poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział IV

O ja zła, niedobra autorka marnotrawna. Nie, nie daję za wygraną. Nie patrzę ile czasu minęło od poprzedniego rozdziału. Nie chcę się jeszcze bardziej dobijać i wpędzać w poczucie winy. Ale walczę o to opowiadanie, bo mam bolesną świadomość tego, jak na samym początku w nie wierzyłam, jaką przyjemność mi sprawiało, ile pracy w nie włożyłam w i końcu - jak wiele odwagi kosztowało mnie, żeby się za nie zabrać.
Poprawiłam ile mogłam. Nie podołałam interpunkcji w dialogach - gdy zaczynałam pisać nie miałam jeszcze pełnej świadomości jak to powinno wyglądać. Poprawienie ponad czterdziestu stron tekstu, kiedy w końcu mam wakacje, jest ponad moje siły. Dlatego błagam, Ci którzy wciąż tu są - jeśli ktoś jeszcze jest - wybaczcie mi moją słabość, brak profesjonalizmu który powinnam wykazywać jako osoba pragnąca pracy redaktora oraz te wszystkie literówki które przepuściłam - prawda smutna jest taka, że nie dorobiłam się bety a pierwszą zasadą redagowania tekstów którą mi wpojono jest to, że własnych dzieł się nigdy nie poprawia.
Pełna wiary, że tym razem dobrnę do końca, Autorka Marnotrawna.



Lily przekręciła się na bok, okrywając szczelnie kołdrą. Dookoła niej rozlegało się potrójne chrapanie i w tej chwili Evans żałowała, że nie wróciła na noc do własnego dormitorium. Nocowanie w męskiej sypialni po mocno zakrapianej imprezie, to absolutnie nie był trafiony pomysł. Zwłaszcza, że następnego ranka powinna wstać na lekcje. Powinna bo to czy wstanie nie było jeszcze przesądzone.
Z drugiej strony nie chciało jej się z powrotem ubierać i dreptać klatką schodową do własnej sypialni.
Minęły trzy tygodnie, odkąd pierwszy raz spędziła noc z Jamesem i jak dotąd, przez pełne trzy tygodnie z dnia na dzień czuła się coraz gorzej.
Mówi się, że pierwszy raz nigdy nie jest idealny. Lily nie raz słyszała, że seksu jak wszystkiego innego, trzeba się po prostu nauczyć. Naprawdę wierzyła w to – nie mogła zresztą powiedzieć, że było jej źle. Wręcz przeciwnie, była pewna, że wiele dziewczyn oddałoby wszystko za to, co ona otrzymała w czasie swojej pierwszej nocy z mężczyzną. A jednak w jakiś dziwny, niezrozumiały dla siebie sposób czuła, że nie jest to tym, czego oczekiwała. I co gorsza, przez te trzy tygodnie wcale nie czuła, że jest lepiej.
Ani raz w tym czasie nie spotkała się z Syriuszem. Unikanie siebie nawzajem weszło im w nawyk i zaczęli robić to tak dobrze, że nikt się niczego nie domyślał. Tylko dwa razy miała okazję z nim porozmawiać, kiedy w czasie zaklęć zostali dobrani w pary – żadne nie odezwało się do drugiego.
Okryła się mocniej kołdrą i poczuła jak silne ramię Jamesa przyciąga ją do siebie obejmując mocno. Wtuliła twarz w jego pierś, westchnęła i zamknęła oczy, ponownie próbując zasnąć.

- Właśnie dlatego – powiedziała Allie, nalewając kawy do kubka i podając go Lily, która nieprzytomnie zamrugała. – nie śpię u nich zbyt często. A przynajmniej nie po imprezie w niedzielę.
- Mogłaś uprzedzić – wychrypiała Lily, ziewając szeroko. Molly poklepała ją pocieszająco po ramieniu. – Nie spałam całą noc…
- Nie pierwszą i nie ostatnią – zachichotała Allie. Lily przez chwilę nie rozumiała o co jej chodzi a kiedy załapała aluzję, .złapała za bułeczkę drożdżową i cisnęła nią w przyjaciółkę która zaśmiała się, uchylając przed ciosem. – Jaka wrażliwa!
- Spadaj – prychnęła Evans czując jak policzki palą ją żywym ogniem. – Nie wierzę, no…
Do Wielkiej Sali weszli dumnym krokiem Huncwoci, wyspani, rześcy i pełni energii, przyjmując gratulacje od skacowanych uczniów Gryffindoru za tak perfekcyjnie zorganizowaną imprezę. Allie zachichotała pod nosem, kiedy głowa Lily zsunęła się z jej ręki i tylko dzięki refleksowi Molly nie wpadła do jej miski z owsianką.
- Dzień dobry! – zawołał dziarsko James, siadając obok Lily która posłała mu mordercze spojrzenie. Remus wsunął się na miejsce przy Allie, dając jej w locie buziaka, natomiast Molly przylgnęła do ramienia Evans, gdy obok wcisnął się Syriusz. – Jak się spało?
- Fantastycznie – wymamrotała Lily, a Allie wybuchła głuchym śmiechem. Molly taktownie ukryła chichot za drobną dłonią.
- Świetnie – ucieszył się James, niedosłysząc ironii w głosie dziewczyny. Remus szybko opuścił głowę, by ukryć uśmiech. – Martwiłem się, że tak wcześnie uciekłaś…
Molly i Syriusz przesunęli się o kilka miejsc od Lily, kiedy spojrzała na Jamesa. Potter jak gdyby nigdy nic pałaszował właśnie jajecznicę, kiedy szturchnęła go bez ostrzeżenia ręką w głowę.
- A to co za co!? – oburzył się, chowając przed kolejnym ciosem.
- Wyspałam!? Martwiłeś!? – krzyczała Lily, waląc go na oślep. – Nie zmrużyłam oka, chrapaliście jak słonie!!
- Ups – wyrwało się Jamesowi, podczas gdy Lily nadal trzepała go po głowie. – Ale przecież to nie moja wina, no!
- Nigdy więcej nie dam się na coś takiego namówić. – oznajmiła twardo Lily, przestając okładać Jamesa bo obok przechodziła właśnie profesor McGonagall. – Jasne?
James kiwnął głową, poprawiając okulary które zsunęły się mu na czubek nosa. Spojrzał z wyrzutem na czerwonego Remusa i Syriusza, który zacisnął mocno usta w cienką linię i próbował zachować kamienną twarz. Lily najwyraźniej poprawił się humor, bo odstawiła kawę i zaczęła wyjadać pomidory z jajecznicy Pottera.

