środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział III


Kolejne części planuję dodawać co niedzielę. Jednak ponieważ jestem sobą i nie zawsze dotrzymuję danego słowa, mogą pojawiać się wcześniej lub później.

II. Październik 1977 r, Hogwart

Każdy miewa gorszy dzień. Taki, kiedy odkąd tylko otworzy oczy, dominuje w nim przemożna chęć wyładowania na kimś całej swojej frustracji, nawet jeśli ten ktoś na to sobie nie zasłużył.
Lily nic nie układało się po myśli od samego rana. Wiedziała, że to będzie zły dzień od kiedy przy śniadaniu James oznajmił jej, że czeka ich dodatkowy trening. Pasmo kolejnych niepowodzeń doprowadziło ją w końcu do kresu wytrzymałości i tylko szukała pretekstu do kłótni.
Chodziła więc korytarzami szkolnymi, szukając kozła ofiarnego, który najmniejszym przewinieniem zasłużyłby na reprymendę i bezlitosny szlaban.
Nic więc dziwnego, że ucieszyła się kiedy w końcu wpadła na Syriusza Blacka.

Syriusz nie cierpiał poniedziałków. I to nie dlatego, że były pierwszym dniem po niedzieli, że rozpoczynały je dwie godziny eliksirów, których nie znosił a kończyły dwie transmutacji, które na poziomie owtemów były wyjątkowo wyczerpujące nawet dla niego.
Syriusz nie cierpiał poniedziałków, ponieważ to wtedy zostawał sam jak palec, gdy James trenował a Remus spędzał popołudnia z Allie. A Syriuszowi pozostawało tylko się nudzić.
A ponad wszystko, Syriusz nie cierpiał nudy. Bezczynność go wykańczała.
Na szczęście dla niego, zawsze znajdowało się coś do roboty. Kiedy nie miał szlabanów i stert prac domowych, „coś” zwykle nazywało się Severus Snape i skupiało na sobie jego uwagę, wisząc nogami przy suficie. James, który odkąd był z Lily, stał się ostrożniejszy w rozwiązywaniu swoich porachunków ze Ślizgonem, robił to rzadziej, zwykle uprzednio sprowokowany, ale na Syriuszu Evans tego przyrzeczenia nie wymogła, mógł więc robić co tylko zechce.
Dopóki ktoś go nie przyłapał, oczywiście.
Dziś jednak Syriusz wyjątkowo nie miał ochoty na „zabawy” ze Snapem. Od samego ranka miał parszywy humor i dręczyło go poczucie zmęczenia i znudzenia tak wielkiego, że nic nie mogło go zmusić do wyjęcia różdżki.
Można więc bez wahania powiedzieć, że awantura która rozpętała się tego dnia, była jedną z tych, którą to nie on rozpętał. (Wychodzi na to, że Snape też się nudził w poniedziałki, albo był wyjątkowym masochistą.)
- Gdzie podziała się twoja druga połówka, Black? – zagadnął, kiedy Syriusz wymijał go na korytarzu i „przypadkiem” pchnął łokciem w żebro. Nie mogło w końcu być tak, że Syriusz przeszedłby obok niego obojętnie.
- Goń się, Snape – mruknął Syriusz, nawet nie patrząc w jego stronę. Ślizgon miał jednak inne plany, bowiem nie ustąpił.
- Nie trudno zrozumieć twój podły nastrój, zostać odstawionym na drugi plan dla takiej szlamy jak Evans…
Syriusz wyciągnął różdżkę i w mgnieniu oka znalazł się przy Ślizgonie, celując w nią w niego. Snape był na to przygotowany, wyjął ją równie szybko.
To nie chodziło o Evans. Syriuszowi byłoby wszystko jedno, gdyby chodziło o każdą inną obelgę. Jej honor go nie obchodził, sama nie raz powtarzała, że umie o niego dbać. Co innego nazwać ją szurniętą psychopatką, a co innego szlamą.
- Jeszcze…
Urwał z wściekłością wpatrując się w wychodzącą zza rogu Lily Evans.
- Pięknie – mruknął pod nosem, patrząc ze złością na dziewczynę.
- Co tu się dzieje?
- Nie twoja sprawa – mruknął, rzucając jej zirytowane spojrzenie.
- Jesteś pewny? Bo wydaje mi się, że jako prefekt…
- Pięknie, znowu zaczynasz! – Syriusz obrócił się do niej, zapominając o Ślizgonie. – Uwielbiasz użyć swojej władzy, co?
-  Chyba śnisz – prychnęła. – Ale nie zamierzam stać z założonymi rękami i pozwalać na bójki na korytarzach!
- A powinnaś, bo to nie twoje sprawy. Dobrze ci radzę – zrobił w jej stronę stanowczy krok. – Nie zadzieraj ze mną. Nie chcesz mnie zdenerwować.
- Wypróbuj mnie – wycedziła.
Poczuł, jak jej różdżka wbija się w jego pierś – nawet nie zauważył, kiedy ją wyciągnęła. Umknęło mu też, że z korytarza wyszła profesor McGonagall na której widok Snape zniknął, uciekając w drugą stronę.
- Co tu się dzieje! Evans!? – zagrzmiała nauczycielka, a jej nozdrza zadrżały. – Black! Natychmiast do mnie!

