objęciach Jamesa. Kiedy tylko ją do siebie przyciągał, bez
względu na to, czy miał zamiar ją
pocałować, objąć czy potrząsnąć w czasie awantury, rozluźniała się jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zawsze i wszędzie.
Dziś
zamiast zająć miejsce w pokoju wspólnym – gdzie tyle było powodów do kłótni
- położyli się w cichym, spokojnym
męskim dormitorium. James wygonił dość brutalnie Syriusza, Petera i Remusa, za
co Lily była mu bardzo wdzięczna. Potrzebowała go mieć tylko dla siebie.
-
Myślałam, że dziś już nie dam rady – powiedziała cicho, a James przyciągnął ją
do siebie mocniej. – Czy oni nie mają dla nas nawet trochę litości?
-
Nie – odpowiedział rozbawiony James. – Nie martw się, jeszcze tylko osiem
miesięcy.
-
Ależ pocieszenie – zachichotała Lily, podnosząc wzrok na ukochanego – Nie
wytrzymam aż tyle…
-
Spróbuję ci to jakoś umilić – wymruczał cicho, pochylając się nad nią i złożył
na jej ustach subtelny pocałunek. Zamruczała z zadowolenia, kiedy jego usta
dotknęły jej i powoli pieszczota stawała się coraz bardziej namiętna. Dla
podkreślenia swojej aprobaty dla kuszącego wstępu, Lily zarzuciła ręce na szyję
Jamesa, przyciągając go bliżej. Od razu zrozumiał aluzję – przylgnął bliżej, a
jego pocałunki stały się jeszcze bardziej namiętne. Lily poczuła że robi się
jej gorąco. Ostatnio zdarzało im się coraz częściej tracić nad sobą panowanie –
jak dotąd nic się nie wydarzyło, jednak Lily nie była pewna, jak długo James
zdoła wytrzymać to, że trzyma go na dystans. Bo chociaż uwielbiała, kiedy
całował ją po szyi, chociaż pozwalała mu błądzić dłońmi po niemal całym ciele,
nie czuła się nadal gotowa by pozwolić mu na coś więcej. Chociaż bardzo tego
chciała.
Poczuła
jego dłonie na swoich piersiach. Wplotła dłonie w jego włosy, czochrając je
jeszcze bardziej. Kiedy
jednak
powoli zaczął wsuwać dłonie po jej bluzkę, Lily zamarła i przestała
odwzajemniać pieszczot.
-
Jim… - wymamrotała niepewnie. James natychmiast zabrał ręce.
-
Przepraszam – wyszeptał jej do ucha, przestając na chwilę obcałowywania jej
szyi.
-
Nie o to chodzi… Nie mogę oddychać – wysapała z trudem. Do Jamesa przez moment
nie dochodziło o co chodzi Lily. Spojrzał na nią trochę nieprzytomnie. –
Miażdżysz mnie!
Wskazała
dłonią na jego przedramię, które nadal trzymał przy jej piersi. James wydał z
siebie zduszony okrzyk i odskoczył od Lily, która złapała z ulgą głęboki oddech
i popatrzyła na przestraszonego Jamesa.
-
Przepraszam – powtórzył. – Wszystko w porządku? Przyniosę ci wody…
-
James – zawołała za nim rozbawiona, kiedy pobiegł do łazienki. – Nic mi nie
jest, naprawdę, wracaj!
Pokręciła
z rozbawieniem głową, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że jego troska była bardzo
miła.
-
Dziękuję – powiedziała z uśmiechem, odstawiając szklankę na stolik. – Chyba
musimy coś zrobić, żeby zapobiec powtórzeniu takiej sytuacji.
-
Mam amputować sobie ręce? Wiesz, że dla ciebie wszystko, ale jako ścigający
akurat potrzebuję rąk i sama rozumiesz, że wtedy moja wartość dla drużyny mogłaby
diametralnie opaść.
Lily
roześmiała się, pochyliła i pocałowała go czule, odgarniając włosy z jego
twarzy.
- W
takim razie ręce muszą zostać – wyszeptała z żalem. – Ale cieszę się, że byłeś
gotów na takie poświęcenie…
-
Wiesz, że dla ciebie wszystko – powiedział łagodnie James, gładząc dłonią jej
policzek. – Pod warunkiem, że nie będzie to kolidowało z Quidditchem – dodał po
chwili z powagą. – Mówię serio.