Syriusz rozejrzał się po Wielkiej Sali znużonym spojrzeniem. Kilka pierwszo i drugoklasistek patrzyło na niego maślanym wzrokiem, zignorował je jednak, wydając z siebie przeciągle ziewnięcie. Dziewczyny zarumieniły się i szybko odwróciły głowy, a Syriusz uśmiechnął się do siebie szeroko.
Za młode, ocenił krótko. Przy stole Ślizgonów kilka starszych dziewczyn wpatrywało się w niego intensywnie, ale nawet nie zatrzymał na nich dłużej wzroku. Syriusz kompletnie ignorował Ślizgonki, bez względu na to jak ładne by były – nie zamierzał mieć z nimi nic do czynienia.
Przeniósł spojrzenie na stół Krukonek jednak nie zdołał dłużej się nim zająć, bo ktoś szturchnął go w ramię.
- Idziemy – oznajmił James, wstając i przeciągając się. Lily też się podniosła, ziewając. – Mamy jeszcze trochę czasu przed lekcjami, prześpimy się… Tzn. Lily się prześpi – dodał widząc jej spojrzenie. – ja nie będę spał…
- Nie trudź się, zdrzemnę się u siebie – powiedziała Evans. – Z tobą nie da się wyspać.
- Ranisz moje uczucia – stwierdził Potter. Lily przewróciła oczami.
Syriusz spojrzał na nią dokładnie w tej samej chwili, co ona. Przełknął ślinę, czując nawracające wyrzuty sumienia, z którymi borykał się od prawie trzech tygodni. Sądząc po tym jak szybko odwróciła wzrok i wtuliła się w ramię Jamesa, ona też o tym nie zapomniała.
- W porządku – powiedział do Jamesa rozglądając się szybko po Wielkiej Sali. – I tak jestem umówiony.
- Do zobaczenia później – zawołał Potter, kiedy Syriusz szybko wyłonił z tłumu uczniów znajomą twarz i pobiegł w jej stronę.

Ławka zaskrzypiała smętnie, kiedy wysoka szczupła Puchnka wskoczyła na nią zgrabnie, pociągając za sobą Syriusza. Objął ją w pasie, odruchowo wsuwając dłonie pod jej bluzkę. Zamruczała z zadowoleniem, kiedy przesuwał je powoli po wyraźnie zarysowanej tali, równocześnie muskając ustami wyciągniętą szyję.
Michelle – a może Melanie, tego Syriusz nie mógł zapamiętać – ściągnęła zgrabnie bluzkę przez głowę i położyła się na wznak na ławce, oddychając ciężko.
- Co jest? – zapytała, kiedy Syriusz nie pochylił się nad nią tylko zawahał się, wpatrując w jej wyciągniętą sylwetkę. Przez jakiś czas milczał, ściągając brwi a potem wrócił do pieszczot. Na chwilę, bo jego uwagę natychmiast rozproszyło ciche stęknięcie drewna. – Co się dzieje? – spytała podirytowana. – Nie możesz się na chwilę skupić?
- Przepraszam – powiedział, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie. – Dziś nic z tego nie będzie, chyba mam jeszcze kaca…
Uniosła zaskoczona brwi, ale Syriusz poprawił już guziki koszuli. Michelle – a może Melanie – westchnęła wyraźnie niezadowolona i zeskoczyła z ławki. Założyła bluzkę, wspięła się na palce i pocałowała go długo i przeciągle, a potem wyszła z klasy, zarzucając włosy na plecy. Wbrew oczekiwaniom, nie zrobiło to na Syriuszu zbyt wielkiego wrażenia.