- Jesteś z siebie dumna, prawda? – prychnął Syriusz, gdy dziesięć minut później wyszli z gabinetu McGonagall. – O to ci chodziło?
- Niezupełnie – warknęła Lily. – Tylko ty miałeś mieć szlaban.
Syriusz zacisnął usta w ciekną linię. Złość, którą Lily kłębiła w sobie od samego rana, nadal nie znalazła ujścia i teraz gotowała się w niej, sprawiając niemalże fizyczny ból. Potrzebowała się wyżyć, w jakikolwiek sposób. Syriusz nadal był obok a pokusa, by przyłożyć mu twarz, kopnąć w krok lub nakrzyczeć bez powodu, była zbyt kusząca.
Evans więc tylko czekała na moment. Sądząc po minie Syriusza, on również był bojowo nastawiony, po przerwanym starciu ze Snape’em.
- Naucz się nie wtrącać nosa w nieswoje sprawy, to oboje będziemy mieć więcej czasu – wycedził Syriusz. Lily zatrzymała się gwałtownie.
- Wyjaśnimy coś sobie – oznajmiła, grożąc mu palcem. – Ostatni raz. Może Remus przymyka oko na wasze porachunku ze Snape’em, ale ja nie zamierzam tego robić. Moim obowiązkiem jest przepakowanie ci tylu szlabanów, aż odechce ci się wieszać przy suficie innych uczniów. I zachowaj sobie swój protekcjonalny ton dla tych pustych panienek, bo na mnie nie robi on wrażenia.
Złość, która się w nich kłębiła, nagle znalazła swoje ujście. W jednej chwili wyobrażali sobie, jak ich dłonie zaciskają się na szyi towarzysza, w drugiej całowali się zachłannie, zapominając o bożym świecie.
Trwało to jedynie chwilę, zbyt długą chwilę, nim Lily zdała sobie sprawę, co zrobi. Zamachnęła się, strzeliła Syriusza w twarz, który odskoczył jak oparzony, patrząc na nią jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
A potem nim zdołał zmusić się do reakcji i odwróciła się na pięcie i uciekła.

 Takiej mieszaniny sprzecznych uczuć Lily nie miała jeszcze nigdy.
Przede wszystkim, była zdezorientowana. Pocałunek z Syriuszem Blackiem, był ostatnim, o co posądziłabym siebie, bądź jego. Mało tego Syriusz był – z niezrozumiałych dla Lily powodów, ale jednak – najlepszym przyjacielem jej chłopaka. To napawało ją wyrzutami sumienia tak potężnymi, że nie była pewna, czy da sobie radę.
Po za tym, kłębiło się w niej dziwne uczucie, którego nie umiała – a może po prostu nie chciała – określić.
I na koniec, była wściekła. Była wściekła, bo to nie powinno było się stać. Była wściekła, bo z jakiś niezrozumiałych dla niej powodów, ledwo trzymała się na trzęsących się nogach, a jej serce nadal biło jak oszalałe. Była wściekła, bo Syriusz Black ją pocałował i ku jej ogromnemu przerażeniu, gdzieś w głębi duszy jej się to podobało.

Syriusz puścił wiązankę przekleństw pod adresem Lily. Gdyby ktoś go teraz usłyszał, pewnie pomyślałby, że mamrocze pod nosem na temat wyjątkowo zaciekłego wroga a nie dziewczyny, która przed chwilą go pocałowała.
Tymczasem Syriusz szedł przed siebie dumnie wyprostowany, z czerwonym policzkiem, nie zwracając uwagi na oburzenie mijanych uczniów.
Lily Evans zyskała w jego oczach miano niebezpiecznej wariatki. Wiedział od dawna, że jest niezrównoważona, to jednak co stało się przed chwilą, potwierdziło jego przypuszczenia.
Evans nie była normalna. Najpierw rzuciła się na niego, a potem dała w twarz, jakby to była jego wina! A przecież – gdyby ktoś ich widział, potwierdziłby to bez dwóch zdań – to ona go pocałowała! Syriusz po raz pierwszy był ofiarą. I to dziewczyny najlepszego kumpla.
Pomimo całej złości jaką odczuwał na Evans, był równocześnie przerażony. Gdyby James dowiedział się o tym incydencie, nie było pewne, komu by uwierzył. Syriusz czuł się z tym źle, a jego wyrzuty potęgował niewygodny fakt, że mimo całej sytuacji, pocałunek oddał. I jakby nie patrzeć nie mógł zaprzeczyć, że mu się nie podobało.