-
Nie śmiałabym stawać pomiędzy tobą a Quidditchem – powiedziała równie poważnym
tonem Lily, chociaż kąciki jej ust lekko zadrgały. – Wiem, że nie mam szans.
-
Masz, ale bardzo, bardzo małe – uznał po chwili łaskawie, rzucając się na
poduszkę. – Wydaje mi się, że z każdym dniem troszkę rosną…
-
Miło to wiedzieć – uśmiechnęła się rudowłosa, kiedy James pociągnął ją za sobą
na łóżko. – To bardzo pokrzepiające.
Lily
biegła ile sił korytarzem, mijając po drodze przypatrujących się jej z
zaciekawieniem uczniów. Niektórzy na jej widok odskakiwali na bok w popłochu,
inny posyłali jej pobłażliwe uśmieszki, ale w tej chwili Lily nie wiele to
obchodziło. Biegła dokonać mordu i nic innego jej nie obchodziło.
Jako
prefekt Naczelna miała wiele obowiązków. Oczywiście, bywały te nieprzyjemne –
jak nocne patrole korytarzy czy odpowiedzialność za załatwianie spraw z
nauczycielami w interesie własnego domu. W zamian za to miała jednak wiele
przywilejów – np. karania uczniów, dostępu do dużych łazienek, dodatkowych
wyjść do wioski Hogsmeade no i potem mogła umieścić tą wzmiankę w swoich
dokumentach.
Teraz
jednak musiała oddać się ciemnej stronie bycia Prefektem Naczelnym i właśnie
doniosła Profesor McGonagall o bójce. W każdym innym wypadku sama rozwiązałaby
problem tym razem jednak sytuacja była wyjątkowa – Lily była zdolną czarownicą
ale nie dałaby sobie rady z dwójką równie zdolnych – jeśli nie bardziej –
czarodziejów. A jeśli chodziło o Syriusza Blacka i Severusa Snape’a, Lily nie
miała zaufania do żadnego na tyle, by zbliżyć się do nich w czasie walki. Bo byli
wtedy nieobliczalni.
Bez
mrugnięcia okiem doniosła Profesor McGonagall o tym co się dzieje. Nie czuła
się lojalną wobec żadnego z nich – zawahałby się może tylko, gdyby był z nimi
James. Na swoje szczęście w tej chwili James Potter miał trening.
-
Zadowolona z siebie jesteś? - zapytał
wściekły Syriusz, kiedy pół godziny później wyszli z gabinetu McGonagall. Snape
oddalił się bez słowa, natomiast Lily odczuwała pewnego rodzaju gorzką
satysfakcję.
-
Nie za bardzo, takich jak wy powinno się izolować – wymamrotała. Tak naprawdę,
nie lubiła Syriusza i nawet nie starała się tego ukrywać ani przed nim, ani
przed nikim innym. Z całego zasobu pozytywnych uczuć jakie miała przeznaczone
na przyjaciół Jamesa, to Remus dostał cały ich przydział. Syriusz był daleko,
daleko za nim.
Lily
nie do końca umiała powiedzieć co tak bardzo raziło ją w najlepszym przyjacielu
ukochanego. Może był to porywczy charakter, być może niewybredne żarty, słabość
do płci pięknej i przelotnych znajomości, luzacka postawna, a może zupełnie coś
innego.
Syriusz
odwzajemniał jej uczucia całym sercem.
Zupełnie
odwrotnie było natomiast w jej relacjach z Remusem. Lily uwielbiała Lupina –
spędzanie z nim wolnego czasu uważała za czystą przyjemność i o ile była zła,
kiedy siedzieli w towarzystwie Syriusza, o tyle nie miała najmniejszych
obiekcji co do Remusa. Lupin urzekał ją każdą cechą charakteru i to jemu
zawdzięczała polepszenie relacji z Jamesem a równocześnie fakt, że w końcu się
związali.
Petera
Lily prawie wcale nie znała i jej stosunek do niego był obojętny. Przez sześć lat nie zamieniła z nim ani
jednego zdania. Odkąd była z Jamesem, odezwał się w jej obecności tylko kilka
razy – nigdy bezpośrednio do niej. Lily nie umiała określić, czy chłopak jej po
prostu nie lubił, czy może czuł się onieśmielony czy po prostu taki był.