Lily szła korytarzem przeklinając cicho pod nosem. Ledwo położyła się do łóżka, wpadła spanikowana Molly przypominając jej o niedokończonym wypracowaniu z eliksirów.
Chcąc nie chcąc, Lily musiała wstać i teraz pędziła do biblioteki po książki, bez których nie mogła nic więcej napisać.
Poczuła silnie uderzenie i padła na ziemię, boleśnie tłukąc sobie pośladki.
- Patrz, jak… - zaczęła i natychmiast urwała, widząc leżącego naprzeciw Syriusza. Podniosła się szybko, otrzepując spódnicę – Cześć.
- Cześć… - powiedział nie patrząc na nią i również się podniósł. – Miałaś spać…
- Nie dokończyłam wypracowania dla Slughorna – wymamrotała, odgarniając niezręcznie włosy z twarzy. Syriusz kiwnął głową niezręcznie, wpatrując się we własne buty. Lily przełknęła ślinę czując jak robi jej się gorąco a kolana drżą niespokojnie. – Możemy chwilę porozmawiać… na osobności? – spytała ciszej, czując jak kilka osób przypatruje im się, najwyraźniej czekając na wybuch. Syriusz zawahał się, ale kiwnął głową i pokazał jej gestem drzwi od najbliżej z klas.
Przeszli milcząc dzielącą ich odległość a Lily z każdym krokiem serce waliło coraz mocniej. Syriusz puścił  ją przodem – czuła na sobie jego świdrujące spojrzenie. Wiedziała, że to co zaraz zrobi będzie czystym szaleństwem, ale jakaś cząstka jej domagała się teraz tak bardzo, że była pewna, iż nie da jej to spokoju, dopóki nie zaspokoi tej dziwnej potrzeby.
Dlatego, na przekór wszystkim swoim zasadom i zdrowemu rozsądkowi, kiedy Black zamknął drzwi, zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła całym ciałem do jego ciała. A potem go pocałowała.
Syriusz bez wahania odwzajemnił pocałunek. Rozchyliła szerzej usta, a on pchnął ją na najbliższą ławkę.
Chociaż rozum podpowiadał jej, że to co robi jest szalone, pozwalała, żeby obsypywał całe jej ciało pocałunkami.
Chociaż serce mówiło jej, że to co robi jest złe i nie fair wobec innych, nie protestowała gdy wsuwał ręce pod jej bluzkę i obuwał spódnicę.
Nie przerwała tej szaleńczej gry, mimo głosu krzyczącego w jej głowie, że to przyjaciel jej chłopaka.
Obezwładniająco rozkoszne gorąco rozeszło się po całym jej ciele. Stara ławka skrzypiała cicho, twarde deski wbijały w łopatki a oczy zasłoniła jej ciemność. Jęknęła przeciągle a potem zapadła głucha cisza.
- Co my wyprawiamy… - wyszeptała, oddychając ciężko w ramię nieruchomego Syriusza. Przełknął ślinę a potem powiedział zachrypniętym głosem.
- Nie mam pojęcia…

- Nie było cię na eliksirach – oznajmiła z wyrzutem Allie, kiedy zastała Lily przed kominkiem w Pokoju Wspólnym.
- Zasnęłam w bibliotece – skłamała Evans. – Slughorn był bardzo zły?
- Powiedziałam mu, że jesteś chora – powiedziała Allie, siadając obok. – Ale  był wściekły, Syriusz spóźnił się prawie pół godziny i nie za bardzo chyba mógł się jeszcze skupić, bo w połowie zajęć spowodował wybuch.
- Trzy osoby wylądowały w Skrzydle Szpitalnym – dodała rozbawiona Molly dosiadając się obok. – Ciekawa jestem, która to tak go rozproszyła…
Lily szybko spuściła głowę, udając że jest zajęta czytaniem.
- Właściwie, gdzie oni są? – spytała obojętnie po chwili, zdając sobie sprawę, że przy Allie nie ma Remusa, który ostatnio prawie nie odpuszczał jej na krok.
- Mówiłam, że trzy osoby wylądowały w Skrzydle Szpitalnym – zachichotała Molly. – Pani Pomfrey ich łata, niedługo powinni wrócić.
- Ah – powiedziała cicho Lily. – Nic im nie jest?
- Nie, są tylko trochę bardziej włochaci – zaśmiała się Allie.
Lily zachichotała i wbiła wzrok w książkę.
- Co się dzieje? – zapytała cicho Allie, obserwując uważnie Lily. Evans zamrugała i spojrzała na przyjaciółkę z uwagą.
- Nic, jestem tylko zmęczona… - powiedziała cicho, odgarniając nerwowo włosy z twarzy.
- Masz kaca, co?
- Nawet nie wiesz, jakiego…
Allie zachichotała i o nic więcej nie spytała. Lily przez chwilę jeszcze siedziała z przyjaciółkami po czym pod pretekstem łazienki wróciła do dormitorium. Dopiero kiedy zamknęła drzwi mogła pozwolić sobie na właściwie odreagowanie tego co się stało. Opadła z westchnieniem na łóżko czując, że serce nadal wali jej jak oszalałe. To co dziś zrobiła, było złe. Doskonale sobie z tego zdawała sprawę, chociaż jednocześnie każda najmniejsza jej cząstka, chciała to powtórzyć.
Nie wiedziała, w jaki sposób spojrzy Jamesowi w twarz. Co innego niewinny pocałunek, co innego… Potrząsnęła głową. Gdyby miesiąc temu powiedziała mu wszystko, być może miałaby jeszcze szansę na utrzymanie tego związku. Teraz przyznanie się do wszystkiego oznaczałoby koniec nie tylko ich jako pary, ale też najpewniej jego przyjaźni z Syriuszem. Nie mogła tego zrobić ani sobie, ani – przede wszystkim – jemu. Zniszczenie dwóch tak ważnych rzeczy w życiu innego człowieka było dla Lily zbyt wielkim ciężarem.
Pozostało więc tylko jedno – musiała zapanować nad tym przeklętym przyciąganiem i dopilnować, żeby to się nigdy więcej nie stało.
Gdyby to tylko było takie łatwe.