Lily zdawała sobie sprawę z tego, jakie powodzenie u dziewczyn ma Syriusz. Mogłoby się wydawać, że odkąd tylko przekroczył próg szkoły, wabił do siebie płeć piękną niczym świeca przyciąga ćmy. Znała też jego stosunek do dziewczyn – nie było to w zasadzie trudne, bo Syriusz zawsze mówił o nim otwarcie.
Lily dziwiło, że mimo jego zapewnień, że na nic stałego nie można z jego strony liczyć, jego powodzenie nie słabło. Nigdy nikomu się do tego nie przyznała, ale był taki krótki moment w jej życiu, kiedy zdarzyło jej się obserwować go częściej niż by chciała. Było to jednak bardzo dawno i Lily cieszyła się, że wtedy jeszcze nie interesowały go dziewczyny, bo bezwątpienia trafiłaby do obszernej kolekcji „zaliczonych”. Tym bardziej wściekła się na niego za to, że miał czelność ją pocałować.
Pozostawał nadal jednak problem: co dalej z tym zrobić. Lily nie miała wątpliwości, że gdyby zwierzyła się Jamesowi z tego co się stało, miałaby szansę raz na zawsze pozbyć się Blacka. Nie miała jednak pewności, czy nie odbiłoby się to na jej związku z Jamesem. Trudno było sobie wyobrazić jej jego reakcję.
A potem jak na zawołanie, przypomniała sobie o ich rozmowie sprzed zaledwie kilku dni i odpowiedź sama się jej nasunęła. Pozostawał jednak problem przekonania Syriusza żeby milczał, bo co tego co zrobi, nie miała pewności.

Syriusz miał dwa wyjścia – powiedzieć Jamesowi, lub milczeć. Był pewny, że jeśli sam mu się nie przyzna, Evans może wykorzystać to na swoją korzyć. Wprawdzie to ona zaczęła ten galimatias, ale w końcu przekonał się nie raz, z jaką łatwością mydli oczy przyjacielowi.
Z drugiej strony bezpośrednie przyznanie się do tego co się stało, też nie było dla niego wygodnym wyjściem. Jego opinia Casanovy – nie bezpodstawna zresztą – na pewno stawiała go w niewygodnym położeniu.
Syriusz zatrzymał się gwałtownie, uświadamiając sobie w jakiej pułapce się znalazł. James nie mógł wiedzieć, ani od niej, ani od niego, bo to oznaczałoby najpewniej koniec ich przyjaźni. A tego Black sobie nie wyobrażał.
Problemem pozostawała jednak Lily. W jakiś sposób MUSIAŁ ją przekonać, żeby milczała.

James przez cały dzień zachowywał się normalnie, co pozwoliło sądzić i Lily i Syriuszowi, że o niczym nie wie. Na wieści o wspólnym szlabanie pokręcił tylko z politowaniem głową, przewrócił oczami i roześmiał się, żeby zaraz potem zażartować o napiętej atmosferze, jaka będzie między nimi panować.
Ich wymowne milczenie i odwrócone spojrzenia potraktował jako wyraz dezaprobaty dla tego rodzaju żartów, co było całkiem naturalne i nie do końca mijało się z prawdą.
James Potter nie miał pojęcia, że zarówno Lily jak i Syriusz myślą o tym, jak zmusić drugie z nich do myślenia. Nie przypuszczał nawet, jak bardzo przerażeni na myśl o szlabanie są i co wydarzyło się niespełna kilka godzin później. James nie miał powodów, żeby nie ufać żadnemu z nich, toteż z rozbawieniem patrzył jak razem wychodzą z Pokoju Wspólnego, mierząc się nienawistnymi spojrzeniami i popychając przy dziurze za portretem.
Nim zajął się wypracowaniem na transmutację przez jego głowę przebiegła jednak myśl, że być może, ten szlaban da im szansę na porozumienie i zejście z wojennej ścieżki. Toteż odrzucił pomysł Remusa, by iść im pomóc i poszedł spać.