Jamesowi
bardzo przeszkadzały jej napięte relacje z Syriuszem. Lily wiedziała, że bardzo
mu zależało by miała dobre stosunki z jego przyjaciółmi. Początkowo Lily
starała się w jakiś sposób przekonać do Syriusza. Kiedy nic z tego nie wyszło,
James zadowolił się przyrzeczeniem nie okazywania sobie wzajemnej wrogości w
jego obecności. Syriusz i Lily z ulgą przystali na taki układ, a czasem nawet
udawało im się go dotrzymywać.
Czasem.
-
Jest rąbnięta – powiedział Black. – Nie mogłaś się zadowolić samym szlabanem?
Musiałaś w to wciągać ją? – spytał z wściekłością wskazując w stronę gabinetu
opiekunki Gryfonów.
-
Chyba nie myślisz, że sama bym was rozdzieliła? – prychnęła Evans.
-
Nie rób z siebie niewinnej sierotki, oboje wiemy, że jesteś lepsza w zaklęciach
niż ja i Smarkerus razem wzięci! Mogłabyś nam skopać tyłki z zamkniętymi
oczami!
Żadne
z nich nie zdało sobie sprawy z komplementu, jaki padł z ust Syriusza. Stali,
mierząc na siebie pełnymi złości spojrzeniami. Lily podeszła, stając tak by ich
twarze znalazły się tuż przy sobie.
-
Gdyby tak było, z pewnością bym to zrobiła, – wycedziła przez zęby– ale w
przeciwieństwie do was, mam zdrowy rozsądek.
- Jakoś
nie zauważyłem, żebyś się nim specjalnie wyróżniała - prychnął Syriusz. Lily
zacisnęła usta w cienką linię a Syriusz wymacał palcami różdżkę w kieszeni,
gotów się bronić, gdyby go zaatakowała.
Lily
zdecydowała się jednak na coś zupełne innego. Zamachnęła się z całej siły – a
tej nagle poczuła w sobie wyjątkowo dużo – i uderzyła pięścią prosto w twarz
Syriusza. Black zachwiał się nieprzygotowany na cios, a Lily odrzuciło do tyłu
i wpadła na ścianę tuż za jej placami. Z nosa chłopaka trysnęła krew.
-
Pojebało cię?! – krzyknął, tamując krwawienie rękawem koszuli, jednocześnie
dziwiąc się, jak w kimś tak małym może drzemać aż tak wielka siła. Lily
roztarła obolałe kostki, patrząc na niego z wściekłością.
-
Jak widać – odwróciła się na pięcie i odmaszerowała, nadal trzymając się za
bolącą rękę.
-
Twoja dziewczyna jest pierdolnięta! – oznajmił z wściekłością Syriusz na
powitanie. James i Remus spojrzeli na niego oszołomieni, niepewni czy bardziej
zadziwia ich nagłe wyznanie przyjaciela (tak dobitne ubrane w słowa) czy jego
wygląd (adekwatnie dramatyczny). – Pierdolnięta! Uciekaj od niej póki jeszcze
możesz! To wariatka, kompletna wariatka, jest niezrównoważona! Niezrównoważona,
rozumiesz!?
James
zmarszczył brwi. Kiedy Syriusz był wściekły, ale nie tak po prostu wściekły, bo
to zdarzało mu się często, ale wściekły do granic możliwości, objawiał się w
nim pewien dziwny rodzaj tiku – powtarzanie słów. Zauważyli tą prawidłowość po
każdym spotkaniu z Regulusem, listem z domu lub powrocie z wakacji.
-
Łapo, spójrz w lustro – powiedział ostrożnie Remus. Syriusz przerwał swój monolog
na temat Lily i przeniósł wzrok na Lupina. – Twoja twarz.
-
Wiem, jak wygląda moja twarz! – zezłościł się Black, machając wściekle rękami.
– Ta wariatka mnie pobiła!
James
zamrugał zszokowany.
-
Lily? – spytał dziwnym głosem, a Remusowi opadła z wrażenia szczęka. – Lily tak
cię urządziła? Jaja sobie robisz…
-
Chyba trochę przeceniasz jej siły – powiedział rozbawiony Lupin. – Po za tym z
jakiej racji miałby…
-
Mówiłem, jest rąbnięta! Ma poważne problemy głową, naprawdę! – Syriusz znów zamachał
rękami jak wariat, a James wymienił rozbawione spojrzenie z Remusem, zgadzając
się z nim w milczeniu, że teraz na wariata wypada wyłącznie Syriusz. Black
dostrzegł to, prychnął rozjuszony i wmaszerował do łazienki. Minęła zaledwie
chwilę, kiedy znów z niej wypadł, ocierając twarz ręcznikiem. – Wiecie, co
jeszcze zrobiła ta wariatka!? Nasłała na mnie McGonagall kiedy rozliczałem się
ze Smarkersem! Mam przez nią trzy tygodnie szlabanu!