IV. Grudzień 1977, Hogwart/Dolina Godryka

Pokój Życzeń przybrał postać małej przytulnej sypialni. Syriusz opadł z westchnieniem na poduszkę obok Lily, która próbowała zapanować nad nierównym oddechem. Był siódmy grudnia a oni w ciągu tego miesiąca byli tu już trzeci raz.
- To się musi skończyć – wysapała Lily, otulając się puchową kołdrą – Musi.
- Przestań ciągle tu przychodzić, to się skończy – wymamrotał Syriusz, odgarniając włosy z czoła.
- Nie czekaj tu na mnie, to przestanę przychodzić.
Koniec rozmowy. Nie była ona pierwszą z tego rodzaju – każda zawsze kończyła się tak samo. Zapadła cisza – Syriusz obrócił się w stronę Lily, oparł głowę na dłoni i drugą zaczął kreślić kształty na wysokości jej mostka.
- Co robisz? – spytała rozbawiona. Wzruszył ramionami, jednak przestał.
To on wpadł na pomysł, żeby to tu się spotykali. W listopadzie o wiele łatwiej było im to wszystko ukryć – James miał treningi przed ostatnim meczem i bywały dni, kiedy w ogóle nie miał czasu żeby widywać się z Lily. Potem jednak spadł śnieg, minął ostatni mecz w tym roku i coraz trudniej było im znaleźć sposobność, żeby „spędzić” razem trochę czasu.
To zadziwiające, pomyślała Lily, wpatrując się w sufit - jak bardzo można być pomysłowym, kiedy robisz coś złego i musisz się z tym kryć.
Zwykle spotykali się w nocy, kiedy wszyscy inni spali. Pokutowali to potem niewyspaniem, jednak w natłoku idących egzaminów nie było siódmoklasisty, który nie chodziłby z kubkiem kawy i nie drzemałby przy każdej sposobności.
- Powinniśmy się zbierać – powiedziała cicho Lily, siadając i zbierając z podłogi swoje ubrania – Gruba Dama może marudzić…
Syriusz kiwnął głową i usiadł. Lily poczuła jego spojrzenie na swoich plecach i obróciła się, patrząc na niego pytająco.
- Ubieraj się – rozkazała bez przekonania. Teraz kiedy już się odwróciła wiedziała, że to był błąd. Westchnęła cicho, przysunęła się bliżej i zaraz potem zapomniała o Grubej Damie.

- Mama chce, żebyśmy wrócili do domu na święta – oznajmił przy kolacji James, patrząc na Syriusza.
- Myślałam, że wszyscy tu zostajemy – wtrąciła Lily, patrząc to na jednego, to na drugiego. Od jakiegoś czasu ścieżka wojenna między nią a Syriuszem stała się nieco łagodniejsza i ograniczali się tylko do drobnych złośliwości od czasu do czasu.
- Dajcie spokój, chyba nie mówisz poważnie, że chcesz jechać do domu – odezwała się Allie – To nasze ostatnie święta w Hogwarcie, musimy je spędzić razem!
- Nie panikujcie – powiedział szybko James, widząc, że obie zaczynają się już nakręcać a Molly otwiera usta.– Powiedziałem tylko, że chce żebyś wrócili. Nie, że wracamy…
- No – uspokoiła się Lily. – Masz szczęście…
- W zasadzie – zagadną ją pół godziny później, kiedy wracali do wieży już sami. – Miałem ci zaproponować… Może pojedziesz z nami?
- Syriusz niebyły szczęśliwy… - powiedziała wymijająco Lily, czując jak robi się jej gorąco.
- Jakoś by to przeżył. Nie namawiam cię – dodał szybko, widząc jak znów otwiera usta – ale mama zaproponowała, żebym cię zaprosił więc gdybyś chciała…
- Nie wiem, czy to dobry pomysł… Zawsze spędzałam święta w Hogwarcie – powiedziała cicho.
Relacje Lily z rodzicami odkąd poszła do szkoły, bywały różne. Lily urodziła w rodzinie która miała dość żelazne poglądy na wiele spraw i które dla dorastającej dziewczyny bywały dość uciążliwe. Fakt, że Lily zostawała pozostawiona sama sobie w szkole gdzie byli również chłopcy, był dla rodziny o tradycyjnych poglądach trudny do przyjęcia.
Prawdziwe piekło rozpoczęło się jednak w ostatnie wakacje kiedy przypadkiem wypsnęło jej się, że ma chłopaka. Miała milion powodów, żeby nie jechać. Spędzenie świąt razem z jego rodzicami, dałoby wrażenie, że ich związek jest czymś poważnym nie tylko Jamesowi ale również jego rodzinie. A Lily nie mogła na to pozwolić.
I tak czuła się paskudnie, zdradzając Jamesa. Wszystko potęgował fakt, że nauczyła się perfekcyjnie zwalczać wyrzuty sumienia i kłamać tak, jak potrafił mało kto. Wiedziała, że powinna dokonać wyboru – nie potrafiła jednak odejść od Jamesa bo w jakiś wyjątkowy sposób, była z nim szczęśliwa i chciała z nim być. Nie potrafiła jednak trzymać się z daleka od Blacka.
Spojrzała na Jamesa, chcąc wymyśli jakieś dobre kłamstwo i zobaczyła jego twarz, pełną cichej nadziei.
- No dobra – poddała się – Jeszcze do tego wrócimy.