Atmosfera zaiste była napięta. Lily i Syriusz łypali na siebie ukradkiem, szorując puchary w Izbie Pamięci pod czujnym okiem woźnego. Po godzinie, chociaż wydawało im się, że trwało to o wiele dłużej, woźny wyszedł, zamykając ich na klucz i oznajmiając, że wkrótce wróci ocenić postępy.
Syriusz odrzucił szmatę na bok i wyłożył się wygodnie na podłodze.
- Na mózg ci chyba padło jeśli sądzisz, że odwalę za ciebie całą robotę – oznajmiła chłodno Lily, rzucając w niego gąbką. – Ruszyłbyś łaskawie dupę, co?
- Myślisz, że to pierwszy raz, gdy czyszczę te puchary? – zapytał nie patrząc na nią. – Niedługo przyjdzie pomoc, ale jeśli chcesz, szoruj dalej.
- Pomoc? Niby jaka znowu pomoc? – prychnęła Lily.
- Rycerz na białym koniu – warknął Syriusz.
- Na twoim miejscu bym na to nie liczył – odezwał się głos zza pleców Syriusz. Obrócili się i ujrzeli Prawie Bezgłowego Nicka, szybującego do nich spokojnie.. – Wasi przyjaciele przesyłają wiadomość. Mówią, że trochę wspólnej pracy wam nie zaszkodzi i może poprawi wasze wspólne relacje, musicie więc sobie poradzić sami do czasu nawiązania nici porozumienia. Czyżby to była pokuta za grzechy?
Syriusz poderwał się na równe nogi.
- Chyba żartują! – zaprotestował żywo. – Po tych wszystkich razach, kiedy ratowałem mu tyłek zostawia mnie tu samego z nią!?
- Nie wiem jak przeżyjesz fizyczną pracę – mruknęła Lily, kiedy Nick zniknął za ścianą.
- Jedno z nas na pewno jej nie przeżyje, nie dałbym sobie jednak obciąć ręki że to będę ja i od pracy – wymamrotał Syriusz. Lily rzuciła mu krótkie, pełne pogardy spojrzenie, kiedy zaczął mamrotać obelgi pod adresem przyjaciół i zabrał się do pracy.
- W zasadzie to dobrze, że jesteśmy tu sami – powiedziała cicho po jakimś czasie. – Mamy sobie coś do wyjaśnienia.
- Niby co takiego?
- Ten przeklęty incydent dziś rano.
- Nie widzę tu nic do wyjaśnienia – oznajmił chłodno Syriusz. – Dla mnie wszystko jest jasne, rzuciłaś się i…
- Proszę? Ja na ciebie? Chyba ci się przyśniło! – prychnęła ze złością. – To rzuciłeś się na mnie!
- Musiałbym się zamienić z małpą na mózg, żeby cię pocałować – podniósł się, a Lily zrobiła to samo. Gdyby woźny nie zabrał ich różdżek, najpewniej celowaliby nimi teraz w siebie. Zamiast tego, mierzyli w siebie wściekle szmaty i butelki z płynem do czyszczenia podłóg. – Nigdy w życiu sam bym cię nie pocałował.
- Ale to zrobiłeś – wycedziła Lily zamachnąwszy ręką. Ścierka o cal ominęła twarz Syriusza. Pewnie ich dyskusja trwałaby i trwała, gdyby w tej chwili zwabiony krzykami woźny nie wpadł do środka, uciszając ich tym samym.
Wrócili więc do pracy.
Lily przesunęła się trochę i wycedziła tak cicho, że tylko Syriusz mógł ją słyszeć.
- James nie może się o tym dowiedzieć. To nie pomoże ani tobie, ani mnie.
Black przez chwilę pieczołowicie czyścił puchar za turniej gargulek, a potem zerknął na Lily i kiwnął krótko głową. Do końca wieczora siedzieli w milczeniu.