James
i Remus skrzywili się, wydając z siebie głośne jęknięcia.
-
Trzy tygodnie? – spytał Remus. – Musisz zacząć nad nią trochę panować – dodał
do Jamesa, który pokręcił rozbawiony głową.
-
Ta dziewucha mnie pobiła a was martwi szlaban? – spytał oburzony Syriusz. Remus
i James wymienili krótkie spojrzenia i zgodnie kiwnęli głową. – Zero w was
wsparcia.
-
Co ty jej nagadałeś? – zapytał James i zmarszczył brwi. – Nic jej nie jest,
prawda?
-
Dobra, dobra – powiedział szybko Remus wyczuwając, że Syriusz jest na skraju
rzucenia się na Jamesa z różdżką. – Wszyscy wiemy, jak łatwo u was o drobne
nieporozumienie. Chodź, zaprowadzę cię do Skrzydła Szpitalnego, żeby
pielęgniarka naprawiła twoją piękną buzię i poopowiadasz mi wtedy o wszystkich
krzywdach, jakie wyrządziła ci ta zła Lily – dodał do Syriusza tonem, jakim
mówi się do małego dziecka. James z trudem nie wybuchł śmiechem, natomiast
Syriusz fuknął pod nosem i wyszedł z dormitorium – Patrz, jaki wrażliwy…
-
Nie popuścisz mu?
-
Pobiła go twoja dziewczyna, ty mu popuścisz? – spytał rozbawiony Remus, a James
potrząsnął szybko głową.
- Nigdy
w życiu.
-
Twój przyjaciel to palant! – krzyknęła Lily niedługo potem, wpadając do
dormitorium i machając Jamesowi przed nosem swoją dłonią. – Kompletnie
nieodpowiedzialny, dziecinny…
James
roześmiał się, a Lily umilkła patrząc na niego ze zmrużonymi oczami.
-
Kadź mi więcej, psychopatko – mruknął Syriusz wychodząc z łazienki i rzucając
jej wściekłe spojrzenie. Remus zachichotał pod nosem, obserwując to jedno, to
znów drugie.
-
Jak tam twoja buzia? – spytała z przekąsem Lily, siadając obok Jamesa i
obiecując sobie, że poskarży mu się później. – Nosek już cały?
-
Na twoje szczęście nie był złamany…
-
To się da naprawić – powiedziała Lily słodkim tonem, czując na sobie karcące
spojrzenie Jamesa.
Remus
roześmiał się tym razem roześmiał się - obserwowanie przepychanek Lily i
Syriusza było jego ulubionym zajęciem, jeśli w pobliżu nie było Allie albo
nieodrobionej pracy domowej.
Syriusz
zacisnął pięści, wściekły z bezradności. Gdyby w pobliżu nie było Jamesa, a
Lily nie była kobietą, już dawno wisiałaby głową w dół. No, ale jednak była
nietykalna a Syriuszowi pozostawały tylko ciche fantazje o tym co chciałby jej
zrobić.
-
Bez rękoczynów, proszę – jęknął James, przyciągając do siebie Lily i dokładnie
obejrzał jej dłoń. – Musiałaś mu nieźle przyłożyć…
-
Ba!
Syriusz
i Lily odezwali się w tym samym momencie. On z przekąsem, ona z dumą w głosie.
Zmrozili się spojrzeniami.
-
Boli? – spytał z troską James, gładząc wierzch dłoń Lily. Potrząsnęła głową. –
Wolałbym, żebyś na przyszły raz wybierała bardziej humanitarne sposoby
przemawiania mu do rozumu – powiedział łagodnie James, zmyślnie pomijając o
czyje dobro się w tej chwili troszczy. Syriusz przewrócił oczami, odprawił
pantomimę pokazującą, jaki ma odruch wymiotny po czym mamrocząc pod nosem o
rudych zołzach, wymaszerował z dormitorium. – Nie zwracaj na niego uwagi.
Remus
wstał i podążył za Syriuszem, zostawiając ich samych. Lily westchnęła, ułożyła
się obok Jamesa i oznajmiła.