- Dlaczego się zgodziłaś? – zapytał z wściekłością Syriusz, kiedy wszedł do Pokoju Życzeń i zamknął za sobą drzwi. Lily już czekała, siedząc okrakiem na łóżku otoczona notatkami i podręcznikami – Zwariowałaś?
- Zależy mu na tym – powiedziała cicho, zagarniając swoje rzeczy do torby.
- Mnie zależy na wielu sprawach i jakoś nie kwapisz się, żeby je spełniać chociaż nie są tak durne jak to!
- Bo z tobą nie chodzę – zdenerwowała się.
- Więc tak zamierzasz radzić sobie z wyrzutami sumienia? – spytał podirytowany.
- Ja przynajmniej jakieś mam! – wściekła się – To wszystko jest wystarczająco popieprzone, jeśli mogę zrobić coś…
- W ten sposób niczego nie ułatwiasz – powiedział Syriusz, zamachnąwszy rękami. - Brniesz w ten związek, wpajasz mu, że jesteś zaangażowana…
- Jestem – przerwała mu szybko Lily, odkładając bieliznę.
- Zdradzasz go – przypomniał jej Syriusz ze złością w oczach, jakby cała sytuacja była tylko i wyłącznie jej winą.
- Do tego trzeba dwojga – wyszeptała Lily. – Skoro jesteś taki mądry i tak ci z tym źle, śmiało, powiedz mu.  
- Ja po prostu nie uważam, żeby było koniecznym, żebyś tam jechała – wyraził swoją opinię Syriusz. – Wprowadzasz jeszcze większe zamieszanie.
- Wiem – powiedziała cicho Lily – Ale sprawię mu tym przyjemność i na razie tylko to się liczy. Dopóki... Dopóki jakoś nad tym nie zapanuję...
Syriusz spojrzał na nią, tylko przelotnie. Zapanowała krótka, niezręczna cisza. Zbliżył się. Lily poczuła, że jej serce zaczyna walić ja szalone. O co tu chodzi, zapytał cichy głos w jej głowie, dlaczego tak bardzo nie potrafisz mu się oprzeć?
- Nie powinniśmy ich do tego plątać – wyszeptał Syriusz, wpatrując się w nią uporczywie. Podniosła rękę do jego twarzy, musnęła opuszkami placów miękkie wargi. W głowie zaczęło jej szumieć. Dlaczego to robisz, Lily?
- Wiem – przyznała. – Ale nie potrafię mu odmówić.
Nie tylko jemu. Żadnemu z was, poprawił cichy głosik w jej głowie.

Lily poznała już rodziców Jamesa w ostatnie wakacje tuż przed powrotem do domu. Pani Potter sprawiała wrażenie zachwyconej wybranką syna i od razu zaprosiła ją na część wakacji do siebie. Lily koniec końców nie przyjechała, ale Doreen Potter co jakiś czas ponawiała zaproszenie, aż w końcu przed Bożym Narodzeniem Lily zaproszenie przyjęła.
Dolina Godryka była zimą pięknym miejscem i Lily zachwyciła się nim od razu. Z peronu Pan Potter przywiózł ich swoim najnowszym nabytkiem – magicznie powiększonym samochodem w którym spokojnie zmieścił by się cały Gryffindor.
Przyjechali w Wigilię późnym wieczorem, głodni i zmarznięci, przygotowana więc przez panią domu kolacja była dokładnie tym, czego potrzebowali. Kiedy zaspokoili pierwszy głód, Pani Potter mogła przejść do rzeczy.
- Cieszę się, że w końcu nas odwiedziłaś – powiedziała łagodnie do Lily, która zarumieniła się lekko – Miałam nadzieję, że przyjedziesz w wakacje, ale James chyba zbyt słabo cię przekonywał…
- Moi rodzice nie pochwalają nocowania u obcych mężczyzn przed zaręczynami – wyjaśniła cicho Lily, a Syriusz z trudem powstrzymał prychnięcie.
- Na miłość boską, przecież dostałabyś swój pokój! – wyrwało się za to Panu Potterowi, na co James zaśmiał się cicho.
- Są bardzo tradycyjni… - powiedziała zakłopotana Lily. Pani Potter wymieniła z mężem ukradkowe spojrzenia i uznała najwyraźniej, że lepiej nie wnikać w temat, zwróciła się więc do Syriusza.
- A jak się ma twoje serce, Syriuszu?
- Dziękuje, nadal niezależne – odpowiedział dziarsko Syriusz, a Pan Potter zachichotał.
- Nie rozumiem tego, żeby tak młody, przystojny i ujmujący człowiek nie mógł znaleźć sobie dziewczyny… Co też się dzieje teraz z tymi dziewczętami… No powiedz sama, Lily, gdybyś była wolna, nie interesowałby cię?
- No, interesował? – zaśmiał się cicho Syriusz, patrząc na nią z rozbawieniem.
- Prawdę mówiąc… - zaczęła Lily, a Black nagle się spiął – ... prawdę mówiąc, nie jest w moim typie. Ale wielu dziewczętom się podoba…
- Myślę, że po prostu nie jest na razie typem monogamisty – wtrącił James, ucinając dyskusję. Syriusz naburmuszył się trochę na to stwierdzenie, ale nie oponował.
Lily łyknęła szybko ze swojej szklanki żeby ukryć zakłopotanie. Państwo Potter jednak niczego nie zauważyli, niemal natychmiast zmieniając temat.

V. Styczeń 1978, Dolina Godryka/Hogwart

- Trzy… Dwa… Jeden!
Niebo przeszyły kolorowe fajerwerki. W powietrze wystrzelił korek od szampana… Nie. W powietrze powinien wystrzelić korek od szampana, nic takiego jednak się nie stało.
Lily wpatrywała się z rozbawieniem na nieudolne próby odkorowania butelki, których podjął się James. Niestety, korek się zaklinował i nie chciał odskoczyć. Syriusz dopingował przyjaciela.
- Nie tak, pajacu! Podważ go! Podważ, mówię, nie wpychaj!
- Zrób to sam, jak jesteś taki mądry – prychnął James, wpychając butelkę w ręce Syriusza.
- A zrobię! – zawołał Black, podejmując wyzwanie. Przez chwilę szarpał się z butelką.
- Panowie, jest pięć po północy… - zauważyła Lily, kiedy Syriuszowi się nie udało i obaj zaczęli kombinować co też z felerną butelką zrobić - … może pójdę po różdżkę?
- Nie ma na to czasu – oznajmił James, zamachnąwszy się – Trzeba urwać gwint!
- Zwariowałeś? Dajcie to… - prychnęła Lily i obejrzała butelkę. Wargi jej zadrżały, kiedy się spytała – Otwieraliście kiedyś szampana?
- Pewnie!
- To wiecie, że najpierw zdejmuje się ochronne sreberko?
James i Syriusz wymienili krótkie spojrzenia.
- W sensie, że jakie sreberko? – spytał głupio Syriusz, podchodząc do Lily, która pokazała mu butelkę – Ah, to sreberko…
- Otwieraj – zarządził James, walcząc z rozbawieniem. Obszedł Lily, objął ją w pasie obserwując jak Syriusz zdejmuje folię, przytrzymuje korek – Liczmy jeszcze raz? Trzy… Dwa… Jeden…
- Poczekaj! – zawołała nagle Lily, ale było już za późno. Syriusz podważył korek, który odskoczył do góry a szampan wylał się z niego obficie na trawnik. Wstrząsany przez ostatnie dziesięć minut niemal wybuchł, spływając po szyjce butelki i nim zareagowali, nie zostało go prawie nic.
Patrzyli oszołomieni na pustą butelkę.
- Szykuje się wyjątkowy rok… - wymamrotał James. Lily znów zadrżały kąciki ust i zachichotała.