Kolejnego dnia stawili się na szlaban bez nadziei na to, że ktoś wybawi ich od pracy. Mimo nalegań i próśb Syriusza, do których w końcu dołączyła się nawet Lily, James pozostał nieugięty a pozostali – nawet Allie, na którą cicho liczyła Lily – w pełni ich poparli.
- Dobrze wam zrobi, jak pobędziecie trochę we dwójkę – oznajmiła Allie, kiedy Lily poprosiła o pomoc. – Musicie nauczyć się przebywać w swoim towarzystwie, Lily. Przykro mi to mówić, ale to męczy nie tylko was, ale i innych.
Kiedy więc woźny wyszedł, nawet się nie poruszyli.
- Gdybyś nie była tak uparta, nie musielibyśmy tutaj razem siedzieć – wymamrotał Syriusz, odczepiając gumy spod blatu ławki. Dzisiejszego dnia czyścili starą klasę, pełną śmieci zostawionych przez kilka pokoleń uczniów.
- Jasne, to ja rzuciłam się na Snape’a – zakpiła Lily, nawet nie patrząc na Syriusza.
- Do twojej wiadomości, to ten śmieć zaczął tym razem, nie ja – mruknął chłopak. Lily spojrzała na niego, unosząc wysoko brwi.
- Naprawdę? A niby co takiego ci zrobił, hm?
- Nie twój interes – wymamrotał chłodno Syriusz. Lily prychnęła z wściekłości.
Syriusz prędzej by zginął niż przyznał, że staną w obronie jej dobrego imienia. Nie obchodziło go co inni o niej mówią, sam zresztą twardo pracował nad jej opinią, jednak nigdy nie tolerował nazywania nikogo szlamą, nawet jej. Był jednak niemal pewny, że Evans dorobi sobie własną teorię, najpewniej zupełnie mu nie pasującą.
- Tak myślałam – powiedziała ze złością Lily. – Nie masz nawet tyle przyzwoitości, żeby się przyznać, że sam zacząłeś. Powiedz, próbujesz podbudować swoje ego, napadając na słabszych?
Syriusz nawet nie zauważył, kiedy wstał. W mgnieniu oka doskoczył do niej i zablokował jej rękę, którą zamachnęła się do uderzenia. Szarpnęła się, jednak był dla niej zbyt silny. Zrobił zdecydowany krok, pchając ją na ścianę.
- Nie oceniaj sytuacji o których nie masz pojęcia – wycedził, oddychając ciężko. Czuł, że lada moment eksplodując a sądząc po przestraszonej minie Lily, wyczuwała to. – Jeśli koniecznie musisz wiedzieć, ten śmieć wycierał sobie o ciebie gębę. Nie martw się, jeśli chcesz żeby chodził po szkole i nazywał cię szlamą, więcej się nie pofatyguję.
Z satysfakcją dostrzegł zmianę na jej twarzy i zrozumiał, że tą bitwę wygrał.
- Umiem o siebie zadbać – wymamrotała cicho.
- Wystarczyłoby podziękować – prychnął, puszczając ją i wracając powoli do swojej ławki.
- Dziękuje – powiedziała szybko, wyraźnie zakłopotana. Wzruszył ramionami.
- Nieważne – odpowiedział obojętnie, wracając do pracy. Czuł przez chwilę na sobie jej spojrzenie, jednak gdy podniósł głowę, była już zajęta swoją ławką.
Przez jakiś czas pracowali w ciszy.

- Musimy coś zrobić – oznajmiła sucho Lily, kiedy woźny zwolnił ich do wieży i zbierali swoje rzeczy. – Nie zniosę z tobą nawet chwili dłużej.
Syriusz wydał z siebie coś pośrednio prychnięciem a śmiechem, chowając do kieszeni odzyskaną przed chwilą różdżkę.
- Ja też miło będę wspominać ten wieczór – powiedział z ironią. – Niestety, twój chłopak wyraźnie postanowił uprzykrzyć nam życie i znając go, a znam go dobrze, nie zmieni zdania, chociażbyś nie wiem co mu zrobiła…
- Tak się składam, że wiem. Damy mu to, czego chce – oznajmiła chłodno i podeszła bliżej. – Zawiesimy broń.
- Ha! – wykrzyknął Syriusz. – Już to widzę… Nie mam zamiaru odbierać sobie przyjemności przebywania z dala od twojej osoby, wybacz.
- Ja też – syknęła Lily. – Ale jeśli czegoś nie zrobimy, czeka nas tydzień zdrapywania gum do życia z ławek, o ile ten dziad nie wymyśli czegoś gorszego…
- Dawno nie czyściliśmy nocników w skrzydle szpitalnym… - powiedział Syriusz, bardziej do siebie niż do niej po czym dodał: – Co proponujesz?
- Kłamstwo – odpowiedziała krótko Lily. Syriusz zaśmiał się krótko.
- Daj spokój, wzorowa pani prefekt umie kłamać? Nie wierzę.
Przewróciła oczami, podeszła do niego, zawinęła kosmyk włosów na palec i oznajmiła słodkim tonem.
- Więc uwierz.
Syriusz nie był w stanie powstrzymać śmiechu.
- Musimy ustalić parę szczegółów – podjęła, biorąc jego śmiech za zgodę. Syriusz przestał się śmiać i fuknął krótko.
- Nie jestem zdziwiony. Lubisz rządzić, co?
- Za to ty wprost uwielbiasz robić ludziom na złość.
- Tylko tobie – powiedział krótko. – I kilku innym osobom, ale to ty jesteś w czołówce.
- Jesteś kompletnym dzieciakiem – warknęła. 
- Za to ty jesteś taka dojrzała, że aż dziw bierze, że jeszcze jesteś w szkole – odburknął Syriusz.
- Dziecko w przedszkolu jest bardziej… - urwała i westchnęła. – I właśnie tego nie wolno nam robić.
- Tak – zgodził się Syriusz i spojrzeli na siebie z uwagą. Lily doskonale zdawała sobie sprawy, że ani James ani nikt inny nie pomoże im, póki nie przestaną przy każdej okazji rzucać się sobie do gardeł. Lily jednak nie mogła znieść obecności Syriusza i o ile w obecności przyjaciół mogła go po prostu zwyczajnie ignorować, o tyle kiedy byli sami... Trudno było określi to, co wtedy czuła.
Prawdą było, że od momentu przeklętego pocałunku o wiele trudniej było jej znieść jego obecność. Lily nie miała sobie nic do zarzucenia, ale nie miała pewności, co też może Syriuszowi wpaść do głowy. Przekonała się już nie raz, że bywa nieprzewidywalny.