-
Zabawne, pół godziny temu powiedział mi dokładnie to samo – zaśmiał się James,
a Lily dała mu mocnego kuksańca w bok, oburzona, że James w tak oczywisty
sposób z niej kpi.
-
To palant – oznajmiła naburmuszona – Naprawdę, że też…
-
Nie zaczynaj znów tego tematu – westchnął Potter a Lily wydała z siebie ciche
sapnięcie, dając po sobie poznać co też myśli o Syriuszu – Nie moglibyście tak…
no nie wiem, przestać? Biała flaga?
Spojrzenie,
jakie rzuciła w jego stronę wystarczyło za milion słów, które chciałaby w tej
chwili powiedzieć. James zaśmiał się tylko pod nosem
_____________________
Cóż, udało się. Było ciężko - nie wiem, czy wyłapałam wszystkie błędy, zwłaszcza, że część rozdziału sprawdziłam tylko raz. W razie gdyby coś się pojawiło, będę poprawiała.
Chciałabym podziękować Avie z http://lily-i-rogacz.blogspot.com/ za wytypowanie do zabawy :) Sama idea bardzo mi się podoba, ale niestety mój udział może się ograniczyć tylko wyjawieniu kilku wstydliwych faktów, gdyż ostatnio zwyczajnie nie siedzę zbyt mocno w blogowym świecie (niestety!) i nawet nie mam kogo wytypować do dalszej zabawy :) Ni mniej bardzo dziękuje za wyróżnienie, to strasznie miłe :D
No dobra, siedem faktów o mnie o których mało kto wie :D (To będzie fajne!)
1. Często gdy mam poważny dylemat, kłócę się sama z sobą na głos - lepiej mi się tak szuka rozwiązania. W domu potrafię robić to tak głośno, że czasem rodzice sądzą, że rozmawiam przez telefon.
2. Mam skłonności do uzależnień od seriali. Jeśli jakiś zainteresuje mnie zbyt mocno, potrafię poświęcić kilka dni z rzędy, zarywając noce, czasem i mniej ważne zajęcia, byleby tylko skończyć sezon i być na bieżąco.
3. Kiedy na Wf-ie męczę się z brzuszkami, żeby przetrwać myślę o tym jaką pizzę zjem, gdy wrócę do domu.
4. Jestem podatna na wpływy książek, seriali, filmów a nawet muzyki. Jeśli przed pisaniem obejrzę lub przeczytam coś co zrobi na mnie wrażenie, często oddaję tego część w czasie pisania. Pewnie dlatego Syriusz momentami przypomina mi Joey'a z Przyjaciół...
5. W wolnych chwilach (czyt. podczas sesji ) robię bombki z papieru i małe, modelinowe postaci z Harry'ego, z których czasem powstają kolczyki. W wakacje notorycznie też robię zdjęcia każdemu napotkanemu kwiatuszkowi albo chmurce :D
6. Kiedy muszę posprzątać w domu odkurzaczem, zakładam słuchawki i tańczę z odkurzaczem, drąc się przy tym w niebogłosy.
7. Jeśli nie uda mi się na studiach, planuję otworzyć pizzerię lub ciastkarnie, a najlepiej jedno i drugie ;D
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Prolog
Prolog
Miłość nie jest czymś, czemu można
przepisać określoną definicję. Nie jest ani stała, ani pewna. Miłości nie
wyrazisz samymi słowami bądź gestami. Nie przyjdzie na twoje zawołanie i nie
odejdzie gdy będziesz tego chcieć. Prawda jest taka, że czasem nawet się nie
wiesz, czy jest czy jej nie ma.
Miłość rządzi się własnymi prawami –
to ona kieruje nami, nie my nią.
Lily Evans nie zdawała sobie z tego
sprawy. Nie miała pojęcia – bo niby skąd miałaby o tym wiedzieć, skoro nigdy nikogo
nie kochała – co to znaczy prawdziwa miłość. Dla Lily Evans, która dopiero wkraczała
w dorosłość, miłość do mężczyzny była nieznaną abstrakcją - obiektem
dziecięcych marzeń, znanych jej tylko z opowieści wyczytanych ze stron książek.
Jedyną rzeczą, jakiej można być pewnym
mówiąc o miłości to, że naprawdę się ją docenia, stając przed perspektywą jej
utraty. To była pierwsza rzecz, której Lily Evans nauczyła się o kochaniu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)