Ziewnęła przeciągle i szybko zeszła po schodach, kierując się do kuchni, gdzie miała nadzieję znaleźć coś do jedzenia.
Zatrzymała się w pół kroku, widząc siedzącego przy stole Syriusza, który ściskał w ręku pustą szklankę.
- Cześć – powiedziała cicho, przechodząc na palcach do szafki gdzie według instrukcji Jamesa powinna była znaleźć jakąś przekąskę. Syriusz spojrzał na nią zaskoczony.
- Dlaczego nie śpisz?
- Mogłabym cię zapytać o to samo – wymruczała – Zgłodnieliśmy.
- Ach.
Nic nie powiedziała, grzebiąc w szafce. Czuła na sobie jego spojrzenie i przez krótką chwila poczuła się wyjątkowo nie pewnie. To był pierwszy raz odkąd opuścili Hogwart, kiedy byli sami. Lily nie ufała ani jemu, ani sobie na tyle, by dopuścić do tej sytuacji. Zwłaszcza, że na górze był James.
- Tu nic nie ma – powiedział nagle. Podskoczyła zdając sobie sprawę, że za nią stoi. Podniosła spojrzenie, czując jak muska dłonią jej policzek, jednak zamiast ją objąć, sięgnął do górnej szafki i otworzył drzwiczki ponad jej głową – Doreen robiła przemeblowanie – oznajmił, podając jej pudełko z ciastkami – Mówiła o tym gdy byliście na górze.
- Dziękuję – wyszeptała, ściskając kurczowo pudełko. Syriusz kiwnął krótko głową, obserwując ją uważnie. Odwróciła się i powoli ruszyła w stronę wyjścia.
- Ej, Evans?
Odwróciła się szybko.
- Tak?
- Szczęśliwego Nowego Roku.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Wzajemnie.

VI. Luty 1978, Hogwart

Kiedy drugiego stycznia wrócili do Hogwartu a zaraz rozpoczął się nowy semestr szybko stało się jasnym, że cudem będzie, jeśli przeżyją najbliższe miesiące. Nauczyciele nie tylko jak zawsze zasypywali ich gradem prac domowych, urządzali trudne sprawdziany i wprowadzali coraz cięższy materiał ale rozpoczęli również blok powtórek co jak się szybko okazało było niezbędne bo zadziwiająca większość klasy potrafiła wprawdzie przetransmutować się w dajmy na to szafę ale nie umiała zmieć zapałki w igłę.
Wraz z początkiem lutego większość nauczycieli skończyła przewidziany program i rozpoczęła jeszcze silniejsze powtórki. Teraz odeszły wprawdzie wypracowania jednak nadal wszyscy tkwili ciągle z nosem w książkach i powtarzając zaklęcia i uroki. Zdarzało się nawet – zwłaszcza wśród zdających eliksiry – że w czasie posiłków powtarzali składniki eliksirów.
- Dziś rano ta Krukonka Lizzie Conwel była tak zaspana, że wymieszała sos tabasco, siekane ogórki i paszteciki z dyni w misce owsianki – powiedziała między ziewnięciami Molly, która jak co wieczór w ramach relaksu sprzedawała im nowinki ze szkoły – Potem powiedziała, że chciała uwarzyć wywar pobudzający.
- Nie wyszedłby jej, ogórki trzeba by zmiażdżyć… - wymamrotała Lily z nieznanych sobie i innych powodów. Przez chwilę panowała cisza a potem wszyscy wybuchli śmiechem i śmiali się tak długo, dopóki nie rozbolały ich brzuchy. A potem nim zdołali wstać, zasnęli.