Pomysł sam w sobie może był i całkiem dobry, niestety w ich wykonaniu okazał się niewypałem. Przesadzili.
Kiedy zeszli do Pokoju Wspólnego, przywołali na twarze najbardziej z przymilnych wyrazów twarzy na jakiego było ich stać. Komplementów, miłych słówek i słodkich gestów nie było końca i tylko idiota nie dopatrzyłby się w tym przesadnej sztuczności.
James idiotą, na ich nieszczęście, nie był. Zorientował się, kiedy tylko przekroczyli dziurę pod portretem. Być może dałby się nabrać na Syriusza, pomagającego Lily przejść przez wysoki próg, jednak łagodne klepnięcie go po plecach i słodki ton, jakim podziękowała, od razu ich wydał.
Mimo wszystko, nie zdradził się. Z rosnącym rozbawieniem obserwował jak sobie dogadzają i słodzą, uważnie obserwując jego reakcje i czekając aż powie, że mogą liczyć na ich pomoc. Dopiero kiedy następnego wieczora wychodzili na szlaban, objął mocno Lily, pocałował ją krótko i wyszeptał do ucha.
- Niezła próba, ale musicie postarać się bardziej. Miłej pracy.
- Jesteś absolutnie pewny, że to coś da? – zapytała Allie, kiedy usiadł obok nich obserwując wściekłą Lily, która nie udając trzepnęła zaskoczonego Syriusz w głowę, gdy podał jej rękę żeby pomóc przejść przez próg. James wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Ale sama przyznasz, że to było zabawne…
- Spójrzcie na to z innej strony – odezwała się spokojnie Molly. – Musieli się porozumieć, żeby tak zgodnie udawać, że się nie awanturują. A to już coś.

Lily zmieniła taktykę. Wiedząc, że udawanie nic nie da, postanowiła zwyczajnie ignorować Syriusza, co bardzo mu odpowiadało. Przez cały szlaban i kolejny dzień milczała, nie zważając na jego pomrukiwania aż w końcu zaczął robić to samo. James, chcąc nie chcąc był zmuszony pogodzić się, że to najbardziej pokojowe stosunki na jakie ich stać i w połowie szlabanu przybył z odsieczą.
Woźny Cratchet doskonale zdawał sobie sprawę z praktyk ratowania kolegów ze szlabanów, jakie były popularne wśród uczniów. Woźny, tuż obok Hagrida, stanowił najbardziej lubianą przez uczniów osobę w szkole. Kiedy staruszkowi tylko dopisywał humor, a rzadko zdarzało się, żeby nie dopisywał, po godzinie szorowania ławek czy czyszczenia pucharów zostawiał uczniów samych i najczęściej kiedy wracał, nie pytał o cud natychmiastowego porządku. Oczywiście zdarzało się, że pilnował wykonywania pracy rzetelnie i uczciwie – zwłaszcza wtedy, kiedy sam wymierzał karę. Wtedy jednak umilał karanym czas, opowiadając o historiach z czasów kiedy do Hogwartu chodził Dumbledore lub inni nauczyciele a tych znał naprawdę mnóstwo.
Nie protestował więc, gdy zastał wysprzątaną klasę, tylko puścił Lily i Syriusza, nakazując im wrócić kolejnego dnia.
Ostatniego dnia szlabanu, woźny siedział z nimi wyjątkowo długo. Kiedy w końcu wyszedł, to Lily pierwsza odrzuciła szmatę i przeszła po torbę, z której wyjęła rolkę zapisanego do połowy pergaminu i podręcznik do transmutacji. Syriusz z niekrytym podziwem patrzył, jak w pośpiechu zajmuje się pisaniem.
- Uczysz się? – spytał, nie mogąc się dłużej powstrzymać i zajrzał jej przez ramię. Lily spojrzała na niego, mrużąc oczy. To były pierwsze słowa jakie wypowiedział do niej po prawie tygodniu.
- Jak widać – powiedziała chłodno po chwili wahania.
- Masz tu błąd – oznajmił jej, wskazując palcem na błędne zdanie. Jego dłoń przypadkiem otarła się o jej szyję, na której natychmiast pojawiła się gęsia skórka. Lily poczuła, jak jej policzki płoną żywym ogniem. Przełknęła ślinę, ale gdy podniosła głowę, Syriusz odszedł, siadając na jednej z ławek. Wróciła do pisania wypracowania, szybko zdała sobie jednak sprawę, że nie da rady w tej chwili się skupić. Kiedy po raz szósty zapisała to samo zdanie, westchnęła cicho, zamknęła książkę i wsunęła ją z pergaminem do torby, a sama usiadła na ławce obok Syriusza.
Milczeli, wpatrując się w ścianę przed sobą. Lily zbierała się, żeby zacząć jakąś rozmowę, żaden temat nie wydawał jej się odpowiedni. Cisza zaczynała ją krępować.
Do tej pory jedynym jej kontaktem z Syriuszem, były złośliwości i wzajemne dogryzanie sobie. Lily potrafiła bez najmniejszego wysiłku doprowadzić go do furii, teraz jednak zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiele o nim wie i nie ma pojęcia, o czym można by z nim porozmawiać.
Wybrała więc najbardziej neutralny temat na jaki mogła tylko wpaść.
- Okropna dziś pogada.
Syriusz spojrzał na nią jak na wariatkę i Lily pomyślała, że zaraz odpowie jakąś złośliwością i zburzy chwilowy pokój, on jednak zmrużył oczy i po chwili wahania odpowiedział.
- Nie lubię, kiedy pada.
Znów zapadła cisza. Lily wbiła wzrok w swoje dłonie, czuła jednak że Syriusz ją obserwuje.
- To wypracowanie o zaklęciach transformujących ludzi w przedmioty? – zapytał w końcu, wskazując ręką na jej torbę. Kiwnęła głową.
- Cholernie to trudne – oznajmiła Lily, która transmutację wybrała tylko dlatego, że wymagano jej u kursie na uzdrowicieli.
- Błahostka – oznajmił krótko Syriusz i zapatrzył się w okno. Przez chwilę znów nic nie mówili. Lily zerknęła ukradkiem na Syriusza, który oglądał teraz swoje paznokcie. Przygryzła wargi, zamyśliła się, jednak żaden temat nie przyszedł jej do głowy. Syriusz najwyraźniej poczuł, że go obserwuje bo podniósł głowę i ich spojrzenia się spotkały.
Tym razem nie było wątpliwości, że to Syriusz objął Lily w pasie i przyciągnął do siebie. W tej samej chwili dziewczyna podniosła ramiona tak, że kiedy pochylił się nad nią, zarzuciła mu je na szyję. Ich usta zetknęły się początkowo na ułamek sekundy, delikatnie jakby oboje sprawdzali, na co mogą sobie pozwolić. A potem runęła bariera która ich powstrzymywała i w ułamku sekundy zupełnie się zatracili.
Przysunęła się bliżej, zrzucając ręką swoją torbę na podłogę i pozwalając, by położył ją na plecach. Rozchyliła usta, łapczywie łapiąc jego pocałunki. Nigdy nie przypuszczałby, że jego usta mogą być tak miękkie i ciepłe. Nie zaprotestowała, kiedy Syriusz wsunął dłonie pod jej koszulkę – w odpowiedzi szarpnęła tylko niecierpliwie za jego krawat, próbując po omacku go rozwiązać.
A potem na korytarzu rozległ się huk, rozbrzmiały głosy i Syriusz przerwał pocałunki, patrząc nieprzytomnym wzorkiem na drzwi.
- To tylko woźny – wymamrotała Lily, łapiąc go za szyję i zmuszając, żeby znów się nią zajął. Syriusz musnął ustami jej szyję i nagle poczuł się, jakby ktoś wylał mu wiadro wody na głowę.
- Woźny! – wykrztusił zsuwając się z Lily, która niecierpliwie odgarnęła włosy z twarzy. – WOŹNY!
Zrozumiała. Zeskoczyła z ławki, poprawiła zmiętą bluzkę i spódnicę i w chwili gdy drzwi się otworzyły, siedziała już pod ławką zdrapując gumę do żucia. Woźny wymamrotał pod nosem, że są wolni, rzucając ich różdżki na biurko i wyszedł. Z bijącym sercem Lily zebrał rzeczy i nie zwracając uwagi na Syriusza wybiegła z klasy.