- Daj mi chwilkę – wymamrotała Lily, wchodząc do Pokoju Życzeń. Syriusz ziewną przeciągle wyciągnięty jak placek na łóżku i sprawia wrażenie, jakby nie bardzo go przejęła odmowa Lily. Od czasu świąt ich relacje nieco się poprawiły, zdarzyło się nawet kilka razy że normalnie porozmawiali nie powodując przy tym większych szkód nikomu i niczemu.
Kilka razy przez myśl Lily przeszło nawet, że gdyby z nim nie sypiała, mogli by się zaprzyjaźnić.
- Nie spiesz się – mruknął Syriusz, zamykając oczy.
-To miała być ironia?
- Prośba – jęknął Syriusz – To najwygodniejsze łóżko na jakim kiedykolwiek leżałem.
Lily zmrużyła oczy i wskoczyła obok Syriusza. Natychmiast ogarnęło ją błogie uczucie, jakby wszystkie troski i całe zmęczenie wchłonęły w materac.
- Jezu, jak dobrze… - westchnęła błogo Lily – O tak…
- Widzę, że nie będę ci już potrzebny – zakpił Syriusz, zezując na Lily rozbawiony. Evans parsknęła śmiechem.
- Tak, możesz już sobie iść…
- Poleżę tu sobie, jeśli nie masz nic na przeciwko…
Przez chwilę leżeli w kompletnej ciszy, a kiedy Lily w końcu poczuła się wystarczająco zrelaksowana, obróciła się na boku, wsparła głowę i rękę i spojrzała na Syriusza.
- Nie robimy nic złego, prawda? – spytała cicho. Drgnął i spojrzał na nią zdziwiony – Teraz, nie robimy nic złego, prawda? Tylko leżymy…
- No... Tak, teraz chyba tak – powiedział Syriusz po chwili zastanowienia – Ale przyszliśmy tu z nastawieniem na coś innego…
- Tak… Nie wiem, czy dam radę tak… Tak dłużej – westchnęła cicho, opadając na poduszkę. Syriusz nadal na nią patrzył – Powinnam coś zrobić, prawda? Nie chcę go okłamywać.
Syriusz przytaknął i spojrzał w sufit.
- Ale nie wiem, czy teraz dałabym radę tego już nie robić.
- Czego ty oczekujesz, co? Że powiem ci, że to dobre? – zdenerwował się, siadając. Lily też się podniosła – To NIE jest dobre. Chcesz, żebym to przerwał? Myślisz, że nie próbowałem? Nie wiem, co w tobie jest dziewczyno, ale to coś nie pozwala mi się od ciebie odsunąć. Więc jeśli oczekujesz, że będę tym  rozsądnym to z przykrością cię rozczaruję, bo nie potrafię tego zrobić!
- Nie chcę, żebyś to robił – wyszeptała cicho – Chcę, żebyś powiedział, że powinnam od niego odejść.
Zapadła głucha cisza. Wpatrywali się w siebie uważnie i Lily wcale nie była pewna, dlaczego to powiedziała. Prawda była taka, że w swym egoizmie nie potrafiła odejść od Jamesa i równocześnie pragnęła bliskości Syriusza.
- Nie mogę – powiedział chłodno Syriusz a Lily przymknęła oczy i zagryzła wargi – Nie zrobię mu tego.
- Ale możesz robić to? – prychnęła Lily, zamachnąwszy rękami jakby chciała objąć nimi cały pokój – Daj spokój, jaki sens jest go dalej oszukiwać? Naprawdę uważasz, że tego by chciał? Mamy go trzymać w szklanym koszu i pozwalać żeby wierzył w kłamstwa, tak?
- Skoro chcesz to zrobić, po co pytasz mnie o zdanie?
- Nie wiem, co chcę robić! Nie wiem, co powinnam robić – krzyknęła i opadła na ziemię, chowając twarz między kolanami – Po prostu tracę nad tym kontrolę, to bez sensu.
Syriusz stał nieruchomo wpatrując się w skuloną Lily. A potem powoli opadł obok niej i kulawo poklepał po ramieniu, szybko zabierając rękę. Lily podniosła głowę i spojrzała na niego oszołomiona czerwonymi oczami, mrugając szybko. Twarz Syriusza oblał szkarłatny rumieniec kiedy wpił wzrok w podłogę.
- Co… Co to było? – zapytała zachrypniętym głosem Lily.
- Chciałem… No wiesz… Dodać ci… otuchy – wybełkotał.
- Oh – wyrzuciła z siebie i nagle zrozumiała – OH! To…
Syriusz mruknął coś z zakłopotaniem natomiast Lily poczuła przypływ obezwładniającego ciepła. To był pierwszy tak czuły i zarazem tak życzliwy – nawet jeśli bardzo nieporadny – gest z jego strony.
- To było… To wiele dla mnie znaczyło – powiedziała w końcu, również odwracając od niego wzrok – Dziękuje…
Syriusz znów burknął coś pod nosem natomiast Lily zaczęła nerwowo skubać skórki. W końcu powiedziała.
- Masz rację, nie powinniśmy nic mówić – wyszeptała – Nie może się o tym dowiedzieć.
Czuła się podle, z drugiej strony nie wyobrażała sobie by James miał się o tym dowiedzieć. Nie miała jeszcze pomysłu jak wybrnąć z tej sytuacji pozostawała jednak nadzieja, że z czasem wszystko samo się wyjaśni.