Zimne krople wody skapywały na jej ciało nie przynosząc żadnej ulgi. Miała szczęście nie trafić ani na przyjaciół, ani na Jamesa kiedy wracała ze szlabanu – była pewna, że od razu dostrzegą że coś jest nie tak.
Prysznic wydawał się jej idealnym sposobem na ochłonięcie po tym niespodziewanym wybuchu namiętności. Nie był. Nogi nadal drżały jej z podniecenia, żołądek ściskał się w ciasny węzeł i wydawało jej się, że nadal jest gorąca i oddycha nierówno.
Czuła się potwornie. Doskonale zdawała sobie sprawę, co by się stało, gdyby im nie przerwano. W klasie kompletnie straciła opanowanie, oddała się chwili i zaszła tak daleko, jak jeszcze nigdy nie zaszła z Jamesem. Była niemal pewna, że gdyby woźny, dzisiejszego wieczora uprawiałaby seks z Syriuszem Blackiem. Tylko czysty przypadek ją od tego uchronił. Na domiar złego, ponownie zdradziła Jamesa – czuła się z tym jeszcze gorzej biorąc pod uwagę fakt, że naprawdę był dla niej ważny a Syriusz był jego przyjacielem. No, przynajmniej dotąd wydawało jej się, że był ważny.  Teraz coraz poważniej zastanawiała się, dlaczego właściwie z nim jest. Fakt, że tak mało brakowało, żeby…
Potrząsnęła głową.
- To absurd, Lily – powiedziała cicho, obmywając twarz wodą – Absurd. To Black tak działa na dziewczyny, przestań się tym przejmować.
Zakręciła kran, złapała za ręcznik i otuliła się nim mocno, podejmując decyzję. To, co omal stało się tego wieczora, nigdy więcej nie będzie miało miejsca.

- Możemy porozmawiać? – spytała cicho, zaglądając do dormitorium. Remus uśmiechnął się do niej i nim zdołała cokolwiek więcej powiedzieć, wyszedł zostawiając ja samą z Jamesem. Potter spojrzał na nią zaskoczony. Woda nadal skapywała z jej mokrych włosów, których w pośpiechu nie zdążyła wysuszyć. Przeszła stanowczym krokiem do niego, zamykając za sobą drzwi zaklęciem. Była zdecydowana, tak bardzo jak jeszcze nigdy dotąd i nie zamierzała zrezygnować. Być może w tej chwili zamierzała coś sobie udowodnić, być może nie postępowała w porządku w stosunku do Jamesa, ale jakaś znacząca cząstka jej mówiła, że to właśnie tego i tylko tego chce.
- Tak? – zapytał lekko zaskoczony, kiedy usiadła obok na brzegu łóżka i zaczęła się bawić niezręcznie guzikami piżamy, w którą przebrała się przed wyjściem z łazienki. Przez moment milczała, nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co chce powiedzieć i zrobić. W końcu odważyła się.
- Chcę to zrobić – powiedziała stanowczo, patrząc mu prosto w oczy – Chcę spędzić z tobą noc.
James zamrugał zaskoczony.

Autorka marnotrawna.

Mogłabym się wam znowu tłumaczyć, przepraszać i obiecywać, że wezmę się w garść i w końcu coś napiszę. Od jakiego czasu coraz częściej myślę o tym, jak bardzo tęsknię za swoimi bohaterami, i to nie tylko tymi z tego opowiadania, ale również tymi, których zostawiłam dawno temu. Czasem zdarza się nawet, że w przypływie nagłej chęci siadam i dopisuję kilka zdań do rozpoczętego wieki temu rozdziału trzeciego, ale potem nastaje ten moment, kiedy po prostu... po prostu mam dość.
Na moim dysku, jest zapisana znaczna część tej historii, którą planowałam dopieszczać i rozwijać. Najbardziej prosta wersja tego, co zaplanowałam bohaterów - bez zbędnych wątków, postaci, rzeczy, które uważałam za całkowicie zbędne. Skupiona w zasadzie tylko na Lily, Syriuszu i Jamesie.
Nie chcę wam znowu składać obietnic, których nie dotrzymam. Podejmuję męską decyzję, chociaż bardzo bolesną - tą historię już napisałam, tak jak chciałam, dawno temu. Nie będę jej na siłę zmieniać i rozwijać.
Dlatego jeszcze dziś wieczorem, dodam pierwszą jej część. W takiej wersji, jaką napisałam ją ponad rok temu. Od razu mówię, że w całości nie ma tego dużo - nieopublikowana część obejmuje jedynie 25 stron. Druga część, bo moim zamysłem od początku było podzielenie tego na dwie części, przed i po Hogwarcie, liczy sobie mniej więcej tyle samo. Sądzę więc, że opublikowanie całości podzielę na zaledwie kilka rozdziałów. Mam nadzieję, że będzie w stanie wybaczyć mi takie rozwiązani sprawy.

Obserwatorzy

Całkowita liczba wyświetleń stron