VII. Marzec 1978, Hogwart

- Posuń się, Wiewióro – rzucił szorstko Syriusz, rzucając książki obok Lily. Posłała mu pełne złości spojrzenie, ale przesunęła się trochę. Zadrżała, kiedy lekko musnął ręką jej ramię, kiedy siadał na ławce.
- Też się cieszę, że cię widzę, Black – powitała go, wbijając wzrok w swoje wypracowanie. O tej porze w bibliotece panowała głucha cisza. Prócz nich, były tu jeszcze dwie siódmoklasistki od Krukonów, które wpatrywały się uporczywie w Syriusza i wyglądały, jakby zaraz miały zasnąć i jeden piątoklasista ze Slytherinu, który od dwóch godzin męczył się nad wypracowaniem.
- Przecież wiesz, że spędzanie z tobą czasu to dla mnie sama przyjemność, zwłaszcza w taką piękną, piątkową noc – zaintonował Syriusz, przerzucając kartki podręcznika do transmutacji. – Którą mógłbym poświęcić na coś przyjemniejszego.
- Uważaj, ktoś z boku mógłby powiedzieć, że ze mną flirtujesz – ostrzegła Lily, nie patrząc w jego stronę. Poczuła jak  przewierca ją spojrzeniem. Podniosła głowę, jego twarz była zdecydowanie zbyt blisko. Znajome ciepło rozlało się po całym jej ciele. Zacisnęła dłonie w pięści, by ukryć ich drżenie. – Chyba byś tego nie chciał.
- Skąd wiesz, że tego nie robię? – zapytał. Przez chwilę walczyli na spojrzenia a potem zaśmiali się cicho. Lily zamoczyła pióro w kałamarzu, wbiła spojrzenie w stronicę książki. – Nad czym tak usilnie pracujesz?
- Transmutacja – oznajmiła krótko Lily, czytając po raz kolejny to samo zdanie. – Nie powinieneś teraz uwodzić jakiejś naiwnej dziewczyny, jak to zawsze czynisz w takie wieczory, żeby potem w niedzielę przeklinać brak czasu? Sądziłam, że to twój sposób na naukę – zauważyła rozbawiona.
- Nie mam czasu na uwodzenie naiwnych dziewczyn – oznajmił krótko Syriusz, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem. – Po za tym, imiona wszystkich lepszych w tym zamku zdążyłem już poznać i zapomnieć, a pozostałe są zajęte.
Podniosła głowę.
- To jakaś przeszkoda? Że są zajęte? – spytała cicho, mając wrażenie, że każda osoba w bibliotece wbija teraz w nich spojrzenie. Rozejrzała się ukradkiem. Byli sami. Syriusz nie odpowiedział. Lily poczuła jak zaczyna drżeć. Wstała.
- Powinnam już iść – powiedziała głośno, zbierając swoje rzeczy. – Powodzenia z wypracowaniem. Dobranoc.
Opuściła bibliotekę, nim Syriusz zdążył coś powiedzieć. Przebiegła pustym korytarzem i schowała się w jednym z ciemnych zaułków, w których nikt nie mógł jej zauważyć. Odetchnęła głęboko, próbując zapanować nad drżeniem własnego ciała. Czuła, że jej policzki płoną, oddech był nierówny. Wystarczyła krótka rozmowa, żeby całkowicie utraciła nad sobą panowanie. Przez chwilę stała nieruchomo, próbując wyrzucić ze swojej głowy obraz Syriusza. Miała wrażenie, że jest to niemożliwe – jakby przyczepił się do jej świadomości i nie chciał odejść.
Co się z tobą dzieje, Lily Evans?

Potrzebowała kilku minut, żeby odzyskać nad sobą panowanie. Wzięła ostatni głęboki oddech a potem wyszła na korytarz, spojrzała na zegarek i przeklęła siarczyście. Była już cisza nocna.
Starając się nie narobić hałasu ruszyła przed siebie. W jej myślach nadal kręcił się niewyraźny obraz Syriusza.

Poczuła silny uścisk na ramieniu, a potem niewidzialna siła pociągnęła ją za sobą  w głąb korytarza. Chciała krzyknąć, ale napastnik był szybszy – ciepła ręka zasłoniła jej usta.
- Cicho, bo ktoś nas usłyszy – wyszeptał jej do ucha Black, jedną ręką nadal ją uciszając, a drugą obejmując w pasie. – Puszczę cie teraz.
- Co ty sobie wyobrażałeś? – syknęła, gdy ją uwolnił. Było ciemno, nie widziała jego twarzy, tylko niewyraźny zarys sylwetki. – Wiesz, co by się stało, gdyby ktoś nas usłyszał? Jesteś całkowicie niepoważny?
- Masz paranoję – wyszeptał Syriusz. – Nikt nas nie usłyszał. I nie martw się, mam ze sobą mapę i pelerynkę. Jeśli będziesz dostatecznie cicho, chociażby nas szukali, nie nic nie znajdą.
- Ciebie to bawi? – zapytała cicho, próbując dostrzec coś w ciemności. – Jesteś... Jesteś niepoważny. Kompletnie nie przejmujesz się konsekwencjami...
- O co ci chodzi? – jego głos był chłodny. Chłodniejszy niż kiedykolwiek. – Nie zwalisz na mnie winy, Evans. Oboje w tym siedzimy. Jeśli chcesz żebym poszedł na dno, pociągnę cię za tobą.
- Nie o to mi chodzi – wyszeptała. – Po prostu... Jest dla ciebie wszystkim. Powinieneś być mądrzejszy. Masz więcej do stracenia niż ja kiedykolwiek będę mieć. Powinieneś być ostrożniejszy.
- Nie próbuj być szlachetna – wycedził. Niespodziewanie zdała sobie sprawę, jak blisko siebie stoją. Poczuła, jak jego ciało się napina. Mogła wyczuć, jak bardzo zdenerwowany jest. – Chcesz żebym ci ułatwił zadanie i sam to przerwał. Nie wmawiaj mi, że mi nie zależy. Jeśli tak jest, tobie nie zależy tak samo.
- Tu nie chodzi o ciebie – warknęła. – Jest mi wstyd przez to, co robię. Gardzę sobą, bo nie potrafię ci odmówić, bo go okłamuję, chociaż nie chcę tego robić, bo on na to nie zasługuje– wzięła głęboki oddech. – Z nas dwojga, tobie powinno bardziej zależeć niż mnie.
Odwróciła się i nie czekając na odpowiedź odeszła, zapominając o ciszy nocnej i stukając głośno obcasami na korytarzu.

Przepraszam za ostatnie dwa akapity.  Są świeżutkie, napisane dziś wieczorem pod wpływem impulsu i dowodzą niezbicie, że prawie rok przerwy w pisaniu daje o sobie znać. Obiecuję poprawę. 

Obserwatorzy

Całkowita liczba wyświetleń stron